Zastrzelił psa na oczach dziecka

Estera i jej ukochany piesek, który został bestialsko zastrzelony
Estera i jej ukochany piesek, który został bestialsko zastrzelony
Źródło: TVN24

Tego tragicznego spaceru pani Magdalena z Łodzi i jej córka długo nie zapomną. Ukochany pies dziewczynki został zastrzelony na jej oczach przez starszego mężczyznę. Twierdzi, że się wystraszył, bo zwierzę skoczyło na furtkę jego płotu.

TVN24
Dowiedz się więcej:

TVN24

Pani Magdalena Matuszewska i jej 11-letnia córka wracały do domu ze spaceru z psem. Tymek szedł przed nimi: bez smyczy i kagańca. Według pani Magdy był spokojny, nikomu nie zagrażał. Kiedy zbliżyły się do zabudowań, nagle drogę zastąpił im zdenerwowany starszy mężczyzna.

- Wyszedł przed furtkę i otworzył drzwi. Miał w ręku tą wiatrówkę, krzyknął, że żaden kundel nie będzie mi tu chodził bez smyczy i kagańca I wtedy padł strzał. Bez żadnego ostrzeżenia, bez próśb czy zwracania uwagi strzelił do psa na oczach dziecka. - relacjonuje kobieta. - Szok, niedowierzanie i jedna myśl: trzeba ratować Tymka. Ale mężczyzna zaczął się odgrażać - dodaje.

Pani Magdalena postanowiła zawiadomić policję. - Na, co pan stwierdził, że mogę sobie dzwonić, on jest u siebie, a jak mi się nie podoba, to mi także może strzelić - opowiada kobieta.

Usłyszał zarzuty

Kiedy przyjechali policjanci, mężczyzna nie wypuścił ich na podwórko, wypuścił za to groźnego psa. Nie chciał się też wylegitymować. Okazało się, że jest pijany. W końcu udało się go zatrzymać i przesłuchać. - Kiedy wytrzeźwiał zostały mu postawione dwa zarzut. Pierwszy dotyczy zabicia zwierzęcia - grozi za to do roku pozbawiania wolności. Drugi dotyczył gróźb karalnych kierowanych pod adresem właścicielki psa. Grozi za to do dwóch lat pozbawienia wolności - wyjaśnia podinsp. Joanna Kącka z Komendy Wojewódzkej Policji w Łodzi

Wobec mężczyzny zastosowano dozór policyjny, a wiatrówkę oddano do analizy balistycznej.

"Był u siebie, miał prawo to zrobić"

Pani Magdalena próbowała ratować cierpiące zwierzę. Psa odwieziono do weterynarza, ale ten nie zdołał mu już pomóc. - Śrut wleciał pomiędzy żebrami i rozerwał płuca i tętnicę - relacjonuje pani Magdalena.

Rodzina emeryta twierdzi, że Tymek wskoczył na furtkę ich posesję. Przestraszyli się, dlatego mieli prawo go przegonić, nawet przy użyciu wiatrówki. Pani Magda jednak zaprzecza. - Jakby dzieci hałasowały i temu panu przeszkadzałby ich głos to, co? Też by strzelił do mojej córki? - pyta retorycznie. I dodaje: - To było po prostu bestialstwo.

Emeryt nie chciał rozmawiać z reporterami "Prosto z Polski". Głos w sprawie zabrał jego syn - Tomasz Pietrzyk. - Pies powinien być prowadzony albo w kagańcu, albo na smyczy. Gdyby tak było, nie doszłoby do incydentu - stwierdza mężczyzna.

Nie podziela opinii, że wystarczyłoby upomnieć właściciela. - Demonizuje się człowieka, który na własnym podwórku zrobił to, co uważał za stosowne - po prostu przepłoszył psa i trafił go nieszczęśliwie. Przykro z tego powodu, ale nie będę w tej chwili robił jakiegoś dramatu - mówi.

Straciła psa, nie rozumie dlaczego

Zabicie ukochanego psa najbardziej przeżyła mała Estera. Nie może zapomnieć, jak zwierzę piszczy z bólu i pogodzić z tym, że już go nie ma. Tym bardziej nie umie sobie wytłumaczyć tego, co się stało. - Nie chce sama spać, mimo, że ma 11 lat. W nocy się budzi z krzykiem i sprawdza, czy my nie zniknęliśmy, my wszyscy - ja mąż i brat - mówi pani Magdalena.

Rodzice wysłali Esterę na kolonie, żeby spędziła trochę czasu z rówieśnikami. Choć to trudne, już myślą o zaopiekowaniu się kolejnym psem. Boją się, że inaczej dziewczynka może się nie otrząsnąć z traumy.

Źródło: tvn24

Czytaj także: