Tego tragicznego spaceru pani Magdalena z Łodzi i jej córka długo nie zapomną. Ukochany pies dziewczynki został zastrzelony na jej oczach przez starszego mężczyznę. Twierdzi, że się wystraszył, bo zwierzę skoczyło na furtkę jego płotu.
Pani Magdalena Matuszewska i jej 11-letnia córka wracały do domu ze spaceru z psem. Tymek szedł przed nimi: bez smyczy i kagańca. Według pani Magdy był spokojny, nikomu nie zagrażał. Kiedy zbliżyły się do zabudowań, nagle drogę zastąpił im zdenerwowany starszy mężczyzna.
- Wyszedł przed furtkę i otworzył drzwi. Miał w ręku tą wiatrówkę, krzyknął, że żaden kundel nie będzie mi tu chodził bez smyczy i kagańca I wtedy padł strzał. Bez żadnego ostrzeżenia, bez próśb czy zwracania uwagi strzelił do psa na oczach dziecka. - relacjonuje kobieta. - Szok, niedowierzanie i jedna myśl: trzeba ratować Tymka. Ale mężczyzna zaczął się odgrażać - dodaje.
Pani Magdalena postanowiła zawiadomić policję. - Na, co pan stwierdził, że mogę sobie dzwonić, on jest u siebie, a jak mi się nie podoba, to mi także może strzelić - opowiada kobieta.
Usłyszał zarzuty
Kiedy przyjechali policjanci, mężczyzna nie wypuścił ich na podwórko, wypuścił za to groźnego psa. Nie chciał się też wylegitymować. Okazało się, że jest pijany. W końcu udało się go zatrzymać i przesłuchać. - Kiedy wytrzeźwiał zostały mu postawione dwa zarzut. Pierwszy dotyczy zabicia zwierzęcia - grozi za to do roku pozbawiania wolności. Drugi dotyczył gróźb karalnych kierowanych pod adresem właścicielki psa. Grozi za to do dwóch lat pozbawienia wolności - wyjaśnia podinsp. Joanna Kącka z Komendy Wojewódzkej Policji w Łodzi
Wobec mężczyzny zastosowano dozór policyjny, a wiatrówkę oddano do analizy balistycznej.
"Był u siebie, miał prawo to zrobić"
Pani Magdalena próbowała ratować cierpiące zwierzę. Psa odwieziono do weterynarza, ale ten nie zdołał mu już pomóc. - Śrut wleciał pomiędzy żebrami i rozerwał płuca i tętnicę - relacjonuje pani Magdalena.
Rodzina emeryta twierdzi, że Tymek wskoczył na furtkę ich posesję. Przestraszyli się, dlatego mieli prawo go przegonić, nawet przy użyciu wiatrówki. Pani Magda jednak zaprzecza. - Jakby dzieci hałasowały i temu panu przeszkadzałby ich głos to, co? Też by strzelił do mojej córki? - pyta retorycznie. I dodaje: - To było po prostu bestialstwo.
Emeryt nie chciał rozmawiać z reporterami "Prosto z Polski". Głos w sprawie zabrał jego syn - Tomasz Pietrzyk. - Pies powinien być prowadzony albo w kagańcu, albo na smyczy. Gdyby tak było, nie doszłoby do incydentu - stwierdza mężczyzna.
Nie podziela opinii, że wystarczyłoby upomnieć właściciela. - Demonizuje się człowieka, który na własnym podwórku zrobił to, co uważał za stosowne - po prostu przepłoszył psa i trafił go nieszczęśliwie. Przykro z tego powodu, ale nie będę w tej chwili robił jakiegoś dramatu - mówi.
Straciła psa, nie rozumie dlaczego
Zabicie ukochanego psa najbardziej przeżyła mała Estera. Nie może zapomnieć, jak zwierzę piszczy z bólu i pogodzić z tym, że już go nie ma. Tym bardziej nie umie sobie wytłumaczyć tego, co się stało. - Nie chce sama spać, mimo, że ma 11 lat. W nocy się budzi z krzykiem i sprawdza, czy my nie zniknęliśmy, my wszyscy - ja mąż i brat - mówi pani Magdalena.
Rodzice wysłali Esterę na kolonie, żeby spędziła trochę czasu z rówieśnikami. Choć to trudne, już myślą o zaopiekowaniu się kolejnym psem. Boją się, że inaczej dziewczynka może się nie otrząsnąć z traumy.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24