Negocjacje trwały do samego rana. Zgodnie z planem udało się podpisać umowę przed kamerami w obecności Antoniego Macierewicza. Ogłoszono wielki sukces. Bezsprzecznie jest on historyczny, bo pierwszy raz polski żołnierz będzie miał całkowicie polski karabinek. Problem w tym, że jest to sukces na kredyt, wciąż trwają ostateczne próby. Na dodatek umowa omija tradycyjne procedury zakupów dla wojska.
- Być może ktoś chciał pochwalić się dużym kontraktem na targach MSPO w Kielcach - mówi Mariusz Cielma, redaktor naczelny "Dziennika Zbrojnego". Polska Grupa Zbrojeniowa nie podpisała bowiem podczas zakończonego w pierwszym tygodniu września Międzynarodowego Salonu Przemysłu Obronnego w Kielcach żadnej istotnej umowy poza umową na karabinki Grot.
Szczegółowe zapisy kontraktu na Groty pozostają tajne. Oficjalnie wiadomo tyle, że za pół miliarda złotych mają zostać dostarczone 53 tysiące karabinków, przy czym ostatnie w 2020 roku. Pierwszy tysiąc ma trafić do wojska jeszcze do końca 2017 roku.
Badania, próby, certyfikacje...
To, co ujawniono wywołało jednak falę kontrowersji, ponieważ oficjalnie karabinek Grot przechodzi jeszcze badania kwalifikacyjne, nazywane też państwowymi. Mają się zakończyć w grudniu. Oznacza to więc, że podpisano umowę na zakup czegoś, co nie ma jeszcze ostatecznej formalnej akceptacji wojska. Jednak jak przekonują w rozmowie z tvn24.pl eksperci, nie jest to nic strasznego, a samego Grota trudno nazwać "niesprawdzonym".
Jak mówi Remigiusz Wilk, redaktor naczelny magazynu "MILMAG", podczas badań państwowych sprawdza się, czy karabinek spełnia szczegółowe wymagania wojska, opisane w założeniach taktyczno-technicznych. To dokument, który określa, jakie dokładnie ma być zamówione uzbrojenie. - To opasłe tomiska z różnymi detalami. Sprawdza się na przykład tolerancję wykonania luf z dokładnością do mikrometra (jedna tysięczna milimetra - red.) - tłumaczy Wilk.
Jednak karabinek Grot, nazywany wcześniej karabinkiem MSBS-5,56, jest poddawany różnym sprawdzianom już od wielu lat i wszystkie przeszedł. Wilk zwraca uwagę, że już w czerwcu 2014 roku broń przeszła certyfikację w Wojskowym Instytucie Technicznym Uzbrojenia. - To oznacza, że wówczas spełniał wymagania wszelkich norm. Od tego momentu teoretycznie można ją było sprzedawać - mówi.
Później przechodził jeszcze między innymi badania zakładowe, czyli Fabryka Broni Łucznik sama dokładnie sprawdziła swoje dzieło po tym, jak doprowadziła je do zadowalającej ją formy. Dopiero potem przekazano karabinek do badań państwowych. Po drodze małe partie liczące po kilkadziesiąt sztuk przekazano do testów między innymi Wojskom Specjalnym, Wojskom Obrony Terytorialnej i ABW. Te też się jeszcze nie zakończyły, ale z punktu widzenia procedur nie mają znaczenia.
Zostały drobne sprawy
Wilk jest przekonany, że teraz nie wyjdą już na jaw jakieś poważne wady nowej broni. - Na tym etapie, na jakim znajduje się Grot, zgłaszane są jedynie kwestie dotyczące ergonomii czy funkcjonalności broni - tłumaczy. Podobnego zdania jest Mateusz Kurmanow, dziennikarz magazynu "Special Ops", który mówi, że obecnie Grot ma szereg drobnych problemów, jednak mają one być "typowe na etapie dojrzewania konstrukcji".
- Chodzi o dobór materiałów, drobne problemy z ergonomią czy wykończeniem. Jednak to w żaden sposób nie są kwestie, które by dyskwalifikowały ten karabinek - zaznacza Kurmanow. Wilk dodaje, że nie ma czegoś takiego jak "broń doskonała" i skończona. - Gdyby zostawić wolną rękę konstruktorom, to mogliby ją doskonalić bez końca - mówi.
W praktyce, pomimo certyfikacji i badań kwalifikacyjnych, wiele detali wymagających najprawdopodobniej zmian, zostanie dostrzeżonych dopiero, kiedy broń w większej liczbie trafi do żołnierzy i ci zaczną jej normalnie używać. Temu w domyśle ma służyć pierwszy tysiąc Grotów, które według umowy mają zostać dostarczone jeszcze w tym roku, ale jak zapewnia wojsko, dopiero po formalnym zakończeniu badań państwowych. W praktyce oznacza to najpewniej koniec grudnia.
- Będą wykorzystywane do szkolenia i normalnie trafią do wojska. Wówczas mogą wyjść pewne poprawki. Pierwsza mała partia produkcyjna świetnie się do tego nadaje - mówi Wilk. Tak samo uważa Cielma, według którego uznanie pierwszego tysiąca grotów za partię próbną, jest "jak najbardziej zasadne". Choć ma on wątpliwości, na ile radomska fabryka będzie w stanie tak szybko zwiększyć produkcję karabinków.
Zdaniem Kurmanowa teraz wielkie znacznie będzie miało to, na ile sprawnie radomska fabryka będzie reagowała na uwagi wojskowych i wprowadzała ewentualne zmiany. Ekspert dodaje, że bardzo dobrze Grotowi zrobiłoby rozpoczęcie sprzedaży na rynku cywilnym, który bardzo szybko zweryfikowałby jego wartość i wytknął potencjalne problemy.
Dodatkowa motywacja do działania
Wątpliwości budzi jednak jeszcze kształt podpisanej umowy. Nie zawarł jej, jak to ma miejsce standardowo, Inspektorat Uzbrojenia, ale jednostka NIL, która zajmuje się zakupami dla Wojsk Specjalnych. Te rządzą się swoimi prawami i mogą nabywać uzbrojenie znacznie szybciej oraz prościej niż szeregowe wojsko. Robią to jednak znacznie mniej transparentnie, co w ich wypadku jest uznawane za dopuszczalne ze względu na tajny charakter większości ich działań i konieczność szybkiego reagowania na nowe potrzeby.
MON pod rządami Macierewicza zdecydował jednak, żeby do tego uproszczonego trybu podpiąć też nowo tworzone Wojska Obrony Terytorialnej (WOT). Znacznie ułatwiło to zakupy sprzętu dla nowej formacji, będącej oczkiem w głowie obecnego kierownictwa resortu. Skorzystano z tej opcji przy okazji Grotów, dzięki czemu można było zawrzeć umowę w Kielcach, jeszcze przed zakończeniem badań państwowych. Choć formalnie jest to legalne, to zaburza dotychczasowy system zakupów dla wojska i potencjalnie czyni go mniej transparentnymi.
Wilk nie ma wątpliwości, że umowa na dostawy Grotów, choć jest "nieortodoksyjna", to nie łamie przepisów, jest legalna i nikt nie będzie próbował się z niej wycofać. - Moim zdaniem zakup powinien być realizowany przez Inspektorat Uzbrojenia, natomiast rozumiem powody, dla których zdecydowano się na inną, być może szybszą ścieżkę - zaznacza ekspert, podkreślając, że chciałby, żeby zakupy "zawsze były realizowane tak samo". - W praktyce z różnych względów zdarzają się jakieś odstępstwa - dodaje. Niezależnie od tego Kurmanow jest przekonany, że dobrze, iż umowę w końcu podpisano. - To będzie dodatkowa motywacja do działania. Inaczej nie wiadomo, ile to by jeszcze trwało - ocenia ekspert. Jego zdaniem prace nad Grotem ogólnie ciągnęły się zdecydowanie za długo, ku czemu nie było "logicznych przesłanek".
Chodzi już o ponad dekadę prac, przy czym karabinek był praktycznie gotowy w 2014 roku, co udowodniło uzyskanie wówczas certyfikacji. Cały rok 2015 i 2016 zmarnowano jednak na procedury i dopiero w roku 2017 sprawa ruszyła naprawdę do przodu.W międzyczasie - jak mówi Kurmanow - Grot "stracił na nowoczesności".
"Historyczny moment" w cieniu zamieszania
Wilk ubolewa, że w zamieszaniu towarzyszącemu podpisaniu umowy na dostawy Grotów, ginie z oczu jej wielkie znacznie. - To przykre. Dla mnie to historyczny moment. Pierwszy raz polski żołnierz ma dostać całkowicie polski karabinek - mówi ekspert i podkreśla, że Grot jest "nieporównywalny" do podstawowego obecnie w polskim wojsku karabinka Beryl, opartego o system Kałasznikowa. - Grot to zupełnie nowa jakość. Rozumiem zachwyt testujących żołnierzy WOT, którzy mogli ją zestawić z bronią starszej generacji - dodaje.
W podobnym tonie wypowiada się Kurmanow. - Potencjalnie to jest jak najbardziej przyzwoita współczesna broń. Ogólnie jest dobrze, może być lepiej - mówi. - W porównaniu do Beryla jest to wręcz teleportacja w przyszłość - dodaje. Mówiąc o krytyce sposobu, w jaki podpisano kontrakt na Groty, Wilk zaznacza, że warto pamiętać, iż każdy zakup sprzętu dla wojska jest warunkowany politycznie. - Decyzję o zakupie podejmują w końcu politycy - wskazuje.
Autor: Maciej Kucharczyk/sk / Źródło: tvn24.pl