Mecenas Jerzy Glanc, pełnomocnik rodziny Adamowiczów oraz Antoni Pawlak, przyjaciel zamordowanego Pawła Adamowicza komentowali w "Faktach po Faktach" wyrok w sprawie zabójstwa prezydenta Gdańska. - To był prezydent, który był blisko ludzi, chodził ulicami, nie krył się w cieniu gabinetów - wspomniał Glanc. - Do dzisiaj nie mogę pogodzić z tą śmiercią i jej zaakceptować - przyznał Pawlak.
Sąd Okręgowy w Gdańsku - po trwającym niemal rok procesie i 25 rozprawach - wydał wyrok w sprawie Stefana Wilmonta, oskarżonego o zabójstwo prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Wilmont został uznany za winnego wszystkich zarzucanych mu czynów. Wymierzono mu łączny wyrok dożywotniego pozbawienia wolności z możliwością warunkowego przedterminowego zwolnienia po 40 latach. Na 10 lat pozbawiony został także praw publicznych.
- Popełnił zbrodnię bez precedensu w historii Polski - komentowała sędzia w ustnym uzasadnieniu wyroku. Sąd zgodził się - ze względu na ważny interes społeczny - na publikację danych i wizerunku zabójcy.
O wyroku rozmawiali w czwartkowym wydaniu "Faktów po Faktach" w TVN24 mecenas Jerzy Glanc, pełnomocnik żony prezydenta Gdańska Magdaleny Adamowicz i jego brata Piotra Adamowicza oraz Antoni Pawlak, wieloletni współpracownik i przyjaciel Pawła Adamowicza.
Glanc: każdy termin rozprawy był przypomnieniem chwil, które kiedyś mieliśmy szczęście przeżyć razem z Pawłem Adamowiczem
Mecenas Glanc przypomniał, że zbrodnia dotyczyła osoby, którą "Gdańszczanie doskonale znali". - I nie tylko dlatego, że sprawowała funkcję prezydenta od kilkunastu lat, ale dlatego że to był prezydent, który był blisko ludzi, chodził ulicami, nie krył się w cieniu gabinetów". - Dlatego też gdańszczanie, w tym ja, bardzo ciężko to wszystko znosiliśmy. Każda rozprawa, każdy termin rozprawy to było przypominanie sobie tych chwil, które kiedyś mieliśmy szczęście przeżyć razem z Pawłem Adamowiczem - przyznał.
Pytany o jego opinie na temat motywacji Wilmonta, mecenas odparł, że "na to pytanie wszyscy jeszcze będziemy poszukiwali odpowiedzi". - Dzisiaj usłyszeliśmy wyrok w zakresie odpowiedzialności karnej, że on ponosi odpowiedzialność karną za tę ohydną zbrodnię, którą dokonał na oczach tłumu, milionów widzów, którzy oglądali to piękne wydarzenie, którym jest finał WOŚP, który kojarzy nam się ze wszystkim, ale nie z agresją, nie z przemocą, nie z tego rodzaju czynami - przypomniał.
- Usłyszeliśmy wyrok, (Wilmont) został uznany za winnego, natomiast każdy z nas będzie rozpamiętywał przede wszystkim to, co widział na scenie - zauważył.
Pawlak: gabinet Adamowicza umarł razem z nim
Pawlak przyznał, że wolałby, aby wyrok nie zapadł oraz żeby Wilmont nie zabił człowieka. - Straciliśmy w ten sposób syna, brata, ojca, męża i przyjaciela. Jak ktoś długo i w chorobie umiera, to człowiek się przyzwyczaja, że tego kogoś zabraknie. Jak kogoś nagle zabijają, w takim akurat niesamowitym dniu, to... ja na przykład do dzisiaj nie mogę pogodzić z tą śmiercią i jej zaakceptować. Ja wiem, że to jest dziecinne, ale myślę, że to jeszcze może długo potrwać, niestety - powiedział.
Zaznaczył, że brakuje mu Adamowicza. - Bardzo brak, nie tylko po ludzku, ale też w jakiś sposób symboliczny. Jego gabinet, który był miejscem, gdzie zbierali się jego najbliżsi współpracownicy, już nie istnieje. Aleksandra Dulkiewicz nie zdecydowała się urzędować w tym gabinecie, tego gabinetu już nie ma. I chyba to bardzo dobra decyzja, bo ten gabinet umarł razem z Adamowiczem - zauważył.
Pawlak przyznał, że obawia się, że "straciliśmy jeszcze jedno". - Wchodzimy coraz głębiej w taką paranoję nienawiści. Naprawdę boję się, czym to się może skończyć. Tutaj możliwe są bardzo różne scenariusze, ale żaden z nich nie jest optymistyczny - wyjaśnił.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24