- Albo się wierzy ojcu, albo Kiszczakowi - powiedział Jarosław Wałęsa, europoseł PO i syn byłego prezydenta Lecha Wałęsy. O sprawie teczek TW "Bolka", znalezionych w domu gen. Kiszczaka, mówił w programie "Piaskiem po oczach".
- Nigdy nie pytałem ojca o współpracę z SB. On sam wielokrotnie do mnie przychodził i tłumaczył to jak obcemu człowiekowi. To niebywałe - powiedział Jarosław Wałęsa. - Nie pytam go o to, bo wiem, jaka jest prawda, którą on już powiedział dawno temu. Nie musi niczego mi wyjaśniać, bo to nie wniesie nic nowego. Uważam, że to, co mówi, można przyjąć albo odrzucić, nie ma półprawdy. Albo się wierzy ojcu, albo Kiszczakowi - dodał.
Wiarygodność akt
Jak zaznaczył europoseł, dokumenty dotyczące Lecha Wałęsy były podrabiane i jest to wiadome od lat. - Sąd lustracyjny stwierdził wyraźnie, że akta ojca były podrabiane, a sąd apelacyjny to potwierdził - powiedział. - Wiemy, że niektóre dokumenty ojca były podrabiane, a niektóre mogą być prawdziwe. Nawet jeśli 95 procent z akt (znalezionych u gen Kiszczaka - red.) okaże się być prawdziwych, a 5 procent fałszywych, to czy możemy oceniać mojego ojca na podstawie fałszywek? - pytał Jarosław Wałęsa. - Te dokumenty nie są w stanie określić, co mój ojciec robił, a czego nie, bo nie jesteśmy w stanie stwierdzić, który z dokumentów jest prawdziwy - przekonywał. - Nawet jeśli grafolog stwierdzi, że większość akt jest fałszywych, to nic się nie zmieni. Ci, którzy nazywali ojca "Bolkiem", dalej będą go tak nazywać, a ci, którzy uważają go za bohatera, nadal będą go za niego uważać - zaznaczył Jarosław Wałęsa. - Prawda jest taka, że wszyscy znamy mojego ojca. Jest niefrasobliwy, niesterowalny, wybuchowy. To była jego siła w tamtych latach. Dzięki temu potrafił grać z SB i prowadzić "Solidarność" w latach 80. - dodał.
"Ojciec nikogo nie skrzywdził"
Jarosław Wałęsa powiedział, że jego ojciec przyznał się, iż w grudniu 1970 r. wyszedł ze spotkania z SB "nie do końca czysty", bo podpisał jakieś dokumenty. - Czy na podstawie jednego potknięcia można budować legendę, że stał się "Bolkiem"? - pytał. - Ojciec grał z SB przez kilka miesięcy i na tym zakończyła się współpraca. W 1976 r. SB próbowała znowu i wtedy definitywnie stwierdzono, że nic się nie da w tej kwestii zrobić. To, że bezpieka twierdziła, że kontynuowała współpracę, to nie wina mojego ojca - mówił europoseł. - Wydaje mi się, że przez 2-3 miesiące przychodził na wezwania, a później nie reagował na nie. Nie dostarczał niczego, co można nazwać donoszeniem. Odrzucam te oskarżenia, bo to są rzeczy spreparowane, których mój ojciec się nie dopuścił - zaznaczył. - Jestem święcie przekonany, że mój ojciec nikogo nie skrzywdził, na nikogo nie doniósł w taki sposób, że znalazł się w więzieniu albo miał jakieś problemy - podkreślił. Dodał, że nie wydarzyło się nic, z czego Lech Wałęsa "musiałby się teraz usprawiedliwiać".
Jarosław Wałęsa pytany, czy wypłynięcie akt TW "Bolka" go zaskoczyło, odpowiedział: - Nie jestem zdziwiony tą sytuacją. Byłbym zdziwiony, gdyby Kiszczak tego nie trzymał. Zadziwiające jest to, że próbujemy myśleć o tym jako o przypadku.
Zaplanowana akcja?
Zdaniem eurodeputowanego PO ujawnienie dokumentów TW "Bolka" mogło być zaplanowaną akcją polityczną.
- Kilka tygodniu temu ojciec chciał zorganizować dyskusję w IPN. IPN postawił dziwne warunki, więc ojciec zdecydował się, że wyjeżdża, bo ma spotkanie w Wenezueli i będzie bronił więźniów politycznych. Wtedy pojawiają się nowe dokumenty. Fascynujący zbieg okoliczności - mówił Jarosław Wałęsa. - Za długo jestem w polityce, by wierzyć w takie zbiegi okoliczności - skwitował.
Zapytany, czy jego zdaniem ujawnienie dokumentów TW "Bolka" ma coś wspólnego ze "studniówką rządu PiS", eurodeputowany odpowiedział: - Uważam, że za każdym razem, jak PiS dochodzi do władzy, to pojawiają się nowe kwity na mojego ojca. Na pewno jest wisienką na torcie, którą można przykryć niedociągnięcia rządu.
Co z Nagrodą Nobla?
Na pytanie, co sądzi o pomysłach odebrania Lechowi Wałęsie Nagrody Nobla i patronatu lotniska w Gdańsku, Jarosław Wałęsa odpowiedział, że Nagroda Nobla jest na Jasnej Górze, a pieniądze zostały przekazane na cele charytatywne. - Jeden poseł z Pomorza mówi o lotnisku, ale to człowiek mały, małostkowy. Facet, który nie rozumie, że nie można niszczyć symboli naszego kraju. A czy lubimy mojego ojca, czy nie, to on tym symbolem jest - podkreślił.
Autor: mw/ja / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24