Upadek 19-letniego Darka podczas przepychanki z kolegami nie musiał zakończyć się śmiercią. Jednak lekarz pogotowia przyjechał na miejsce zdarzenia, zbadał 19-latka.. i stwierdził, że nie ma powodu do zmartwień. Powiedział rodzinie Darka, że jak ten wytrzeźwieje, poczuje się lepiej. Chłopak położył się spać, ale ze snu już się nie obudził. Okazało się, że miał pękniętą czaszkę. Lekarz dostał wyrok w zawieszeniu. Po upomnieniu od sądu lekarskiego pracuje dalej.
W sierpniu 2009 roku Dariusz Rybak pił alkohol z kolegami. W pewnym momencie doszło do sprzeczki. Jeden z kolegów popchnął go, a 19-latek upadł na ziemię i stracił przytomność. Na miejsce wezwano pogotowie, gdzie lekarzem był dr Witold J., były dyrektor szpitala w Słupsku i chirurg z wieloletnim stażem.
Nie zabrał chłopaka do szpitala i nie wykrył pęknięcia podstawy czaszki. Rodzinie powiedział, że wszystko jest w porządku, a gdy chłopak wytrzeźwieje, to będzie zdrowy. Darek nie przeżył tej nocy.
Lekarz dobrowolnie poddał się karze, a wyrok - dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na cztery - ustalono w gabinecie prokuratora.
- To nie jest wcale łagodna kara. On nie był wcześniej karany, ma wieloletnią praktykę jako lekarz. Popełnił błąd i ponosi za niego odpowiedzialność - mówi Jadwiga Rokicka, prokurator okręgowy w Lęborku.
Nieznajomość prawa zaszkodziła
- Chcemy sprawiedliwości. Żeby pan doktor został surowo ukarany - mówi Dorota Kulpa, ciotka Dariusza Rybaka.
Okoliczności, w jakich doszło do zgonu, zdaniem prokuratury nie pozwoliły na postawienie zarzutu nieudzielenia pomocy ze skutkiem śmiertelnym, a jedynie narażenia życia.
Matka chłopaka była oskarżycielem posiłkowym, ale nie zrozumiała, jakie przysługują jej prawa. Nie wiedziała, że może odwołać się od wyroku i choć nie zgadza się z nim, to minęło siedem dni od ogłoszenia, więc wyrok uprawomocnił się.
- Co ja mogę zrobić. Teraz już nic nie mogę zrobić - mówi zrezygnowana Zofia Rybak.
- Obowiązkiem sędziego jest pouczenie w taki sposób, aby dana osoba zrozumiała, jakie prawa jej przysługują. Jeśli nie rozumie, to powinna to powiedzieć w trakcie posiedzenia - zwraca uwagę Aleksandra Szumińska, sędzia sądu rejonowego
"Bardzo przeżywał całe zdarzenie"
Witold J. nie stracił prawa wykonywania zawodu, czym rodzina Darka jest dodatkowo zbulwersowana, tym bardziej, że nie doczekali się słowa "przepraszam".
- Sprawiedliwości nie ma i nie będzie. Gdybym dzisiaj zabiła psa, to poszłabym siedzieć na dwa lata. Tu zginął młody człowiek i nikt odpowiedzialności nie bierze - mówi Dorota Kulpa, ciotka Darka.
Koledzy i koleżanki dr J. wiedzą o wyroku, ale nie komentują go. Konsekwentnie milczy też sam lekarz. W jego imieniu wypowiada się przedstawiciel Okręgowej Izby Lekarskiej, ponieważ Witold J. stanął też przed sądem lekarskim, który ukarał go jedynie upomnieniem - najłagodniejszą karą, jaką mógł. Najsurowsza to odebranie prawa wykonywania zawodu.
- Sąd Lekarski nie opiera się na kodeksie Hammurabiego, czy jakimś innym, tylko na kodeksie etyki lekarskiej i bierze pod uwagę całość postawy lekarza. Tu mówimy o bardzo trudnej stronie pracy lekarza - mówi Roman Budziński, z Okręgowej Izby Lekarskiej. Zaznacza, że dr J. bardzo przeżywał całe zdarzenie, o czym świadczy choćby dobrowolne poddanie się karze.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24