To są wszystko instytucje obywatelskie, a nie jakieś zamknięte enklawy wykluczone z mapy społecznej działalności. Poszłam tam, gdzie mogę być jako obywatelka - mówiła w sobotę w "Faktach po Faktach" Klementyna Suchanow z Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Tak tłumaczyła swoje wejście na teren Trybunału Konstytucyjnego podczas czwartkowych protestów. Aktywistka została wówczas zatrzymana przez policję.
W czwartek wieczorem w Warszawie i innych polskich miastach odbywały się protesty przeciwko wyrokowi kierowanego przez Julię Przyłębską Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zaostrzenia prawa aborcyjnego, zorganizowane między innymi przez Strajk Kobiet. Dzień wcześniej wyrok został opublikowany w Dzienniku Ustaw. Podczas czwartkowego protestu policja zatrzymała 13 osób. Wśród nich była jedna z liderek Ogólnopolskiego Strajku Kobiet Klementyna Suchanow. W piątek wieczorem OSK poinformował, że została ona zwolniona z aresztu w Mińsku Mazowieckim.
Opozycja i wielu konstytucjonalistów twierdzi, że skład TK pod przewodnictwem Przyłębskiej został obsadzony nieprawidłowo - zasiadali w nim między innymi tak zwani sędziowie dublerzy.
Klementyna Suchanow była gościem sobotnich "Faktów po Faktach" w TVN24.
"Wydaje się, że rządzącym nie bardziej pasuje, żeby coś nam się stało"
- Czuję się całkiem dobrze, mam wrażenie, że lepiej niż moje koleżanki, które musiały być na ulicach dłużej w tym zimnie, a ja jednak w jakimś cieple, nawet herbatę mi podano - powiedziała Suchanow dzień po tym, jak opuściła policyjny areszt. Jak mówiła, była w różnych komisariatach, ale najwięcej czasu spędziła w Mińsku Mazowieckim. - Muszę przyznać, że tam bardzo mile się wobec mnie zachowywano. Ale też rozpoznałam taką właściwość, że do momentu, kiedy nie było wiadomo, że jestem Klementyną Suchanow, to traktowanie bywało inne, a w momencie, gdy ktoś się orientował, kim jestem, to ono się zmieniało - relacjonowała.
Przyznała, że "w tej sytuacji wydaje się, że lepiej być Klementyną Suchanow" niż zwykłą uczestniczką protestu. - Wydaje się, że rządzącym nie bardzo pasuje, żeby coś nam (liderkom Strajku Kobiet - red.) się stało, więc się chyba z nami delikatniej obchodzą. Ale to pokazuje dwulicowość - oceniła.
Aktywistce postawiono trzy zarzuty: naruszenia nietykalności cielesnej policjanta, wdarcia się na teren Trybunału Konstytucyjnego oraz zniszczenia dwuskrzydłowych drzwi wejściowych do jego siedziby. Szkodę wyceniono na dwa tysiące złotych.
- Nie mogę wejść do budynku trybunału, nie mogę się zbliżyć do budynku na odległość 100 metrów. Mam dozór policyjny, raz w tygodniu powinnam się stawiać na komisariacie - wyjawiła aktywistka.
"Czasami są sytuacje, że trzeba przeskoczyć ogrodzenie"
Zapytana, dlaczego wtargnęła na teren TK, odparła: - Niespecjalnie tam wtargnęłam.
- To są wszystko instytucje obywatelskie, a nie jakieś zamknięte enklawy wykluczone z mapy naszej społecznej działalności. Więc poszłam tam, gdzie również mogę być jako obywatelka. Czasami są sytuacje, że trzeba przeskoczyć ogrodzenie - powiedziała.
Jak mówiła, jej celem było uzmysłowienie rządzącym, że "pomimo tego, co robią, Polki pożądają czego innego". - Pomimo tego, co zmajstrowano w trybunale, to aborcja po prostu będzie kiedyś legalna, będzie normalnym zabiegiem medycznym. Przypomniałam im poprzez powieszenie tam plakatu nawiązującego do Argentyny - gdzie pod koniec roku kobiety zyskały proaborcyjne, bardzo nowoczesne prawo - że u nas też tak kiedyś tak będzie. To jest tylko kwestia czasu. Oni mogą sobie jeszcze teraz podskakiwać, ale to się kiedyś skończy. Ich dni są policzone - przekonywała Suchanow.
Suchanow: nasza działalność to nie tylko ulica
Jak podkreśliła, Strajk Kobiet działa na ulicach, ale jednocześnie zajmuje się aspektami prawnymi. - Jest już podjęta inicjatywa legislacyjna przez Lewicę, której częścią stałyśmy się w listopadzie zeszłego roku, która będzie liberalizowała to prawo (aborcyjne - red.). Ale oprócz tego jako Strajk Kobiet będziemy prowadzić kampanię proaborcyjną. To nie będzie tylko ulica - zapewniła.
Wyznała, że osobiście chciałaby, aby "aborcja stała się zabiegiem medycznym i była tak traktowana". - Są dwa sposoby: można zmieniać prawo i doprowadzać do liberalizacji aborcji albo zupełnie wykreślić ją z kodeksu prawnego na sposób kanadyjski i traktować po prostu jako część służby zdrowia - wskazała.
Zaznaczyła, że Strajku Kobiet nie interesuje powrót do tak zwanego kompromisu aborcyjnego, który obowiązywał od 1993 roku. - Nie interesuje nas również referendum, bo nie głosuje się o prawach człowieka w referendach - oznajmiła.
Zapowiedziała, że w przyszłym tygodniu można spodziewać się kolejnych protestów.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24