W dniu wypadku samochodowego ówczesnego ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza w 2017 roku jego kierowca nie miał zezwolenia na kierowanie pojazdami uprzywilejowanymi - podał w piątek portal Onet. Służba Kontrwywiadu Wojskowego miała wystawić mu takie dokumenty kilkanaście dni po wypadku. Prokuratura umorzyła w tej sprawie śledztwo. Politycy Platformy Obywatelskiej zapowiedzieli złożenie doniesienia do prokuratury w sprawie niedopełnienia obowiązków przez prokuratorów.
Do karambolu z udziałem samochodu, którym jechał ówczesny szef MON Antoni Macierewicz, doszło 25 stycznia 2017 roku w Lubiczu Dolnym koło Torunia, na drodze krajowej nr 10. Zderzyło się osiem pojazdów, w tym dwa samochody BMW należące do Żandarmerii Wojskowej. W zdarzeniu ucierpiały trzy osoby. Szef MON nie odniósł obrażeń. Zaraz po zderzeniu pojechał innym samochodem do Warszawy.
Brak uprawnień do prowadzenia pojazdów uprzywilejowanych
Onet podał, że w dniu wypadku kierowca Macierewicza, Kazimierz Bartosik nie miał uprawnień do kierowania pojazdami uprzywilejowanymi. Prokuratura badała tę kwestię w osobnym śledztwie.
Z ustaleń portalu wynika, że na początku prowadził je wydział wojskowy Prokuratury Rejonowej Warszawa-Ursynów, ale potem sprawa została zabrana przez Prokuraturę Okręgową w Warszawie.
Śledztwo - według Onetu - umorzył osobiście szef Prokuratury Okręgowej prokurator Paweł Blachowski, zaufany człowiek ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry.
Zezwolenie wystawione po wypadku
Jak napisał Onet, który poznał uzasadnienie umorzenia śledztwa, Bartosik podczas przesłuchania przedstawił zezwolenie do kierowania pojazdem uprzywilejowanym wystawione 6 lutego 2017 r. - 12 dni po wypadku przez podległą wówczas Macierewiczowi Służbę Kontrwywiadu Wojskowego.
Okazało się także - jak podał portal - że kierowca w dniu wypadku nie posiadał aktualnych badań lekarskich wymaganych do prowadzenia pojazdów uprzywilejowanych.
Według ustaleń portalu, SKW przekonywała w czasie śledztwa, że "przekazanie pojazdu nie było jednoznaczne z dopuszczeniem do kierowania tym pojazdem jako pojazdem uprzywilejowanym".
Uzasadnienie prokuratury
Prokuratura - czytamy w publikacji - uznała, że w momencie wypadku limuzyna Macierewicza nie była pojazdem uprzywilejowanym (z zeznań kierowcy wynika że "nie miała włączonych sygnałów dźwiękowych").
"Samo dysponowanie przez Kazimierza Bartosika samochodem wyposażonym w sygnały świetlne i dźwiękowe nie świadczy o używaniu w charakterze pojazdu uprzywilejowanego" - napisała prokuratura w uzasadnieniu umorzenia.
PO zapowiada, że zawiadomi prokuraturę
Te doniesienia skomentowali politycy opozycji. Poseł PO Krzysztof Brejza powiedział na konferencji prasowej w Sejmie, że są one "wstrząsające". Powiedział, że to "niebywałe", że "prokuratura nie dopatrzyła się żadnego czynu zabronionego".
- To jest kasta ludzi wyjętych spod prawa, to jest traktowanie dróg jak PiS-pasów, gdzie władza może nie stosować się do przepisów ruchu drogowego, może jechać nawet pustą kolumną (...) w przypadku Antoniego Macierewicza można odjechać, uciec z miejsca wypadku razem z kierowcą (...), a prokuratura i tak zrobi, co ma zrobić w państwie PiS, czyli nie doszuka się niczego wbrew wyraźnemu złamaniu prawa - mówił.
Marcin Kierwiński z PO powiedział, że "nie pierwszy raz w ostatnich dniach możemy przekonać się, że gdy mamy do czynienia z ewidentnym łamaniem prawa przez ludzi PiS, bądź ludzi związanych z PiS-em, prokuratura nie działa".
- Prokuratura okazuje się być ślepa, okazuje się być głucha, okazuje się nie widzieć oczywistych dowodów - podkreślił.
- Pan Bartosik, zaufany pana Macierewicza (...) jest człowiekiem wyjętym spoza normalnych przepisów prawa - ocenił. - Okazuje się, że znajomość z panem Macierewiczem jest ważniejsza od posiadania ważnych uprawnień do kierowania samochodem uprzywilejowanym - dodał.
Poinformował, że Platforma zamierza złożyć doniesienie do prokuratury "na prokuratorów prowadzących to śledztwo o niedopełnienie obowiązków". - Jest dla nas rzeczą oczywistą, że ta sprawa nie powinna być umorzona - podkreślił.
Cezary Tomczyk przekazał, że PO składa również zawiadomienie w sprawie Kazimierza Bartosika.
- Człowiek, który spowodował karambol na jednej z polskich dróg, dostał dokumenty, które uprawniały go do jazdy w kolumnie i pojazdach uprzywilejowanych 12 dni po wypadku. (...) Koniec z zamiataniem spraw pod dywan - oświadczył.
"PiS traktuje Polskę jak własny folwark"
- Można by zacytować Orwella: wszystkie zwierzęta są równe, niektóre równiejsze - skomentował z kolei poseł PO Borys Budka. Ocenił, że PiS "traktuje Polskę jak własny folwark". - Kiedy jest im to potrzebne, naginają przepisy lub je po prostu łamią. Czego oczekiwać od prokuratury, która jest skrajnie upolityczniona? - dodał.
- Nie wierzę, by w tego typu przypadkach dało się cokolwiek wyjaśnić, jeśli sprawy będą dotyczyć PiS-owskich polityków - ocenił.
"Dobrze, że nie wsadzili go do czołgu"
- Tego się nie da zrozumieć. To jest państwo PiS-u, postawione na głowie, gdzie dominuje zasada: "nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera". Tak jak w przypadku bliskich współpracowników pana Macierewicza, którzy mogli pomiatać generałami kilkugwiazdkowymi, tak samo pan Kazimierz mógł prosto z ulicy zasiąść za kierownicą uprzywilejowanego samochodu, nie mając do tego uprawnień - skomentował rzecznik Polskiego Stronnictwa Ludowego Jakub Stefaniak.
- Dobrze, że nie wsadzili go do czołgu, bo prawdopodobnie wtedy mogło by być jeszcze gorzej - dodał.
Poseł Nowoczesnej Jerzy Meysztowicz powiedział, że ten przypadek pokazuje, że PiS "stosuje inne standardy (w odniesieniu - red.) do swoich członków, a inne do całej reszty".
"Trudno z tego tytułu jakikolwiek zarzut formułować samemu ministrowi Antoniemu Macierewiczowi"
Głos w sprawie informacji Onetu zabrał także Bartosz Kownacki (PiS), który pełnił funkcję wiceszefa MON w czasie, gdy ministrem obrony był Macierewicz.
Na uwagę, że każda osoba wyznaczona przez Żandarmerię Wojskową do zabezpieczenie przejazdu urzędującemu ministrowi "musi mieć odpowiednie dokumenty", Kownacki stwierdził, że "nie musi ich mieć przy sobie". Poseł zaznaczył, że nie zna tej sprawy i jako prawnik musiałby najpierw dokładnie sprawdzić okoliczności, a dopiero potem je komentować.
Dopytywany, jak to możliwe, że szef MON nie wiedział, iż jeździ z kierowcą bez uprawnień, Kownacki odparł, że jako wiceszef MON jeździł "ze wspaniałymi kierowcami" i nigdy nie pytał ich, "czy mają odpowiednie uprawnienia i dokumenty". - Bo to nie jest zadanie ministra czy wiceministra, sprawdzanie przy wchodzeniu do samochodu prawa jazdy czy innych uprawnień takiej osoby. Więc trudno z tego tytułu jakikolwiek zarzut formułować samemu ministrowi Antoniemu Macierewiczowi, bo to jest po prostu niesprawiedliwe - powiedział Kownacki.
Podkreślił, że "nie zna takiego ministra, prezydenta czy premiera, który by tak postępował". Podkreślił też, że między osobami ochraniającymi i ochranianymi nawiązują się bliskie relacje i zaufanie, ze względu chociażby na czas, jaki ze sobą spędzają.
- Rodzi się zaufanie po iluś tysiącach przejechanych kilometrów i przeprowadzonych rozmów. Po prostu powstaje taka relacja, która powoduje, że później bardziej komfortowo się czuje, kiedy jesteś ochraniany, przewożony przez taką osobę; zna się jej nawyki, zna się to jak prowadzi (samochód - przyp. red). To też ma znaczenie. Nie każdy kierowca każdej osobie, która jest przewożona, z różnych względów odpowiada, bo ktoś jeździ za szybko, ktoś jeździ niebezpiecznie - mówił były wiceszef resortu obrony.
Na uwagę, że w takim razie służby odpowiedzialne za ochronę powinny weryfikować uprawnienia oddelegowanych osób, polityk powtórzył, że nie czuje się kompetentny, aby to komentować. Zwrócił uwagę, że gdy ktoś wsiada do taksówki, to też nie pyta taksówkarza o prawo jazdy.
Dziennikarze zwrócili także uwagę, że kierowca przewożący wtedy Macierewicza nie czekał na prokuratora, tylko odjechał. W ocenie Kownackiego takie są procedury podczas przewożenia ochranianych osób. Przyznał, że wygląda to inaczej w przypadku "osoby zwykłej, osoby fizycznej", która po wypadku musi pozostać na miejscu zdarzenia.
- W przypadku osoby ochranianej te procedury są inne. Jeżeli sięgniemy do odpowiednich instrukcji, to możemy przepis po przepisie to omawiać - stwierdził Kownacki.
Autor: js/adso / Źródło: Onet, tvn24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24