Warszawa czci swoich bohaterów, bo wie, co im zawdzięcza. Są kwiaty, znicze, piękne słowa - są także wspomnienia głównych bohaterów tych wydarzeń. Powstańcy, którzy nie poddali się i przeżyli, dziś wrócili do miejsc szczególnie dla nich ważnych. Wraz z nimi kamera TVN24.
Powstanie wybuchło 1 sierpnia 1944 r. o godz. 17. Było największą akcją zbrojną podziemia w okupowanej przez Niemców Europie. Przez 63 dni 40-45 tys. żołnierzy Armii Krajowej prowadziło heroiczną i osamotnioną walkę.
70 lat temu Halina Jędrzejewska ps. "Sławka" z batalionu "Miotła" była sanitariuszką liniową. Gdy koledzy z oddziału szli do walki ona była razem z nimi. 12. sierpnia na ulicy Stawki zginęło wielu jej kolegów. Wielu zostało rannych. Jednego z nich za wszelką cenę chciała uratować. Żołnierze, którzy nieśli rannego zostali ostrzelani, a cywile odmówili pomocy. "Sławka" była jednak zdeterminowana. - Przed samym przeciwnatarciem dostałam mały pistolet. Wycelowałam w nich i powiedziałam: albo idziecie albo strzelam. Donieśli - powiedziała w rozmowie z TVN24 sanitariuszka ze zgrupowania "Radosław".
Los w rękach Niemców
"Jur" czyli Edmund Baranowski też był w batalionie "Miotła". Powstanie zaczynał na Woli. Ale najtrudniejszych wyborów musiał dokonywać na Starym Mieście. - Pamiętam jeszcze jak ci, którzy tu zostawali, obserwowali nasz wymarsz i zwracali się do nas: "koledzy, nie zostawiajcie nas". Ale musieli zostać, to były ciężkie przypadki - przyznaje z bólem. Z kolei Eugeniusz Tyrajski ps. "Sęk" do dziś wspomina wydarzenia z Sadyby. W tej kamienicy przetrwał bombardowanie. Tu też, cudem uniknął śmierci. - Kiedy nas Niemcy wyciągnęli z tej piwnicy i tu, właśnie w tym miejscu przy tym wejściu, tu nas segregowali. - Ja do dziś widzę twarz tego Niemca, który decydował o moim życiu - wyznaje żołnierz batalionu "Karpaty".
Wspomnienia o tragicznych wydarzeniach sprzed 70 lat zostały w nich na zawsze. Na podwórkach, w kamienicach i na każdym rogu tętniącej dziś życiem Warszawy.
Autor: rf/kka / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24