1771 dni. Już wkrótce może okazać się, że dokładnie tyle Rafał Trzaskowski potrzebował, aby z sukcesem zakończyć misję "prezydentura". Misję, która - przynajmniej w sferze symboliki - rozpoczęła się pięć lat temu, a może i dużo wcześniej. Drogę do najważniejszego momentu w politycznym życiorysie kandydata Koalicji Obywatelskiej wypełniały zarówno spektakularne sukcesy, jak i dotkliwe porażki.
- Rafał Trzaskowski startuje w kolejnych już wyborach prezydenckich. W 2020 roku kandydat Koalicji Obywatelskiej minimalnie przegrał z Andrzejem Dudą.
- W obecnej kampanii prezydent Warszawy jest liderem większości sondaży.
- Więcej informacji o wyborach prezydenckich w tvn24.pl.
- Jestem absolutnie przekonany, że zwyciężymy, (…). Jestem przekonany, że odmienimy Polskę. Bo jak raz się obudziliśmy, to nikt nas nie uśpi – mówi entuzjastycznie Rafał Trzaskowski do zgromadzonych tłumnie zwolenników.
Nie. To nie jest jedno z jego przemówień na wiecach w tegorocznej kampanii. To słowa wypowiedziane 12 lipca 2020 roku, zaraz po ogłoszeniu sondażowych wyników drugiej tury wyborów prezydenckich. Wypowiadając je wtedy, Trzaskowski miał nadzieję, że za kilkanaście godzin zostanie ogłoszony prezydentem. Różnica między wynikiem jego a Andrzeja Dudy oscylowała wówczas wokół jednego punktu procentowego.
Jednak historia zdecydowała inaczej i na zostanie prezydentem Rafał Trzaskowski musiał czekać nie kilkanaście godzin, a minimum pięć lat. Startując ponownie na najwyższy urząd w państwie, kandydat Koalicji Obywatelskiej próbuje domknąć historię, którą zaczął pisać w upalne lato pięć lat temu. Elementów politycznego déjà vu jest tu całkiem dużo, łącznie z tym, że w prawyborach w Koalicji Obywatelskiej pokonał - tak samo jak pięć lat temu – Radosława Sikorskiego. Ale jest też znacząca różnica - wtedy do kampanii, toczącej się w pandemicznej rzeczywistości, dołączył jako swoisty dżoker, jego zwolennicy powiedzieliby - as z rękawa. Wszedł do wyścigu z pewnym opóźnieniem i odwrócił bieg kampanii, niemal zrównując się w najważniejszym momencie z urzędującym prezydentem Andrzejem Dudą. Ale finalnie przegrał.
Teraz los wydaje się wyrównywać proporcje kampanijnych aktywności Trzaskowskiego, rozciągając jego marsz do Pałacu Prezydenckiego na całe lata. O tym, że to on będzie kandydatem Koalicji Obywatelskiej na prezydenta, mówiono zaraz po jego minimalnej porażce w 2020 roku. Można powiedzieć, że przez pięć długich lat, a w polityce to wieczność, Trzaskowski bronił pozycji murowanego - złośliwcy powiedzieliby: wiecznego - kandydata. Chociaż jeszcze pod koniec 2024 roku musiał bronić jej w bardzo emocjonujących prawyborach, teraz to on jest faworytem sondaży, nie on goni, a gonią jego. A on dalej ma ten sam cel.
Zanim zaczęła się polityka
Rafał Kazimierz Trzaskowski urodził się 17 stycznia 1972 roku w Warszawie. Jest synem pianisty i kompozytora jazzowego Andrzeja Trzaskowskiego, który zmarł w 1998 roku. W 1991 roku zdał maturę w XI LO im. Mikołaja Reja w Warszawie. W 1996 roku został absolwentem stosunków międzynarodowych na ówczesnym Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. W 1996 roku ukończył także filologię angielską, a w 1997 roku - studia europejskie w Kolegium Europejskim w Natolinie.
W 2004 roku uzyskał stopień naukowy doktora nauk humanistycznych w zakresie nauk o polityce na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW. W 2002 roku ożenił się z Małgorzatą, absolwentką Akademii Ekonomicznej w Katowicach. Mają dwoje dzieci: Aleksandrę i Stanisława. Polityk Koalicji Obywatelskiej dotychczas stronił od pokazywania swojego życia prywatnego, ale udział w wyścigu o prezydenturę rządzi się swoimi prawami. Krótkie filmy, które później umieszczał na platformach społecznościowych, Trzaskowski nagrywał wspólnie z żoną już podczas swojej pierwszej prezydenckiej kampanii w 2020 roku. Podobnie jest w obecnej.
Zanim los rzucił Trzaskowskiego w wir polityki, jeszcze pod koniec ubiegłego stulenia przyszły prezydent Warszawy pracował jako tłumacz oraz nauczyciel języka angielskiego. W 1998 roku został wykładowcą w Krajowej Szkole Administracji Publicznej, a w 2002 roku w Collegium Civitas. Od 2002 roku pracował też jako analityk w Centrum Europejskim Natolin.
Doradca, europoseł, minister
Pierwsze polityczne kroki Trzaskowskiego przypadają na początki Polski w Unii Europejskiej. W latach 2004-2009 pełnił on funkcję doradcy delegacji Platformy Obywatelskiej w Parlamencie Europejskim. Jego polityczna kariera przyspieszyła pod koniec pierwszej dekady XXI wieku. W 2009 roku uzyskał mandat europosła, w 2010 roku był szefem sztabu wyborczego Hanny Gronkiewicz-Waltz, kiedy ponownie ubiegała się o prezydenturę Warszawy.
W grudniu 2013 roku wszedł do rządu Donalda Tuska - został powołany na urząd ministra administracji i cyfryzacji. Natomiast w powołanym we wrześniu 2014 roku rządzie Ewy Kopacz pełnił funkcję sekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, gdzie odpowiadał za sprawy europejskie. Równocześnie pełnił też funkcję pełnomocnika premiera do spraw Rady Europejskiej.
W 2015 roku zdobył mandat posła. Został wiceprzewodniczącym sejmowej Komisji do Spraw Unii Europejskiej.
Pierwsze starcie wagi ciężkiej
Polityczny przełom w jego karierze to rok 2018. Wtedy wystartował na prezydenta Warszawy jako wspólny kandydat PO i Nowoczesnej. Zwyciężył już w pierwszej turze, uzyskując ponad 56 procent głosów. To wtedy po raz pierwszy sprawdził się w dużej kampanii, która w tamtym czasie stanowiła centralny element życia politycznego w Polsce. Bo chociaż ubiegał się o urząd lokalny, to jednak bardzo prestiżowy, a jego poprzednie zakończone sukcesem kampanie do Sejmu i europarlamentu nie miały aż tak wysokiej politycznej temperatury. Wtedy, w 2018 roku, były to pierwsze od trzech lat wybory, a PiS, po serii sukcesów w 2015 roku, miało chrapkę na zerwanie zakazanego dla niego politycznego owocu, jakim był fotel prezydenta stolicy. Kandydat tego ugrupowania Patryk Jaki z dużym zapałem bił się o ten urząd, nieraz brutalnie atakując Trzaskowskiego. Dlatego zwycięstwo już w pierwszej turze i ogromna przewaga nad głównym kandydatem niemal z dnia na dzień ustawiły Trzaskowskiego w szeregu polityków wagi ciężkiej, którzy skutecznie mogą bić się o najważniejsze funkcje.
Jego pozycję w stolicy jeszcze bardziej wzmocniły wybory samorządowe w 2024 roku, kiedy ponownie wygrał już w pierwszej turze, zdobywając poparcie 57,41 procent wyborców.
Słodko-gorzkie lato
Jednak przez cały dotychczasowy okres warszawskiej prezydentury Trzaskowski dalej pozostawał aktywny w polityce krajowej. Zaangażował się kampanię przed wyborami prezydenckimi w 2020 roku, początkowo współtworząc sztab wyborczy Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, a po jej rezygnacji został nowym kandydatem KO, zaciekle walcząc z urzędującym prezydentem Andrzejem Dudą. Rosła też jego pozycja w samej partii. W lutym 2020 roku został wybrany przez radę krajową Platformy Obywatelskiej na jej wiceprzewodniczącego.
I to właśnie w 2020 roku przyszedł wspominany już na początku moment próby w politycznym życiorysie Rafała Trzaskowskiego. Z jednej strony – udana kampania w bardzo specyficznych warunkach, z drugiej – wyborcza porażka. Tym bardziej dotkliwa, że do sukcesu zabrało bardzo niewiele.
Prezydent Warszawy z marszu wszedł wtedy w kampanię, rozbudził społeczny entuzjazm i to nie tylko wśród wyborców dołującej wówczas w sondażach Platformy Obywatelskiej. Szybko stał się wiceliderem sondaży i do końca prowadził zacięty bój o końcowe zwycięstwo.
Politolog Rafał Chwedoruk, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, mówi, że wówczas Trzaskowski "zrewitalizował tę kampanię, a być może de facto ocalił Platformę jako partię polityczną" i stworzył przesłanki późniejszych zwycięstw wyborczych.
- W tamtym układzie sił politycznych żaden kandydat ówczesnej opozycji po prostu nie mógł wygrać z Andrzejem Dudą. Zdecydowały o tym czynniki strukturalne, wzrost gospodarczy, nieco inny w czasach PiS-u sposób dzielenia tego wzrostu, popularne społecznie reformy. Dopiero cały ciąg wydarzeń – pandemia COVID-19, kryzysy międzynarodowe, zmiana sytuacji gospodarczej stworzyły nową sytuację - wskazuje.
Bilet do "politycznej ekstraklasy"
Profesor Chwedoruk przyznaje, że dla samego Trzaskowskiego wybory w 2020 roku były "transformacją z osoby, która do tej pory znajdowała się na pograniczu wielkiej polityki do roli uczestnika ekstraklasy politycznej". - To był ten moment, w którym Trzaskowski uratował coś, co jeszcze przed chwilą wydawało się być niemożliwe do uratowania. Przede wszystkim poszerzył tory, którymi Platforma musiała podążać w późniejszym czasie, na przykład jeśli chodzi o poparcie wśród ludzi młodych. Ponieważ w czasach Ewy Kopacz Platforma wśród ówczesnych młodych ludzi zaliczyła katastrofę, a zawsze była silna poparciem młodszych generacji. I Trzaskowski przyczynił się do odbudowy tego poparcia - wylicza.
Jak dodaje politolog, wtedy Trzaskowski "stał się politykiem, który zrozumiał, że bez trwałych struktur partyjnych, stabilnych, przewidywalnych, tak jak to było w Platformie Obywatelskiej, nie da rady wygrać kolejnych wyborów".
I w Platformie, i obok Platformy
Po wyborach w 2020 roku Trzaskowski musiał mierzyć się z politycznym bólem głowy – z jednej strony zdyskontować poparcie ponad 10 milionów ludzi, którzy oddali na niego głos, z drugiej strony nie wywoływać burzy w partyjnych szeregach. Wielu działaczy mniej lub bardziej wyraźnie sugerowało, że to on może stanąć na czele Platformy. On sam zdawał się rozważać różne scenariusze co do swojej przyszłej politycznej drogi.
Zdaniem profesora Chwedoruka, gdyby wtedy Trzaskowski został liderem partii, to w tej roli trudniej byłoby mu walczyć w przyszłości o prezydenturę. - Po drugie, gdyby wtedy próbował stanąć na czele Platformy, mógłby doprowadzić do drugiej wojny domowej w jej szeregach. A tej, po okresie napięć między Donaldem Tuskiem a Grzegorzem Schetyną, partia mogłaby nie przetrwać - zwraca uwagę.
Po trzecie, jak dodaje ekspert z Uniwersytetu Warszawskiego, Trzaskowski miał świadomość, że rządzący wówczas PiS z czasem będzie słabnąć, że obiektywne uwarunkowania spowodują osłabienie partii Jarosława Kaczyńskiego. - Gdyby wtedy zdecydował się na wewnętrzną wojnę, byłoby to gigantycznym politycznym ryzykiem, które raczej ułatwiłoby Prawu i Sprawiedliwości utrzymanie się przy władzy - stwierdza.
Politolog podsumowuje, że okres powyborczej rzeczywistości w 2020 roku to był czas, w którym Rafał Trzaskowski "musiał być i w Platformie, i obok Platformy". - Z jednej strony bez wsparcia Platformy nie wygrałby wyborów, ale z drugiej strony ze stemplem Platformy na czole miałby mniejsze szanse na sukces. A tak zarazem był w Platformie, był jej członkiem, jednym z liderów - podsumowuje.
Campus Polska, czyli Trzaskowski gra na swoim boisku
Kiedy opadł bitewny kurz, Trzaskowski zdecydował się na konkretne kroki. Nie radykalne, a bardziej metodyczne, nie rewolucję, a ewolucję.
I tu dochodzimy do wspomnianego pozyskania przez niego wyborców młodego pokolenia. Od 2021 roku zaczął organizować Campus Polska Przyszłości, kilkudniowe wydarzenie oparte na licznych dyskusjach i panelach, w którym uczestniczą przede wszystkim młodzi ludzie, a którego gośćmi są nie tylko politycy, ale też przedstawiciele mediów i świata kultury. - Takie inicjatywy pokazały, że istnieje też Trzaskowski bez Platformy. Nie wrogi wobec niej, ale bez. To jest standard polityki w kontekście powszechnych wyborów prezydenckich w tak podzielonym społeczeństwie - komentuje profesor Chwedoruk.
I zauważa, że Campus Polska "skądinąd odegrał inną rolę, chyba mało dzisiaj docenianą". - Podczas pierwszej edycji Campusu wśród reprezentantów różnych nurtów politycznych ze świata zachodniego byli obecni także reprezentanci International Republican Institute, czyli jednego z głównych think tanków republikanów w USA. I to zaprocentowało w ostatnich miesiącach, kiedy okazało się, że obóz Trzaskowskiego był gotowy do zmiany administracji w Stanach Zjednoczonych – wskazuje politolog.
"Wszyscy wiedzieli, że tak będzie"
Późniejszy czas to długie wyczekiwanie Trzaskowskiego na powrót na polityczny plac boju i sprawdzenie się w kolejnych wyborach – najpierw samorządowych w 2024 roku, kiedy ubiegał się o reelekcję na prezydenta Warszawy, aż wreszcie tych na prezydenta kraju. Przez całe to pięciolecie wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej był wielokrotnie pytany o to, czy ponownie wystartuje w wyścigu do Pałacu Prezydenckiego, a łączenie go z wyborami w 2025 roku stało się niemal punktem obowiązkowym każdej większej dyskusji o politycznej przyszłości nad Wisłą. Powstaje pytanie, czy kiedy Trzaskowski formalnie zdecydował się podjąć rękawicę, takie społeczne przeświadczenie, że "wszyscy wiedzieli, że tak będzie", pomogło mu w obecnej kampanii, czy raczej pozostawało dla niego balastem.
- Wygląda na to, że mu pomogło, dlatego że pozwalało przyzwyczajać istotną część opinii publicznej i zaplecze partyjne do tej kandydatury. Przy tym Trzaskowski nie był liderem partyjnym, nie był ministrem, więc nie podlegał codziennemu atakowi ze strony politycznych oponentów. Będąc prezydentem Warszawy, był jednak nieco z boku, mimo wielkiego znaczenia samorządu warszawskiego dla polityki ogólnokrajowej – komentuje profesor Rafał Chwedoruk.
Klątwa Końskich?
A jak wygląda obecna kampania w wykonaniu Trzaskowskiego? Niemal od momentu deklaracji ubiegania się o prezydenturę pozostaje liderem sondaży. W większości badań utrzymuje bezpieczną przewagę nad swoim głównym konkurentem, kandydatem PiS-u Karolem Nawrockim. Ta kampania toczy się wokół kwestii związanych z bezpieczeństwem i polityką międzynarodową i o tym głównie Trzaskowski mówi podczas swoich wystąpień. Nie brakuje jednak i wrzutek z krajowego podwórka. Kandydat KO sugerował między innymi możliwość zmiany zasad wypłaty 800 plus dla przebywających w Polsce Ukraińców. Mówił, że dodatek na dziecko powinien być wypłacany tylko w przypadku, "gdy Ukraińcy będą pracować, mieszkać w Polsce i jeżeli będą w Polsce płacić podatki".
Ale ostatnio Trzaskowski odnotował spadek sondażowych notowań i zbiegło się to w czasie z debatą w Końskich, która odbyła się w połowie kwietnia.
Zdaniem profesora Chwedoruka ta obniżka to raczej pochodna działań rządu i bieżącej debaty politycznej, między innymi dyskusji o składce zdrowotnej i o problemach społeczno-gospodarczych. - A na rząd w naturalny sposób patrzymy jako na ten podmiot, do którego powinniśmy kierować ewentualne żale - dodaje.
Jednak relację Trzaskowskiego z Końskimi można opisać jako trudną. Podczas kampanii w 2020 roku kandydat KO nie pojawił się na debacie organizowanej w tym mieście, czym - zdaniem części komentatorów - zmniejszył swoje szanse na zwycięstwo. Jednak tamta debata była organizowana przez ówczesną telewizję rządową Jacka Kurskiego, a jej zasady i sposób prowadzenia pozostawiały wątpliwości co do jej obiektywności.
W 2025 roku Trzaskowski zjawił się na debacie w tym mieście, ale znów ma twardy orzech do zgryzienia. Autorzy "Podcastu politycznego", dziennikarze TVN i TVN24 Arleta Zalewska i Konrad Piasecki, dotarli do tajnych analiz, które po tej debacie zleciły sztaby Trzaskowskiego i Nawrockiego. Ich wyniki pokazują, że oczekiwania wobec kandydata KO i jego udziału w debacie były wysokie. Trzaskowski nie spełnił tych oczekiwań.
No mercy
Profesor Chwedoruk zwraca uwagę, że do czasu debaty w Końskich kampania była wręcz "modelowa i podręcznikowa". - To znaczy unikano tego, co mogłoby przynieść straty, a eksponowano te wątki, które dają przewagę nad konkurentami - tłumaczy.
Początkowo kampania wyborcza wydawała się niemrawa, obyło się bez większych politycznych skandali, a ataki krytyków Trzaskowskiego sprowadzały się głównie do prześmiewczych komentarzy do fragmentu jego wystąpienia na grudniowej konwencji, kiedy mówił, że ma już gotowy slogan promujący polskie wino za granicą. Użył wtedy francuskiego słowa "bonjour", czyli "dzień dobry".
Teraz "dzień dobry" należy powiedzieć kampanii ostrzejszej, wręcz brutalnej, bo na taką trzeba nastawić się w ciągu najbliższego miesiąca. Trzaskowski musi przyjąć jej zasady z dobrodziejstwem inwentarza, dopasowując się do warunków, jakie postawi przeciwnik. Tu będzie, pozostając w zagranicznej stylistyce - no mercy.
Autorka/Autor: Marcin Złotkowski
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Piotr Polak