|

"Cuda przy urnach", "anomalie"? Co pokazują wyniki głosowania

"Cuda przy urnach", "anomalie"? Jak czytać dane wyborcze
"Cuda przy urnach", "anomalie"? Jak czytać dane wyborcze
Źródło: Krzysztof Kaniewski/REPORTER
O "anomaliach wyborczych" i "cudach nad urną" dyskutują od kilku dni internauci, komentując różne publikowane w sieci "analizy przepływów" elektoratów między pierwszą a drugą turą wyborów prezydenckich. Przestrzegamy przed ich powielaniem, bo mają błędy metodologiczne. Specjalnie dla Konkret24 ekspert sporządził analizę fachową - na tyle, na ile pozwalają dostępne dane.Artykuł dostępny w subskrypcji

W piątek 6 czerwca władze Mińska Mazowieckiego poinformowały w komunikacie, że "podczas ustalania wyników głosowania w obwodowej komisji wyborczej numer 13 w Mińsku Mazowieckim doszło do poważnej pomyłki". "W protokole wpisano błędne dane – wyniki dwóch kandydatów zostały odwrócone. Zgodnie z rzeczywistym podliczeniem głosów: Rafał Trzaskowski uzyskał 611 głosów (62,73 proc.), Karol Nawrocki 363 głosy (37,27 proc.)" - napisano w komunikacie. Wyjaśniono, że "przewodniczący komisji przyznał, że popełnił błąd przy wypełnianiu protokołu". Sprawa może zostać przekazana do prokuratury - poinformowano. Jak się okazało, nie był to pojedynczy przypadek. Ponadto w sieci zaczęły się pojawiać "analizy" przygotowywane przez samych internautów na podstawie danych Państwowej Komisji Wyborczej - sugerowano, że widać w nich zastanawiające anomalie.

Tusk: "każdy zgłoszony przypadek jest sprawdzany i analizowany"

Wcześniej, 4 czerwca, okazało się, że obwodowa komisja wyborcza numer 95 przy ulicy Stawowej w Krakowie też odwrotnie przypisała głosy oddane w drugiej turze wyborów prezydenckich. W pierwszej turze Rafał Trzaskowski dostał 550 głosów przy 218 głosach dla Karola Nawrockiego. Dwa tygodnie później kandydat PiS miał otrzymać już jednak 1132 głosy, a Trzaskowski - tylko 540. "Takie wyborcze cuda w Krakowie. Najprawdopodobniej doszło do błędu przy wypełnianiu protokołu" - napisał w serwisie X Bartosz Ziaja z Radia Kraków. Postępowanie wyjaśniające w tej sprawie prowadzi Okręgowa Komisja Wyborcza w Krakowie. Do błędów w liczeniu głosów przyznano się też dotychczas m.in. w komisjach: OKW nr 9 w Strzelcach Opolskich i OKW nr 3 w Oleśnie - tam również zamiast Trzaskowskiemu, przypisano jego głosy Nawrockiemu. Członkowie komisji tłumaczyli, że "doszło do pomyłki".

Katarzyna Budzyńska
Dyrektor delegatury KBW w Opolu: wpłynęły dwie informacje o możliwości popełnienia pomyłki
Źródło: TVN24

"Każdy zgłoszony przypadek nieprawidłowości w liczeniu głosów jest sprawdzany i analizowany. Ewentualne fałszerstwa są badane i będą ukarane. Protesty trafią do Sądu Najwyższego" - napisał w piątek 6 czerwca w serwisie X premier Donald Tusk. "Rozumiem emocje, ale zakładanie z góry, że wybory zostały sfałszowane, nie służy polskiemu państwu" - dodał. Zaś rzecznik Krajowego Biura Wyborczego Marcin Chmielnicki poinformował, że wyniki głosowania "mogą zostać zweryfikowane wyłącznie przez Sąd Najwyższy w związku z rozpatrywaniem protestów wyborczych".

Analizy internautów: "coś jest dziwnego"

Równocześnie z informacjami o pomyłkach komisji w mediach społecznościowych zaczęto publikować własne analizy danych Państwowej Komisji Wyborczej, zwracając uwagę na niestandardowe wyniki zaraportowane przez niektóre komisje wyborcze. Chodzi o miejsca, w których w pierwszej turze wyborów wygrał jeden kandydat, a w drugiej to jego przeciwnik otrzymał kilkukrotnie więcej głosów. Zaczęto pisać o "anomaliach wyborczych", "cudach nad urną", "znikających głosach".

Tak np. komentowana była analiza Radka Karbowskiego, twórcy bazy danych Skrót polityczny - sprawdził, jaki procent głosów w pierwszej turze oddano w danej komisji na kandydatów liberalno-lewicowych: Magdalenę Biejat, Szymona Hołownię, Joannę Senyszyn, Rafała Trzaskowskiego oraz Adriana Zandberga i zestawił to z procentem głosów oddanych na Trzaskowskiego w drugiej turze. Tak ustalił, że w 140 komisjach poparcie dla kandydata KO między pierwszą a drugą turą spadło o ponad 15 punktów procentowych. Przyznał jednak, że większość z nich to małe komisje np. w domach pomocy społecznej, a tych "dużych" komisji ze znaczącym spadkiem poparcia dla Trzaskowskiego jest siedem (wraz z tą, która do pomyłki się przyznała) oraz że "są też komisje 'w drugą stronę'" - czyli takie, gdzie wzrosło poparcie dla Trzaskowskiego. Dodał też: "widać po liczbie głosów, że na końcowy wynik II tury nie ma to żadnego wpływu".

Publikowane w mediach społecznościowe własne obliczenia i analizy internautów potęgowały wrażenie, że z liczeniem głosów "było coś nie tak"
Publikowane w mediach społecznościowe własne obliczenia i analizy internautów potęgowały wrażenie, że z liczeniem głosów "było coś nie tak"
Źródło: x.com

Mimo tych zastrzeżeń jego posty wzbudziły dyskusję, czy aby nie było to celowe. "Wystarczy, że w każdej [komisji] sfałszowano 100-150 głosów a jak widzimy w niektórych komisjach 600 i masz innego prezydenta"; "Zgadzam się, że nie ma to wpływu na końcowy wynik, ale wygląda to przynajmniej dziwnie"; "coś jest dziwnego. Proszę pamiętać, że hipotetyczne 'błędy' w wpisaniu w protokole wyników w ok 300-400 komisjach (1 proc. -1.5 proc. wszystkich) może już mieć znaczenie" - komentowali internauci (pisownia postów oryginalna).

Podobną dyskusję i głosy niedowierzania wywołała opublikowany w sieci arkusz Google stworzony na podstawie danych PKW, w którym anonimowy autor pokazał przepływ głosów na Trzaskowskiego i Nawrockiego ze wszystkich 32 144 komisji obwodowych. W rubryce "Rozbieżności" szczególnie rzucają się w oczy duże wahania na minus w przypadku kandydata KO i na plus w przypadku kandydata PiS. "Kto to stworzył? Musimy uważać, żeby to nie była jakaś podpucha. Oni są zdolni do wszystkiego"; "To nie cuda, to stary numer PiS"; "To sie ku**a nie dzieje"; "Żeby to stwierdzić trzeba jeszcze raz przeliczyć głosy. Wątpię, żeby to zrobiono" - komentowano (pisownia oryginalna).

Z kolei 7 czerwca poseł KO Piotr Kandyba, publikując jeszcze inne zestawienie, napisał w serwisie X: "Kochani przeciętny obywatel, na szybko znalazł 130 komisji, w których Trzaskowski ma w drugiej turze mniej głosów niż w pierwszej!!! Trzeba ponowić liczenie i sprawdzić, bo wygląda na to że taka była instrukcja, aby zamieniać wyniki Trzaskowskiego z Nawrockim. To jest praktycznie niemożliwe!!" (pisownia oryginalna). Ten post wygenerował ponad 125 tys. wyświetleń.

Czym innym są jednak potwierdzone pomyłki komisji wyborczych - a czym innym rozważania na podstawie nieprofesjonalnych analiz i zestawień. Te bowiem wprowadzają chaos i błędnie pokazują obraz głosowania na terenie całego kraju. Wyjaśniamy.

Ekspert: "kardynalny błąd metodologiczny". Główne zastrzeżenia do analiz

Daniel Pers, szef zespołu Pers Election, który specjalizuje się w prognozach przedwyborczych, patrząc publikowaną w mediach społecznościowych tabelę czy na analizę Karbowskiego, stwierdza: - Ja w takie wyniki nie wierzę. I zastrzega: - Z analizy wyłączyłbym komisje za granicą – między innymi dlatego, że tam bardzo słabo poszło Karolowi Nawrockiemu w pierwszej turze, a także komisje "wakacyjne".

Ale przede wszystkim punktuje błędy takich analiz: - Nie można porównywać ze sobą suchych wyników PKW z pierwszej i drugiej tury - jest to kardynalny błąd metodologiczny. Ponieważ nie wiadomo, którzy dokładnie wyborcy głosowali w drugiej turze i jak się oni pokrywają z tymi w pierwszej. Duża część wyborców mówiła, wbrew prawdzie, że w pierwszej turze głosowała na Rafała Trzaskowskiego, a tak naprawdę oni zostali w domu w pierwszej turze. Ponadto nastąpiła niespotykana zamiana miejsc obu kandydatów między exit a late pollem - zauważa. Przyznaje, że jeśli zmiany byłyby naprawdę znaczące, wtedy można by takie wyniki uznać za anomalię.

Zastrzeżenia do obliczeń tego internauty zgłasza również dr Michał Kotnarowski, socjolog i politolog z Instytutu Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk: - Nie wiemy, jak przeliczono tu dokładnie przepływy. Mam uwagę do sposobu prezentacji danych: internauta wskazuje głównie na komisje, w których Karol Nawrocki zyskał, natomiast mało jest o tych komisjach, gdzie było odwrotnie. A wiemy, że komisji, w których zyskał Rafał Trzaskowski, było dużo więcej - wyjaśnia. - Trzeba też zauważyć, że te 15 punktów procentowych, o których jest mowa w poście, co innego oznacza w małych ośrodkach, a co innego w dużych. Po takiej analizie w ogóle nie wiemy, jak to się mogło przełożyć na ogólnopolskie wyniki głosowania – dodaje.

Również zauważa, że w tego typu analizach nie można uwzględniać komisji z zagranicy, choćby ze względy na to, że obejmują kierunki wakacyjne – wystarczyło, że nastąpiła zmiana turnusów albo gdzieś pojawili się turyści, których 18 maja tam nie było, i już wynik jest zaburzony. - Same wyniki głosowań z PKW są pewniejsze, no ale dużo mniej pokazują, nie uwzględniają kontekstu – przyznaje jednak dr Kotnarowski. Podobnie "mylącymi" komisjami są na przykład te w DPS-ach czy szpitalach.

Weźmy taki przykład: spośród danych wszystkich obwodowych komisji wyborczych wyselekcjonowaliśmy 30 takich, w których między pierwszą a drugą turą Karol Nawrocki zyskał najwięcej głosów oraz kolejnych 30, gdzie najwięcej zyskał Rafał Trzaskowski. Następnie przeanalizowaliśmy komisje z obu list pod względem tego, jak wzrosła w nich frekwencja między pierwszą a drugą turą wyborów. I uszeregowaliśmy obie listy według wzrostu frekwencji (liczby oddanych ważnych głosów). Jak się okazuje, otrzymane w ten sposób dwa rankingi - dla Nawrockiego i dla Trzaskowskiego - rozpoczynają cztery te same komisje: OKW nr 1, Jastarnia (woj. pomorskie) – wzrost o 1219 głosów (60,3 proc.) OKW nr 1, Krynica Morska (woj. pomorskie) – wzrost o 1113 głosów (59,9 proc.) OKW nr 109, Poznań (woj. wielkopolskie) – wzrost o 403 głosy (11,3 proc.) OKW nr 663, Warszawa – dzielnica Włochy (woj. mazowieckie) – wzrost o 386 głosów (13,8 proc.).

To może wskazywać, że największe wzrosty frekwencji w komisjach miały charakter raczej ogólny, nie dotyczyły jednego kandydata. W przypadku w każdej z 30 komisji, gdzie kandydat KO zyskał najwyższy przyrost głosów, w drugiej turze wzrosła też ogólna liczba oddanych tam ważnych kart do głosowania. Podajemy liczbę głosów, a nie tylko wzrost procentowy, bo ten po prostu jest mylący, zwłaszcza w przypadku małych komisji. Przykład: w komisji nr 33 w Skarżysku-Kamiennej (woj. świętokrzyskie) w Zespole Opieki Zdrowotnej odnotowano imponujący, 800-procentowy wzrost liczby oddanych głosów między pierwszą a drugą turą. Liczby pokazują prawdziwy obraz: w pierwszej turze oddano tam zaledwie jeden ważny głos, a w drugiej... dziewięć.

A co zaburza rzeczywisty obraz wszelkich "analiz przepływów"? Eksperci wymieniają kilka składowych: - z danych PKW nie wiadomo, ile osób głosujących w pierwszej turze poszło do urn także 1 czerwca - ani też ilu głosujących w drugiej turze nie poszło 18 maja; tak więc osoby ukryte pod liczbami głosów z pierwszej tury i osoby ukryte pod liczbami głosów z drugiej tury to dwa różne zbiory, nie wiadomo nawet, w jakiej części wspólne; stąd trudno mówić o przepływach wprost, bo rozpatrujemy jednak różne grupy; - nie można zakładać, że osoby głosujące w pierwszej turze zagłosowałyby tak samo w drugiej - nawet mimo ich deklaracji, a sprawdzić się tego nie da; to znaczy, że sondaże o przepływach robione w ramach exit i late polla to... tylko sondaże, nic potwierdzonego; - porównywanie twardych danych, jakimi są liczby głosów z kart wyborczych, z sondażowymi deklaracjami w exit i late pollu trudno uznać za idealny model analizy, to zestawienie różnych metodologicznie danych, czynów dokonanych z zapowiedziami.

Skoro jednak nie ma innych statystyk, które pozwoliłyby ujawnić, jak naprawdę wyglądały przepływy elektoratów Biejat, Hołowni i Zandberga na Trzaskowskiego w drugiej turze (czyli: czy dane z niektórych komisji rzeczywiście pokazują anomalie) eksperci też posługują się danymi PKW w połączeniu z exit/late pollem. Na naszą prośbę fachową analizę porównawczą tych danych zrobił dr Michał Kotnarowski. Wniosek? Nie mówmy o anomaliach, choć widać wahnięcia.

Co pokazują wahnięcia na korzyść kandydatów

Doktor Michał Kotnarowski zastosował modelowanie na dwa sposoby. Przy czym nie brał już pod uwagę czterech komisji, w których w czwartek i piątek zgłoszono, że doszło do pomyłki. Wyniki tego modelowania przedstawiamy w poniższych tabelach.

- W jednym modelu pokazałem, jakie byłoby poparcie w wybranych komisjach, gdyby wszyscy wyborcy Trzaskowskiego oraz wszyscy wyborcy Biejat, Zandberga, Senyszyn i Hołowni zagłosowali na Trzaskowskiego, natomiast wszyscy wyborcy Nawrockiego, Mentzena i Brauna z pierwszej tury zagłosowali w drugiej na Nawrockiego - tłumaczy. - W drugim modelu, czyli w drugiej kolumnie, zrobiłem to trochę dokładniej: uwzględniłem dokładne przepływy, które zidentyfikował Ipsos, czyli na przykład 84 procent wyborców Zandberga na Trzaskowskiego, a 16 na Nawrockiego lub 84 procent wyborców Mentzena na Nawrockiego, a 16 na Trzaskowskiego. To jest więc to, co byśmy przewidywali, gdyby w danej komisji obwodowej ludzie zachowywali się tak modelowo, jak pokazuje sondaż Ipsosa.

Dalej ekspert tłumaczy: - Ponadto uwzględniłem głosy wyborców nieobecnych w pierwszej turze, również według rozkładu podanego w sondażu Ipsosa, czyli 51 do 49 procent na korzyść Trzaskowskiego. To porównałem z oficjalnym wynikiem obu kandydatów w komisjach. W ten sposób wyselekcjonowałem 40 komisji: 20, w których ta różnica między oczekiwaniami a rzeczywistością była najbardziej na korzyść Trzaskowskiego oraz 20, gdzie była najbardziej na korzyść Nawrockiego.

Co pokazuje tak sporządzona analiza? - Generalny wniosek jest taki: są komisje, w których wynik Trzaskowskiego był większy, niż się spodziewano i są też takie miejsca, gdzie wynik Nawrockiego był większy, niż się spodziewano. A co ciekawe tych komisji, gdzie różnica między przewidywaniami a wynikiem jest na korzyść Trzaskowskiego, jest więcej. Ja zidentyfikowałem 16,7 tysięcy takich komisji, podczas gdy na korzyść Nawrockiego takie wahnięcie znalazłem w 14,9 tysiącach komisji. Właśnie takie komisje, w których albo Trzaskowski, albo Nawrocki nie powinni byli według modelu Ipsosu i innych zmiennych zyskać tyle głosów więcej, pokazują powyższe zestawienia (znowu: z powodów opisanych wyżej pokazujemy liczby głosów a nie procenty). Na pytanie, czy one potwierdzają istnienie jakichkolwiek anomalii sugerujących zaburzenie wyniku wyborów czy wręcz ich sfałszowanie, dr Kotnarowski odpowiada: - Zdecydowanie nie. Te wahnięcia na korzyść kandydatów nie są ani na tyle duże, ani na tyle jednostronne na korzyść któregoś z nich, żeby móc mówić o zaburzeniu wyniku wyborów z tego powodu. Doktor Kotnarowski wyjaśnia, że takie wahnięcia (tego terminu używa, bo określenie "anomalia" ma jednak znaczenie negatywne i jego zdaniem nie powinno być tu używane) są wytłumaczalne. - W przypadku Trzaskowskiego wynikają między innymi ze wzrostu frekwencji w dużych miastach między pierwszą a drugą turą wyborów. To polepszało jego wynik w konkretnych komisjach. W przypadku Nawrockiego tak mogła działać większa mobilizacja w mniejszych komisjach, w mniejszych miejscowościach, a także zróżnicowanie geograficzne naszych głosów - tłumaczy. - To znaczy: są regiony, w których na przykład wyborcy Mentzena i Brauna mogli w większym odsetku zagłosować na Nawrockiego, niż wskazuje na to uśredniony sondaż dla całej Polski. Tak samo z wyborcami, którzy różnie przenosili swoje głosy na Trzaskowskiego z różnych kandydatów w różnych częściach Polski. Takie wahania jak najbardziej mają prawo się zdarzyć w zachowaniach wyborczych. Natomiast wszystkie analizy pokazują, że nie mamy systematycznych przesłanek, które by wskazywały, że w jakiś dziwny sposób oficjalne wyniki wyborów drugiej tury sprzyjają któremuś z kandydatów - podsumowuje. Dlatego jego zdaniem trzeba uważać na wszelkie "analizy", w których ktoś wybiera skrajne przypadki, które pokazywały według tego kogoś, że doszło do jakichś nieprawidłowości na rzecz Nawrockiego. Podobnie jak "analizy" robione na podstawie wybranych kilku-kilkunastu komisji z niemal trzydziestu dwóch tysięcy.

Ekspert przestrzega: bądźmy ostrożni w wyciąganiu wniosków

Jednak dr Kotnarowski równocześnie przypomina o słabościach jego modelu - takich samych, jak wymieniliśmy wyżej, czyli: założeniu, że wszyscy, którzy głosowali w pierwszej turze, poszli zagłosować w drugiej (część mogła zostać w domu); założeniu, że wyborcy tych kandydatów, którzy odpadli w pierwszej turze, zagłosowali tak, jak pokazał Ipsos w sondażu, dokładnie w takich proporcjach; założeniu, że tam, gdzie był wzrost frekwencji, głosy nowych wyborców rozłożyły się według modelu Ipsosa 51 do 49 (a wśród nowych wyborców w większych miastach ta proporcja była bardziej na korzyść Trzaskowskiego, podczas gdy w mniejszych miastach przeciwnie); założeniu, że wszyscy, którzy głosowali na Trzaskowskiego czy Nawrockiego w pierwszej turze, zagłosowali na nich również w drugiej.

- No ale pewne założenia trzeba było przyjąć, żeby móc w ogóle to policzyć. I właśnie te wahnięcia wynikają z tego, na ile te założenia zostały niespełnione. Mówimy tak naprawdę o jakichś prawdopodobieństwach, na przykład z jakim prawdopodobieństwem zandbergowcy głosowali na innego kandydata i jeszcze zakładamy, że wszędzie było tak samo. Tymczasem natura ludzka jest złożona, a modele próbują to tylko jakoś to uchwycić. Wiele zaburzeń wynika z tego, że jesteśmy jako ludzie nieprzewidywalni - podkreśla.

Na koniec dr Kotnarowski stwierdza jednak: - Generalnie to dobrze, że obywatele sprawdzają i kontrolują wybory, bądźmy tylko ostrożni w wyciąganiu wniosków. Tym bardziej opartych na dowodach anegdotycznych z pojedynczych, wybranych komisji. Uczciwość wyborów to bardzo ważna sprawa dla demokracji, to postawa demokracji, więc trzeba być ostrożnym w formułowaniu zarzutów o fałszowanie wyborów. Tego typu zarzuty mogą mieć ogromne konsekwencje dla ładu politycznego. Rzucanie fałszywych oskarżeń i nakręcanie atmosfery, że prawdopodobnie wybory zostały sfałszowane, to droga do wywołania dużych niepokojów politycznych i społecznych. I może skutkować tym, że przy kolejnych wyborach druga strona będzie używała tego samego argumentu.

"Spotkanie robocze" PKW. Spływają protesty wyborcze

Tymczasem 5 czerwca Wioletta Paprocka-Ślusarska, szefowa sztabu Rafała Trzaskowskiego, poinformowała w sieci o zbieraniu na specjalnej stronie informacji o wszelkich nieprawidłowościach. A członek PKW Ryszard Kalisz w rozmowie z "Faktem" przekazał, że do PKW zaczęły docierać niepokojące informacje o możliwych nieprawidłowościach przy liczeniu głosów w kilkudziesięciu komisjach wyborczych.

Z tego powodu 9 czerwca odbyło się - jak to określił przewodniczący PKW Sylwester Marciniak - "spotkanie robocze" członków komisji, które miało dotyczyć m.in. kwestii przyjęcia sprawozdania z przeprowadzonych wyborów. Przekazał, że w sprawozdaniu znajdzie się "sygnalizacja", iż doszło do nieprawidłowości w niektórych komisjach wyborczych. - Tylko będziemy też sprawdzać równolegle, czy tego typu ewentualne nieprawidłowości będą przedmiotem również protestu wyborczego, bo jeżeli będzie protest wyborczy, to w tym zakresie Sąd Najwyższy już będzie podejmował rozstrzygnięcie - dodał Marciniak.

Do 16 czerwca określone podmioty, w tym między innymi wyborcy, mogą składać na piśmie protesty wyborcze do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego. Ten 9 czerwca poinformował, że do tej pory wpłynęło 28 takich protestów i cały czas pojawiają się kolejne. SN już się zajmuje rozpoznawaniem pierwszych. Najpierw trzyosobowe składy sędziowskie ocenią, czy nie zawierają uchybień formalnych, a następnie - czy nie doszło do naruszenia prawa i czy mogło ono mieć wpływ na rezultat wyborów. Posiedzenia sądu w tej sprawie mają charakter niejawny, czyli bez udziału mediów i publiczności.

Ważność wyboru prezydenta orzeka Sąd Najwyższych. Kodeks wyborczy precyzuje, że rozstrzygnięcie SN zapada w składzie całej właściwej izby na podstawie sprawozdania PKW, po rozpoznaniu protestów wyborczych. Artykuł 26 par. 1 pkt 2 Ustawy o Sądzie Najwyższym stanowi, że właściwą do tego jest Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Uchwałę w sprawie ważności wyborów w pełnym składzie ma podjąć w ciągu 30 dni od dnia podania wyników wyborów do publicznej wiadomości przez PKW, na posiedzeniu z udziałem Prokuratora Generalnego i przewodniczącego PKW. Przypomnijmy jednak, że status tej izby jest kontrowersyjny - był kwestionowany przez uchwałę trzech połączonych izb SN oraz wyroki sądów europejskich. Orzekający w niej tzw. neo-sędziowie, czyli nominowani przez Krajową Radę Sądownictwa powołaną według nowych zasad, po przerwaniu konstytucyjnej kadencji poprzedniej KRS za rządów Zjednoczonej Prawicy.

"Każdy protest zasługuje na rozpatrzenie, na razie nic nie daje jednak powodu, by podważać ogłoszony przez PKW wynik wyborów. Jeśli Sąd Najwyższy potwierdzi ich ważność - zwołam na 6 sierpnia Zgromadzenie Narodowe, by odebrać przysięgę od prezydenta Karola Nawrockiego" - zapowiedział 9 czerwca w serwisie X marszałek Sejmu Szymon Hołownia.

Czytaj także: