- Był związany z komunistycznym aparatem represji - tak wicepremier Jarosław Gowin mówił w "Kropce nad i" o dziadku Mateusza Kijowskiego, lidera Komitetu Obrony Demokracji. "Gdyby pan Gowin posiadał zdolność honorową, to naplułbym mu w twarz. Skoro nie - to obetrę tylko podeszwę" - skomentował słowa wicepremiera Janusz Kijowski, wujek Mateusza, znany reżyser.
Wicepremier w rządzie PiS tak mówił o uczestnikach demonstracji organizowanych przez KOD: istnieje pewien historyczny związek między częścią tych, którzy protestują a środowiskiem (komunistycznym - red.).
Dodał, że dotyczy to samego lidera KOD, Mateusza Kijowskiego, a dokładniej jego dziadka. - Był związany z komunistycznym aparatem represji - mówił Gowin.
Dopytywany o szczegóły, odsyłał prowadzącą "Kropkę nad i" do informacji przekazywanych przez inne media.
Te wskazują, że wicepremierowi miało chodzić o Józefa Kijowskiego. Jego przeszłością zajął się jakiś czas temu serwis "Wielka Genealogia Minakowskego". Zgodnie z informacjami tam przytoczonymi, Józef Kijowski "po zakończeniu działań wojennych jako oficer WP (Wojska Polskiego - red.) walczył z bandami nacjonalistycznymi, zabezpieczał państwowe akcje polityczne i gospodarcze". Słowa te zrobiły błyskawiczną karierę w kojarzonych z prawicą mediach.
"Gdyby pan Gowin posiadał zdolność honorową, to naplułbym mu w twarz"
Do słów Gowina odniósł się Janusz Kijowski, wujek Mateusza. "Kto nie skacze - ten siepaczem! W rolę siepacza wcielił się b. inteligent krakowski, b. minister w zdradzieckim rządzie Tuska, b. liberał i katolik: nie-Jaki Go-Win. Oczernił Mateusza, lidera KOD'u, nazywając go 'dzieckiem resortowym'. To łajdacka potwarz!" - napisał na Facebooku.
Następnie wyliczył, że jego brat (ojciec Mateusza) to "instruktor harcerski "Czarnej Jedynki"; jeden z nielicznych adiunktów biorących udział w naszym strajku marcowym w Audytorium Maximum na UW w 1968 roku; wybitny profesor fizyki; działacz warszawskiego KIK'u i ruchów oazowych".
O swoim ojcu (dziadku Mateusza) napisał natomiast: "żołnierz kampanii wrześniowej '39; partyzant BCh (Batalionów Chłopskich - red.), potem AK, podoficer w szturmie na Wał Pomorski i na Berlin, ranny pod Kołobrzegiem; represjonowany w czasach stalinowskich; od zawsze związany z partią ludową, jedyną jaka istniała w PRL, czyli z ZSL; zmarły w 1983 roku po chorobie wywołanej wprowadzeniem stanu wojennego".
"Gdyby pan Gowin posiadał zdolność honorową, to naplułbym mu w twarz. Skoro nie - to obetrę tylko podeszwę" - kończy swój wpis Janusz Kijowski.
Kto nie skacze - ten siepaczem! W rolę siepacza wcielił się b. inteligent krakowski, b. minister w zdradzieckim rządzie... Posted by Janusz Kijowski on 3 luty 2016
Staniszkis: takich rzeczy nie rzuca się na wiatr
Prof. Jadwiga Staniszkis w rozmowie z tvn24.pl zastrzegła, że nie słyszała tej konkretnej wypowiedzi Gowina. Wykorzystywanie takich argumentów przez polityków PiS oceniła jednak jako "typowy moment manipulacji".
- Takich rzeczy nie rzuca się na wiatr, żeby postawić taki zarzut, trzeba mieć najpierw dowód - komentuje prof. Staniszkis. Dodała, że ona sama dostrzega zupełnie inną ciągłość, tyle że w rządach PiS, które nazwała "antykomunistycznym bolszewizmem". - Czyli takim, w którym wola przeważa nad procedurami - tłumaczyła.
"Dziadek z Wehrmachtu"
To nie pierwszy raz, kiedy politycy związani z PiS "prześwietlają" przeszłość swoich przeciwników politycznych.
Wcześniej głośno było o wypowiedzi Jacka Kurskiego - wtedy polityka PiS, dziś prezesa TVP - której ten udzielił przed drugą turą wyborów prezydenckich z udziałem Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego. Kurski powiedział wówczas w rozmowie z jednym z tygodników, że "poważne źródła na Pomorzu mówią, że dziadek Donalda Tuska zgłosił się na ochotnika do Wehrmachtu".
Po tych słowach Kurski został najpierw usunięty ze sztabu wyborczego Lecha Kaczyńskiego, a później - wykluczony z partii. Jednocześnie okazało się, że Franciszek Tusk rzeczywiście służył w czasie II wojny światowej w Wehrmachcie, prawdopodobnie jednak został do niego wcielony siłą.
Autor: ts/kk / Źródło: tvn24.pl