Bibliotekarka, która została policjantką i wypowiedziała wojnę brutalnej mafii lat 90. Za to przestępcy wydali na nią wyrok śmierci. Pokonała ich, choć zapłaciła za to wysoką cenę. Teraz być może zapłaci jeszcze więcej. Wkrótce może stracić sporą część emerytury, bo w PRL przez dwa lata była sekretarką w ówczesnym MSW. Materiał programu "Czarno na białym".
W środę Sejm zdecydował, że jeszcze na tym posiedzeniu posłowie zajmą się projektem noweli tzw. ustawy dezubekizacyjnej.
Zgodnie z projektem, emerytury i renty ponad 32 tys. byłych funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa PRL sięgną maksymalnie średniego świadczenia w ZUS.
Jedną z osób, które zostaną objęte nowymi regulacjami, może stać się Grażyna Biskupska.
Przed laty, już w III RP, stała na czele Wydziału Terroru Kryminalnego powołanego w Komendzie Stołecznej Policji. Była pierwszą kobietą na tak wysokim, kierowniczym stanowisku w policji.
"Służba, nie praca"
Byli współpracownicy Biskupskiej wspominają, w jakiej atmosferze powstawał kierowany przez nią wydział. Niemal codziennością były mafijne porachunki, porwania dla okupu czy podkładanie bomb.
- Był wprowadzony tak naprawdę terror. Terror, z którym nikt nie był sobie w stanie poradzić - mówi jeden z dawnych współpracowników.
Nie szczędzą oni pochwał dla swojej ówczesnej przełożonej. - Dla Grażyny zawsze służba była na pierwszym miejscu. Służba, nie praca - mówi funkcjonariusz, który poprosił o zachowanie anonimowości.
Skuteczność jej wydziału powodowała, że na policjantów w nim pracujących wydawano w świecie przestępczym wyroki i ustalano konkretne ceny za ich zabicie. Także Biskupskiej grożono śmiercią. - Udało mi się to życie zachować. Natomiast chciałabym zachować odrobinę godności, a przejdę chyba w etap wegetacji - mówi Biskupska w rozmowie z "Czarno na białym".
"Zaoferowano mi pracę sprzątaczki"
Biskupska może wkrótce stracić sporą część przysługującej jej emerytury. Wszystko dlatego, że w 1987 roku - jako szkolna bibliotekarka - zdecydowała, że chce zostać milicjantką.
Jak wspomina, rozstała się wówczas z mężem i została sama z siedmioletnim dzieckiem. Tłumaczy, że do milicji chciała dostać się dla większych pieniędzy, by zmienić swoje życie. - Pan kadrowiec zaoferował mi pracę jako sprzątaczka - wspomina pierwszą wizytę w komendzie stołecznej milicji.
- Jednocześnie poinformował mnie, że najprawdopodobniej bez problemu znajdę pracę w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych - dodaje Biskupska. Jak mówi, otrzymała wówczas propozycję pracy na najniższym wówczas etacie w resorcie - był to etat maszynistki.
- Po paru miesiącach awansowałam na etat sekretarki - mówi. Jej relacje potwierdzają akta, jakie na jej temat znajdują się w Instytucie Pamięci Narodowej. Historyk dr Piotr Osęka z Instytutu Studiów Politycznych PAN nie ma wątpliwości po analizie tych dokumentów, że Biskupska nie była kontaktem operacyjnym SB. Jak mówi, zajmowała się "pracą kancelaryjną".
"Będę się bronić do ostatniej chwili"
Jej kariera w ówczesnym MSW nie trwała długo, zakończyła się zdaniem egzaminu oficerskiego pod koniec 1989 roku. Przeprowadzoną rok później weryfikację - już w wolnej Polsce - przeszła pozytywnie. Resztę życia poświęciła pracy w policji.
- Jest to wielce niesprawiedliwe i uważam, że należy się bronić. I ja będę się bronić do ostatniej chwili - zapewnia emerytowana policjantka, pytana o pomysły Prawa i Sprawiedliwości.
- Nie wiem, czy jest szansa na wygranie. Natomiast populistyczne hasła, które słyszę wokół tego, że "rozliczamy bandytów", bolą strasznie - nie kryje rozgoryczenia. - Poświęciłam tej pracy wszystko, każdą wolną chwilę - dodaje.
Autor: ts//rzw / Źródło: Czarno na białym
Źródło zdjęcia głównego: tvn24