Stracili wszystko, z płonącego budynku uciekali tak, jak stali. Trzy rodziny z Wierzchowa w zachodniopomorskiem straciły dach nad głową, a gmina może im zaoferować jedynie… świetlicę przy remizie. Bo lokali socjalnych nie posiada.
W budynku nieczynnego od lat dworca PKP pożar wybuchł rano. Ogień pojawił się wjednym z mieszkań na pierwszym piętrze, w kuchni.
- Chłopcy leżeli, bajki oglądali, to położyłam się obok nich i przysnęłam – mówi lokatorka mieszkania. Dym zobaczyło dziecko i obudziło mamę. – Ubrałam się, dzieci ubrałam i przez okno wyszliśmy. Z tyłu tam jest taki daszek, zapukałam w okno sąsiadów – relacjonuje kobieta. Sąsiadka wciągnęła ich przez okno, ale jej mieszkanie też już było pełne dymu. Wszyscy mieszkańcy budynku musieli uciekać – jak stali – na mróz.
"Nie wiem, gdzie się podziejemy"
W tym pożarze na szczęście nikt nie został ranny. Ale trzy rodziny straciły dach nad głową. – Straciliśmy wszystko. Nikt mi nie pomoże - na rodzinę nie mogę liczyć bo też jest biedna – mówi Sylwia Kleśta. Musi znaleźć lokal da siebie i czwórki dzieci, z których najmłodsze ma trzy miesiące, najstarsze dziewięć lat.
Jej sąsiad, Robert Iłowski, zabrał dzieci do teściowej. Długo jednak tu mieszkać nie mogą, bo to liczna rodzina. - Ja nie wiem, jak my sobie damy radę – przyznaje. - Na dworze chyba, bo ja nie wiem, gdzie się podziejemy – dodaje inna poszkodowana, Teresa Matuszewska.
"Mamy świetlicę wiejską przy remizie"
Na dworze nie zostaną, choć wiele więcej gmina do zaoferowania nie ma. - Mamy świetlicę wiejską przy remizie, którą możemy na ten cel przeznaczyć. Bo lokali socjalnych gmina nie posiada – mówi wójt gminy Wierzchowo Emilia Niemyt
Wójt prowadzi też rozmowy z właścicielem budynku – PKP - aby to on zapewnił pogorzelcom mieszkania. Potrzebna jest też pomoc materialna. Poszkodowani potrzebują praktycznie wszystkiego - ubrań, mebli, wyprawki szkolnej dla dzieci, jedzenia.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24