Samotna matka z dwójką małych dzieci z Nowotnej w woj. pomorskim mieszka w nieogrzewanym chlewiku. Budynek stał się ich schronieniem po tym, jak dom, w którym mieszkali, pod koniec sierpnia spłonął. W budynku mieszkało 13 osób. Jedna rodzina znalazła schronienie w Dworku pod Gdańskiem. Jednak kobieta i jej dzieci nadal czekają na lokal zastępczy.
Pani Jadwiga to matka samotnie wychowująca piątkę dzieci. Pod koniec sierpnia dom, w którym mieszkali, podpalił 23-letni mężczyzna będący pod wpływem alkoholu. Rodzina straciła dach nad głową i dorobek życia.
- To był dom, w którym mieszkałam dwa lata - mówiła pani Jadwiga, która w trakcie pożaru wraz z dwójką małych synów przebywała w Sopocie u córki. - Jakoś sobie radziłam. Zdążyłam wyremontować kuchnię - powiedziała.
Bez wody i ogrzewania
Jak relacjonował reporter TVN24 Mariusz Sidorkiewicz, w spalonym, ponad 100-letnim domu nie da się już mieszkać. Dwóm mieszkającym w nim rodzinom miała zostać udzielona pomoc.
- Efekt jest taki, że jedna rodzina ją znalazła. Niektóre dzieci pani Jadwigi znalazły schronienie u bliskich. Ona z dwoma chłopcami w wieku 2 i 4 lat pozostała w budynku gospodarczym, który kiedyś służył jako chlew - tłumaczył reporter.
W budynku, który został przekształcony na mieszkanie, nie ma prądu ani wody. Jak tłumaczy poszkodowana kobieta, wodę przynoszą sąsiedzi, a pomieszczenie ogrzewane jest świeczkami.
"Gmina nie zaoferowała pomocy"
Według relacji pani Jadwigi, gmina nie zaoferowała jej żadnego mieszkania zastępczego ani pomocy materialnej. - Tłumaczą się, że nie mają żadnych mieszkań. Sztutowo (gmina, w której leży Nowotna - red.) odsyła mnie do gminy Stegny, gmina Stegny odsyła mnie do Sztutowa" - tłumaczy kobieta.
Jak dodaje, gmina proponowała jej schronisko dla samotnych matek w Gdańsku. Według siostry poszkodowanej, jest to tylko rozwiązanie tymczasowe. - A co dalej? - pyta w rozmowie z reporterem Mariuszem Sidorkiewiczem.
Areszt dla podpalacza
Drewniany dom, zamieszkiwany przez dwie rodziny - w sumie kilkanaście osób - spłonął doszczętnie pod koniec sierpnia. Na szczęście wszyscy w porę zdążyli się ewakuować.
O podpalenie podejrzewany jest 23-letni brat jednej z mieszkanek, którego policja zatrzymała kilka godzin po pożarze w jego mieszkaniu. Mężczyzna był pijany, miał półtora promila alkoholu w organizmie.
23-latkowi postawiono zarzut sprowadzenia zagrożenia dla życia wielu osób, mającego postać pożaru, za co grozi mu do 10 lat więzienia. Decyzją Sądu Rejonowego w Malborku mężczyzna został aresztowany na trzy miesiące.
Policja wciąż ustala szczegółowe okoliczności i możliwe motywy działania mężczyzny. Zdaniem prokuratury mógł nim powodować osobisty konflikt z którymś z mieszkańców domu.
Autor: js/jk / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24