Czy Miron B. został zabity, bo stanął na drodze żonie i jej kochankowi? Został porażony paralizatorem, był bity po głowie, duszony - mówi prokurator Krzysztof Kopania. - Najgorsze jest to, że gdy był mordowany, na górze było dziecko - dodaje siostra mężczyzny w rozmowie z reporterami "Uwagi!" TVN.
- Brat był umówiony z mamą, że zadzwoni po nią o 8 rano, żeby przyjechała do syna. Musiał jechać po zwolnienie lekarskie. I nie zadzwonił. Telefon miał wyciszony - opowiada w rozmowie z reporterami "Uwagi!" TVN Emilia Kozłowska, siostra Mirona B.
Kobieta pojechała do 41-letniego brata, który wraz z synem i żoną mieszkał na przedmieściach Łowicza. - Na podwórku stał samochód. To było dziwne, bo zawsze chował samochód do garażu - podkreśla pani Emilia. W domu zastała żonę brata, Marzenę B.
- Zapytałam, gdzie jest Mirek. Była taka grzeczna, miła. Powiedziała: "no właśnie nie wiem". Zazwyczaj krzyczała i wyzywała na niego. Teraz nie. Miała też łzy w oczach - wspomina siostra mężczyzny.
Pani Emilia powiadomiła policję o zaginięciu brata. Natychmiast rozpoczęły się poszukiwania. Do akcji zaangażowano kilkuset strażaków. Przeszukano okoliczne lasy i nurt rzeki Bzury. Bezskutecznie.
"Zamieszane osoby najbliższe"
Równolegle z poszukiwaniami w okolicach Łowicza swoje działania operacyjne prowadzili policjanci. Dzięki ich pracy nastąpił przełom w sprawie zaginięcia Mirona B.
- Informacje, które do nas napływały, wskazywały, że możemy mieć do czynienia z działaniem przestępczym, w które mogą być zamieszane osoby z najbliższego otoczenia zaginionego - opowiada nadkomisarz Adam Kolasa z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.
Na przesłuchanie została wezwana żona Mirona B. Po tej rozmowie prokurator postawił jej zarzut zabójstwa "wspólnie i w porozumieniu z jej znajomym".
- Kobieta formalnie nie przyznała się do zarzutów, natomiast obciążyła mężczyznę, z którym była związana, 36-latka - wyjaśnia Krzysztof Kopania z Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
Jeszcze wtedy śledczy nie byli w stanie określić, gdzie znajdują się zwłoki.
- Z relacji kobiety wynikało, że mężczyzna wywiózł zwłoki jej samochodem i ukrył w niewiadomym jej miejscu - wyjaśnia prokurator. 36-latka zatrzymano na terenie Niemiec. - Nie przyznaje się do zarzutu. Natomiast żona ofiary, w wyjaśnieniach, które złożyła, potwierdza swój aktywny udział w ukrywaniu dowodów przestępstwa - dodaje prokurator.
Zwłoki Mirona B. odnaleziono w Łodzi, w garażu, który wynajmował podejrzany 36-latek.
- Zwłoki zostały przetransportowane z Łowicza do Łodzi prawdopodobnie oplem żony. Odnalezienie ich to w dużej mierze kwestia przypadku i reakcji osoby, od której 36-latek wynajął garaż - przyznaje Kopania. Mężczyzna nie wywiązał się z płatności za wynajmowane pomieszczenie.
- Dzwoniłam do niego parokrotnie, telefon miał wyłączony. Weszłam z mężem do środka garażu. Auta nie było, ale leżał dziwny pakunek. Mąż odsłonił koce, pomacał ręką i powiedział, że to chyba jakiś zwierz. Gdy odsunął bardziej, powiedział: to jest chyba ludzka stopa - opowiada Mirosława, właścicielka garażu.
Problemy w małżeństwie
Marzena B. wzięła ślub z Mironem 10 lat temu. Początkowo małżeństwo mieszkało u rodziców mężczyzny. Gdy na świat przyszło dziecko, wybudowali dom na przedmieściach Łowicza. Wkrótce po przeprowadzce w małżeństwie zaczęły się problemy. Miron B. zaczął podejrzewać, że jego żona ma kochanka.
- Zaczęła wychodzić wieczorami. Niby na bieganie, a wracała po kilku godzinach. Z pracy wracała po kilku godzinach. W lipcu brat znalazł jej telefon, gdzie były SMS-y z kochankiem - opowiada siostra Mirona B.
Siostra przyznaje, że brat był gotowy wybaczyć żonie.
- Chciał, żeby poszli na terapię małżeńską. Powiedziała, że nigdzie nie będzie chodzić i cały czas się upierała, że nie ma kochanka - mówi pani Emila. Zapewnia, że Miron B. pogodził się ze stratą żony. Problemem stała się kwestia opieki nad dzieckiem.
- Więź brata z synem była nierozerwalna. Z mamą więzi nie miał. Jeżeli matka potrafi uderzyć dziecko? Krzyczała, wyzywała brata przy dziecku. Nazywała brata i dziecko nieudacznikiem. Kazała dziecku wybierać między nią a ojcem - opowiada siostra mężczyzny.
Feralnego dnia, kiedy doszło do morderstwa, małżeństwo miało się pokłócić.
Oskarżonym grozi dożywocie
- Kobieta zadzwoniła po 36-letniego mężczyznę, z którym była związana. Ten bardzo szybko pojawił się w miejscu jej zamieszkania. 41-latek został porażony paralizatorem, następnie był bity po różnych częściach ciała, zwłaszcza po głowie, a następnie duszony - wyjaśnia prokurator Kopania.
- Najgorsze jest to, że kiedy był mordowany, dziecko było na górze - mówi siostra ofiary.
Oskarżonym grozi kara dożywotniego pozbawienia wolności.
Autor: JZ//now / Źródło: TVN
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga TVN