Czy krótkie dżinsowe spodenki i koszulka na ramiączkach to schludny ubiór? Według nauczycieli w części szkół – nie, bo "szkoła to nie plaża". Nauczyciele linijką potrafią mierzyć długość spódniczek. Spodenki chłopców rzadziej kogokolwiek obchodzą. Czego ma to nauczyć dzieci?
“Pamiętaj! Twój wygląd jest zewnętrznym wyrazem szacunku dla ludzi i świadczy o Twojej kulturze osobistej” - przestrzegają na plakatach nauczyciele jednej ze szkół w Łomży.
I podkreślają: "Zgodnie ze statutem naszej szkoły ubiór ucznia powinien być schludny, a jego elementy nie powinny nikogo rozpraszać czy prowokować".
Przykłady ubioru, który "schludnym" nie jest? Z grafiki na plakacie, który zawisł na szkolnym korytarzu, pod hasłem "Poczekajmy do wakacji" wynika, że takimi nie są krótkie dżinsowe spodenki i koszulki na ramiączkach.
Czy uczennica w takim stroju nie zostanie wpuszczona do szkoły? Jaka długość spodenek jest odpowiednia? Tego się już najpewniej nie dowiemy, bo uczennica, która nagłośniła sprawę - skryta za nickiem "hyuniesmol" - zniknęła już z Twittera. Najpewniej przytłoczona skalą internetowego zamieszania, które wywołała.
Bo gdy 10 czerwca wrzuciła plakat do sieci, zdążyła wywołać prawdziwą burzę. Sprawa odbiła się szerokim echem, gdy edukatorka Kasia Koczułap (jej profil na Instagramie "Co z tym seksem?" śledzi ponad 415 tys. osób) zapytała internautów: "Szorty i bluzka na ramiączkach nie mogą być schludne?".
Szybko okazało się, że w sprawie szkolnego dress code'u wiele do powiedzenia mają nie tylko dorośli w Łomży.
Spódniczka mierzona linijką
- W czwartej klasie pani od matematyki mierzyła mojej córce linijką odległość spódniczki od kolana. Było 11 centymetrów, a statut dopuszczał do 10 centymetrów – opowiada tvn24.pl Anna z Radomia.
- U nas krótkich spodenek nie mogą nosić dziewczyny, chłopcy mogą, nie widziałem, żeby ktoś je mierzył - mówi Paweł, ósmoklasista z Poznania. I dodaje: - W sumie nie wiem, czemu nagle wszystkich zainteresowały nasze ciuchy. Całą szkołę zdalną uczyliśmy się w dresach i pidżamach, nikt nie narzekał.
W zeszłym tygodniu ojciec odebrał ze szkoły ósmoklasistkę z podstawówki w Międzyrzeczu (woj. lubuskie), która miała na sobie koszulkę na ramiączkach. Szkoła wezwała go po córkę, bo "top się kończył pod biustem" i tu nawet żadne pomiary nie były potrzebne - nauczycielka uznała, że bluzka jest za krótka, a strój niestosowny. Dziewczyna wróciła na lekcje, gdy się w domu przebrała.
Na rodzicielskim forum (nie z inicjatywy rodziców dziewczyny) wywiązała się dyskusja, że odesłanie do domu z powodu stroju to “zamach na prawa ucznia”.
Rodzice podzielili się. Jeden pisał: "chłopcy powinni się nauczyć, że na taki widok należy reagować normalnie, ponieważ nie jest to okej, że przy 30 stopniach dziewczynki muszą chodzić w t-shirt i się pocić". Inni podnosili, że "dzieci trzeba uczyć szacunku, również poprzez odpowiednio dobrany ubiór".
Dyrektorka uważa zaś, że "afera ramiączkowa", jak opisują sytuację rodzice w sieci, to próba "zaszkodzenia dobremu wizerunkowi szkoły”. Bo media zainteresowały się nią dopiero, gdy naprawdę gorąca zrobiła się dyskusja na internetowym forum.
W odpowiedzi na twitterowy wpis młodej łomżanki (ten z zakazanymi krótkimi spodenkami) uczniowie z całej Polski pisali o swoich doświadczeniach. Ktoś z Koszalina (ukryty pod nickiem "gae_bro") opublikował komunikat zawieszony w jednym z koszalińskich liceów, żeby pokazać: hej, podobnych zapisów jest więcej. Czytamy w nim, że "niektórzy pomylili szkołę z plażą", a statut VI LO zabrania "przychodzenia na zajęcia w krótkich spodenkach, bluzkach na ramiączkach lub z głębokim dekoltem, stroju plażowym, dyskotekowym, noszenia nakryć głowy na terenie szkoły, wyzywającego makijażu i biżuterii (piercing, tunele)". Podpisani pod komunikatem pedagodzy zapowiadają "wyciąganie konsekwencji w stosunku do osób, które go nie przestrzegają". Sprawdziliśmy – taki zapis w statucie szkoły rzeczywiście istnieje.
Co nas tak porusza w uczniowskich nagich kolanach i ramionach? Może warto o tym szczerze porozmawiać. Zwłaszcza że w dziś , w wielu zakątkach Polski, temperatura ma przekroczyć 30 stopni Celsjusza.
Zajrzyjmy do statutu
Zacznijmy od początku, czyli od statutu. To jeden z najważniejszych szkolnych dokumentów. Reguluje organizację pracy, cele i zadania placówki. Od 2017 roku to, co szkolny statut powinien zawierać, reguluje ustawa Prawo oświatowe, a nie - jak wcześniej - rozporządzenie.. Statuty są więc teraz ważniejsze niż były przed reformą Anny Zalewskiej.
Statut, zgodnie z ustawą, musi określać obowiązki uczniów w zakresie między innymi właściwego zachowania podczas zajęć, usprawiedliwiania nieobecności, właściwego zachowania względem kolegów, nauczycieli i innych pracowników szkoły oraz spraw tak szczegółowych, jak warunki wnoszenia i korzystania z telefonów komórkowych oraz urządzeń elektronicznych. I tego, co najczęściej dyskutowane jest właśnie w czerwcu – przestrzegania zasad ubierania się na terenie szkoły.
Szkoły zapisują te zasady różnie - zajrzyjmy do kilku losowo wybranych statutów szkolnych.
Szkoła Podstawowa nr 4 w Solcu Kujawskim nie dopuszcza: "spódnic i spodenek o długości powyżej połowy ud, bluzek odsłaniających pępek oraz ramiona, koszulek na cienkich ramiączkach, ubrań niezakrywających bielizny, emblematów i napisów sugerujących przynależność do subkultur oraz jaskrawych, błyszczących aplikacji i wzorów, farbowania włosów, awangardowych fryzur (jeżeli chłopiec posiada długie włosy, na terenie szkoły są one spięte w 'kucyk'), ekstrawaganckiej biżuterii".
Z kolei uczniowie SP nr 53 w Gdyni mają jedynie lakonicznie wpisany obowiązek: “dbania o schludny wygląd, stosowny strój oraz noszenia obuwia zmiennego”.
A uczniowie SP nr 393 w Warszawie powinni się wykazać po prostu dbałością o "estetykę ubioru, wyglądu (estetyka, czystość i higiena) własną i otoczenia". Do tego ich rodzice są zobowiązani do: "dostosowywanie ubioru dziecka adekwatnie do warunków pogodowych". I tyle. Nic o długościach, ramionach, rozpraszaniu. Więcej o niebudzących kontrowersji kwestiach, jak dbałość o higienę czy troska, żeby dziecko nie zmarzło ani nie przegrzało się.
Zastanawiacie się może, czy nastoletnia młodzież w szkołach ponadpodstawowych dostaje więcej swobody w wyrażaniu siebie i noszeniu się jak jej się podoba? Niekoniecznie, ale o tym za chwilę.
Protest biustonoszowy
Dyskusje o ubiorze bywają tak zażarte, że ściągały na siebie nawet uwagę Rzecznika Praw Obywatelskich. Tak było na przykład w lutym 2020 roku, gdy przeciwko zmianom w szkolnym statucie zaczęli protestować uczniowie I Liceum Ogólnokształcącego w Rzeszowie.
Do statutu chciano tam wprowadzić zapisy m.in. o tym, że uczennice nie mogą nosić bluzek i sukienek na ramiączkach lub bez, z odkrytymi plecami, z dużymi dekoltami, przezroczystych i odsłaniających brzuch. Zakazów było bardzo dużo, ale to, co szczególnie zwróciło uwagę opinii publicznej (w tym właśnie rzecznika), to propozycja wprowadzenia zapisu, by noszenie bielizny, w tym biustonoszy w szkole, było obowiązkowe.
Rzeszowscy uczniowie twierdzili, że właśnie takie stwierdzenie usłyszeli na szkolnym apelu, na którym dyrekcja zapowiadała proponowane zmiany. Dyrektor szkoły tłumaczył zaś, że na apelu miał powiedzieć, iż nie do końca stosowne jest, kiedy po korytarzu spaceruje ktoś w bluzie lub koszuli, a na wierzchu ma stanik.
Uczniowie i absolwenci protestowali przed budynkiem szkoły, a Adam Bodnar poinformował, że otrzymywał wiele skarg uczennic i uczniów, którzy mieli poczucie, że ich prawa do wolności i wyrażania siebie nie są w pełni respektowane. Rzecznik w liście do dyrekcji szkoły zachęcał do zaangażowania się przedstawicieli całego środowiska szkolnego w proces tworzenia szkolnego prawa. "W ocenie RPO doświadczenia Liceum przy rozwiązywaniu konfliktu dotyczącego praw i obowiązków uczniów mogą stać się źródłem cennych rekomendacji i pomóc innym szkołom" - można było przeczytać w stanowisku Bodnara.
Uczniom i nauczycielom udało się ostatecznie wypracować kompromis. W aktualnym statucie szkoły czytamy m.in. "ubiór codzienny ucznia może podkreślać jego osobowość w sposób społecznie akceptowalny, a w doborze ubioru, rodzaju fryzury, biżuterii i makijażu należy zachować umiar, pamiętając, że szkoła jest miejscem pracy".
Tak gorąca w czerwcu kwestia długości została opisana następująco: "spódnice, sukienki i krótkie spodnie powinny mieć długość nie krótszą niż do połowy uda", a "chłopców obowiązują długie spodnie o klasycznym kroju w stonowanych kolorach (w miesiącach letnich mogą to być spodnie krótkie)". Długość przestała mieć znaczenie, ale dobrze by było, jakby to nie były hawajskie palmy.
Ani słowa o bieliźnie. Jest za to ważne dla uczniów zdanie: "wygląd zewnętrzny ucznia nie może mieć wpływu na oceny z żadnego przedmiotu".
Idź, zmyj ten makijaż! Ale właściwie dlaczego?
I o ile rzeczywiście szkoła może mieć sporo do powiedzenia w kwestii ubioru, bo reguluje to Prawo oświatowe, to okazuje się, że w wygląd jako taki nie powinna ingerować. Bo w Prawie oświatowym nie ma takiego zapisu.
Kluczowy jest art. 99 Prawa oświatowego, który dotyczy tego, że obowiązki ucznia określa się w statucie. Podpunkt trzeci dotyczy "przestrzegania zasad ubierania się uczniów na terenie szkoły lub noszenia na terenie szkoły jednolitego stroju".
W listopadzie 2019 roku roku prawnicy, dr hab. Łukasz Gasiński i Anna Aranowska, pochylili się nad szkolnymi statutami. I opracowali opinię prawną, w której wskazują, że prawo przyznaje szkołom kompetencje jedynie do określania zasad ubierania się, a nie szeroko pojętego wyglądu uczniów. Nie dziwi więc, że zmuszani np. do zmywania makijażu czy do przywracania "naturalnego" koloru włosów, uczniowie często się dziś na nią powołują, gdy walczą w szkole o zmianę statutu. Czytamy w niej:
"Należy przyjąć, że jakiekolwiek regulacje statutowe szkół wychodzące poza ramy określające zasady ubierania się uczniów, takie jak np. zakaz noszenia makijażu czy malowania paznokci, nie mają upoważnienia ustawowego i są zatem sprzeczne z prawem" - czytamy w opinii prawników. Wcześniej Gasiński i Aranowska przeanalizowali szereg statutów. - Szkoły w bardzo niejednolity oraz szeroki sposób interpretują przyznane im kompetencje – zauważają.
"W konsekwencji szkoły bardzo często wychodzą poza przyznane im ustawowo ramy kompetencyjne i prawne, wprowadzając przepisy statutowe wprost naruszające prawa i wolności osobiste uczniów. W prawie wszystkich przeanalizowanych przez nas statutach szkół znaleźliśmy regulacje dotyczące zarówno ubioru jak i innych elementów wyglądu takich jak makijaż, biżuteria czy fryzura. Wiele statutów przy określaniu odpowiedniego dla ucznia ubioru wprowadza również ograniczenia, które wydają się nie mieć żadnego racjonalnego uzasadnienia, np. obowiązek noszenia rajstop jedynie w kolorze białym, cielistym lub czarnym, zakaz noszenia jaskrawych ubrań czy też zakaz noszenia ubrań podkreślających przynależność do subkultur młodzieżowych" - czytamy w analizie prawnej.
Mikołaj Wolanin, tegoroczny maturzysta, który założył Fundację na Rzecz Praw Ucznia mówił mi pod koniec ubiegłego roku, że on i jego koledzy często interweniowali w podobnych przypadkach u kuratorów i dyrektorów. Szczególnie gdy ktoś groził uczniom i uczennicom obniżeniem oceny z zachowania. - Chodziło o te wszystkie kwestie związane z kolorem włosów, paznokci czy makijażem. Te kwestie próbowali ograniczać nauczyciele - czasem na podstawie własnego widzimisię, czasem zasłaniając się szkolnym statutem. A do ingerowania w wygląd prawa nie mają. Taki na przykład zakaz malowania paznokci to w świetle prawa ingerowanie w godność ludzką - zauważył.
Z kolei działaczka na rzecz praw człowieka Alina Czyżewska w swoim felietonie dla ngo.pl pisała niedawno: “To naprawdę nie jest wasza sprawa, nauczyciele i nauczycielki. Macie przyglądać się rozwojowi uczniów – nie tropić, czy pod rękawem są tatuaże, tylko mieć uważność i mądrość, kiedy spod rękawa wystają blizny od samookaleczania. Albo sińce od przemocy w domu. To powinno zwracać waszą troskliwą uwagę. Nie pofarbowane włosy".
Kto tu kogo seksualizuje?
Problem ubioru czy makijażu to jednak nie tylko kwestia szkolnego widzimisię, to część większego zjawiska społecznego. Gdy kilka miesięcy temu pisałam o tym, na czym naprawdę polega “seksualizacja dzieci”, prof. Iwona Chmura-Rutkowska, pedagożka i socjolożka z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, też odsyłała mnie właśnie do szkolnych statutów i zauważała: - Znajdziemy tam rozbudowane zapisy dotyczące tego, co wolno nosić, a czego nie. Zwykle katalog szczegółowych zastrzeżeń dotyczy dziewcząt. Statuty regulują na przykład to, czy dziewczynki mogą nosić bluzki na ramiączkach, jakiej długości mogą mieć spódnice czy spodenki.
I teraz najważniejsze: te normy wynikają często z tego, co zdaniem dorosłych pomyślą sobie lub poczują chłopcy w relacji z tak, a nie inaczej ubraną dziewczynką. - Tym samym przypisujemy atrybuty seksualne osobom, często małym dziewczynkom, które w ogóle nie mają seksualnych zamiarów. One chcą być modne, lubiane, dobrze wyglądać. Przecież większość dziewcząt nie ma co do zasady przekonania, że ubiera bluzkę na ramiączkach, by stymulować pożądanie erotyczne kolegów – podkreślała pedagożka. W podstawówkach często chodzi o wygodę, w liceach o modę.
Badaczka zwracała uwagę, że nikt nie reguluje długości spodenek chłopców, nie zajmuje się ich dekoltami i koszulkami na ramiączkach. Prof. Chmura-Rutkowska: - Wydaje się, że w kulturze ciało dziewczynki znaczy więcej niż ciało chłopca. Często słyszymy, że ich ubiór ma być skromny i nie prowokować. Ale do czego 10-latka "ma prowokować" krótkimi spodenkami? To jest właśnie seksualizacja, gdy my dorośli zaczynamy upominać się o seksualne cechy dzieci - tłumaczyła.
Dla sprawiedliwości trzeba jednak przyznać, że w świecie zdarza się, iż również chłopcy ograniczani są w kwestii ubioru. W ubiegłym tygodniu głośno zrobiło się o 16-letnim Shane Richardsonie ze Szkocji. Uczniu Akademii Moffata, szkoły, w której obowiązują mundurki, a ich forma nie uwzględnia tego, że w czerwcu robi się naprawdę gorąco.
Najpierw Shane z kolegami przyszli do szkoły w krótkich spodenkach i zostali odesłani do domu. Czy go to zniechęciło? A skądże. Chłopak pożyczył od swojej 12-letniej siostry Lexi spódnicę od szkolnego mundurku (w której widać kolana) i w tym stroju poszedł do szkoły. Nie złamał regulaminu, więc tym razem nie został odesłany do domu.
Lokalne władze zapewniają, że rozpoczną debatę o zmianie szkolnych zasad ubioru.
W 2017 roku zmianę zasad wymusili już uczniowie z Exeter w hrabstwie Devon. Możliwość noszenia krótkich spodenek wywalczyli właśnie przez kilka dni przychodząc do szkoły w spódniczkach pożyczanych od sióstr i koleżanek. Podobne akcje organizowały różne szkoły na terenie całej Wielkiej Brytanii.
Tego czerwca spódnice zaczęli nosić też nauczyciele w Hiszpanii. Tu jednak powodem nie była temperatura. Akcja #LaRopaNoTieneGénero, czyli #UbraniaNieMająPłci to reakcja na historię 15-letniego Mikela Gómeza, który przyszedł do swojej szkoły w Bilbao ubrany w spódnicę i został za to wyproszony z klasy. Inni nauczyciele pojawili się w tej (a następnie w innych szkołach) w spódnicach, by wesprzeć chłopaka, ale też udowodnić, że to nie ubrania stanowią o płci i wartości osoby.
Autorka/Autor: Justyna Suchecka
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock