Handel ludźmi do pracy przymusowej w stosunku do Ukrainek i Ukraińców się dopiero rozwija - powiedziała w programie "Fakty po Faktach" w TVN24 Irena Dawid-Olczyk z Fundacji La Strada. Przyznała, że to zjawisko występowało już wcześniej, ale "te osoby nie były pod ścianą, tak jak są teraz".
Irena Dawid-Olczyk jest jest założycielką Fundacji La Strada. W lipcu została uznana za jednego z bohaterów w corocznym raporcie Departamentu Stanu USA na temat walki z handlem ludźmi. To między innymi efekt zaangażowania La Strady w pomoc ukraińskim uchodźcom.
Handel ludźmi. "Te osoby są pod ścianą"
Na antenie TVN24 Irena Dawid Olczyk mówiła, że fala uchodźców z Ukrainy "nie ma jeszcze odbicia w postaci postępowań" dotyczących handlu ludźmi. - Hieny się dopiero obudziły. Najpierw będzie niepłacenie, potem pozbawianie wolności. Handel ludźmi do pracy przymusowej w stosunku do Ukrainek i Ukraińców - on się dopiero rozwija - mówiła.
Przyznała, że to zjawisko występowało już wcześniej, ale "te osoby nie były pod ścianą, tak jak są teraz". - Mogły wrócić do domu, mogły się zastanowić, co dalej robić - mówiła.
Pytana o to, jak wygląda proces znajdowania ofiary, powiedziała, że robi się to "pod fałszywymi pretekstami". - Na przykład wysyłając zdjęcia trzygwiazdkowego hotelu jako zdjęcia zakwaterowania, oferując im umowę o pracę, wiedząc, że te osoby myślą, że w Polsce jest euro, bo Polska jest w Unii Europejskiej, a te umowy są w złotówkach, czyli czterokrotnie mniejsze (wynagrodzenia - red.) - powiedziała.
- Mówi się tym osobom, że będą zalegalizowane. To się jednak nie nadzieje, ale te osoby już tu są. Albo się mogą zgodzić na gorsze warunki, albo nie bardzo wiedzą, co mogą zrobić. Jeżeli pożyczyły kilkanaście tysięcy w jednym kraju, jeżeli pożyczyły pieniądze od miejscowej mafii, muszą w jakiś sposób te pieniądze zarobić. Wezmą, co im się da. Będą pracować w nadziei, że te pieniądze dostaną, będą poniżająco traktowani, bo wtedy są bardziej posłuszni - wymieniała. - Mieliśmy pana, który przepracował w ciągu miesiąca 315 godzin. Był bardzo wykończony. To wszystko jest handel ludźmi - podkreśliła.
Irena Dawid-Olczyk była też pytana o to, na jak szeroką skalę problemem jest zmuszanie do prostytucji. - Ona jest mniejsza, niż była. W ogóle seksbiznes trochę w Polsce się wycofuje na skutek zmian obyczajowych - zauważyła, podając przykład aplikacji randkowych, które ułatwiają kontakty. - Łatwiej jest sobie po prostu załatwić seks bez pieniędzy - mówiła.
- W naszej praktyce jest tych przypadków dużo mniej, ale one ciągle są bardzo drapieżne - przestrzegła jednak.
"Poziom decyzyjny nie jest zainteresowany tymi sprawami"
Irena Dawid-Olczyk była też pytana o poziom zaangażowania państwa w badanie przypadków handlu ludźmi. - To jest bardzo trudne. Funkcjonariusze, którzy się na tym znają, oni robią, co mogą. Natomiast z uwagi na to, że prokuratura, policja, Straż Graniczna jest rozliczana z ilości przypadków, a przeprowadzenie postępowania o handel ludźmi to są ogromne koszty, bardzo dużo pracy, bardzo dużo nadgodzin, w związku z tym ten poziom decyzyjny nie jest zainteresowany tymi sprawami, bo one statystycznie są jedną sprawą - tłumaczyła.
Pytana o modelowy przykład rozwiązywania kwestii handlu ludźmi na poziomie państwa odpowiedziała, że powinien istnieć "zespół na poziomie ministerialnym, którzy został zlikwidowany", przez co obniżona została ranga takich spraw. - Po drugie (powinni istnieć - red.) etatowi koordynatorzy, czyli ludzie, którzy nie zajmują się pobiciami, morderstwami, gwałtami, tylko handlem ludźmi - powiedziała.
Zdaniem Dawid-Olczyk konieczne jest także "przeznaczenie na ten cel większych pieniędzy". - Proszę sobie wyobrazić, pomyśleć sobie, ile kosztuje przesłuchanie przez tłumacza przysięgłego 80 osób - zwróciła uwagę.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock