Chcemy tam być dla widza, dla mieszkańca Polski, dla mieszkańca Europy - mówił na antenie TVN24 Michał Przedlacki, autor reportażu o Wuhłedarze, który zostanie wyemitowany w programie "Superwizjer" w sobotę o godzinie 20.
- Dostanie się do Wuhłedaru jest dość skomplikowane, to jest serce czerwonej strefy walk - przyznał Michał Przedlacki, autor reportażu "Wuhłedar - raport ze zrujnowanego miasta". Dziennikarz "Superwizjera" TVN mówił, że miasto w obwodzie donieckim przez wiele miesięcy było niedostępne dla dziennikarzy, jednak dla polskiej ekipy zrobiono wyjątek.
- Dopuszczono nas, żebyśmy mogli zobaczyć, jak wygląda sytuacja w tym mieście, a właściwie w pozostałościach miasteczka, które jakby dotknęła apokalipsa - dodał Przedlacki.
Cywile ukrywają się w piwnicach
Dziennikarz "Superwizjera" mówił, że w Wuhłedarze, gdzie przed inwazją zbrojną mieszkało ponad 14 tysięcy osób, wciąż pozostają cywile. Ukrywają się w piwnicach budynków.
- To jest praktycznie ostatni procent populacji, która tam pozostała. W większości są to osoby starsze - mówił Przedlacki. - Moje rozmowy z nimi wskazują, że to są osoby, które za wszelką cenę kurczowo trzymają się wspomnień, ułudy, że ich życie jeszcze wróci do normy, że miasto się odbuduje - przekazał dziennikarz, dodając, że wokół widział "morze ruin".
Reportaż - jak stwierdził autor - jest nie tylko o obrońcach Ukrainy, ale także o ludziach, którzy "trwają w tym piekle", którzy nie mają dokąd wyjechać i którzy wszystkich swoich bliskich pozostawili w Wuhłedarze. - Tyle, że większość tych bliskich są już na cmentarzu - stwierdził.
Ciała zabitych są grzebane nie tylko na cmentarzu.
Codzienne ostrzały
Wuhłedar, położony około 50 kilometrów od okupowanego Doniecka, jest codziennie ostrzeliwany przez siły rosyjskie. Przedlacki mówił, że wyniesienie ciała zabitego krewnego na cmentarz "jest zbyt dużym zagrożeniem". - Ale okazuje się także, że zbyt dużym zagrożeniem może być również wyniesienie ciała przed blok, by pochować je na skwerze, czy na placu przed budynkiem - dodał.
Odnosząc się do swoich ukraińskich bohaterów, którzy bronią miasta przed siłami rosyjskimi, Przedlacki stwierdził, że "wielomiesięczne życie w okopach i utrzymywanie pozycji, walka obronna, powoduje, że ludzie starają się znaleźć w tym okropnym, przerażającym miejscu normalność".
Dziennikarz mówił, że po którymś dniu pracy i życia w ciasnej ziemiance był świadkiem, jak bohater reportażu, Dima, ojciec 11-latka, próbuje na odległość wychowywać swojego syna i odrabiać z nim lekcje. Wyznał, że był tym poruszony.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Superwizjer TVN