Za powołanie do życia Wojsk Obrony Terytorialnej odpowiada płk Wiesław Kukuła, którego na stanowisko dowódcy wyznaczył we wrześniu Antoni Macierewicz. Ma to być przede wszystkim lekka piechota, wyposażona w nowoczesną broń: od lekkich karabinków po broń przeciwpancerną. Głównym zadaniem ma być gotowość do przeciwstawienia się konfliktom hybrydowym, jak ten, który miał miejsce w przypadku rosyjskiej agresji na Ukrainę.
- Nie zdradzę żadnej tajemnicy, że jako wojskowi definiujemy go w pierwszej fazie jako walkę o serca i umysły ludzi - mówi o tym rodzaju konfliktu Kukuła. - (Chodzi o to - red.) aby doprowadzić do tak dalece idących wewnętrznych konfliktów, żeby społeczeństwo zaczęło walczyć ze sobą i doprowadziło do warunków dogodnych do wprowadzenia sił przeciwnika - wyjaśnia w rozmowie z reporterem "Czarno na białym".
Kukuła to dotychczasowy dowódca Jednostki Komandosów z Lublińca. Został odznaczony m.in. srebrnym medalem "za zasługi dla obronności kraju".
- Pytanie, jakie jest przygotowanie pułkownika Kukuły do kierowania rodzajem sił zbrojnych - zastanawia się płk Stanisław Kulczyński, wieloletni szkoleniowiec polskich Wojsk Specjalnych. - Absolutnie nie uwłaczając jego wiedzy merytorycznej czy doświadczeniu, jest mało prawdopodobne, by miał jakieś doświadczenie w zakresie funkcjonowania takiego tworu, jakim jest rodzaj sił zbrojnych - dodaje.
Sam Kukuła zapytany o swoje przygotowanie podkreśla, że "ta armia się rozwija". - To jest niewygodne pytanie dla mnie, dlatego że trudno mi się samemu oceniać - zastrzega.
- To dobry był żołnierz, dobry dowódca, dlatego wybór jest bardzo trafny - ocenia Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych. - Wydaje się, że jest na pewno jednym z lepszych wyborów w ostatnim okresie czasu - dodaje.
"Od czego jest policja?"
Według projektu nowelizacji ustawy o powszechnym obowiązku obrony, który zakłada powołanie Wojsk Obrony Terytorialnej, w 2018 r. nowa formacja ma liczyć ok. 35 tysięcy żołnierzy. Zgodnie z założeniami w przypadku konfliktu mają bronić swojej okolicy. MON chce jednak, żeby nowe wojska były przygotowane, by stawić czoła także zagrożeniom niemilitarnym. W uzasadnieniu do projektu ustawy twórcy piszą o zwalczaniu "lekceważonych" do tej pory zagrożeń takich jak: rozniecanie sporów narodowościowych i religijnych, ataków informacyjnych na społeczeństwo oraz prób destabilizowania sytuacji wewnętrznej w państwie.
Uzasadnienie wzbudza obawy ekspertów. - Od czego jest policja? To policja jest od pilnowania porządku publicznego, a nie wojsko - podkreśla płk Stanisław Kulczyński. - Destabilizacja sytuacji? To jest taki worek, w którym nie wiadomo, co jest. Wszystko można wrzucić - dodaje. Także Krzysztof Przepiórka, były oficer GROM, zwraca uwagę, że wymienione w projekcie zadania przeznaczone są dla policji, a nie wojska.
- Musimy spojrzeć na to, jak wygląda konflikt hybrydowy, ile on trwa - wyjaśnia płk Kukuła. - Obserwujemy już pewne symptomy wojny informacyjnej, która się toczy. Tak było i będzie - mówi. Dopytywany o szczegóły, nie chce jednak rozwijać tematu.
- Użycie wojska do tego typu rzeczy przypomina mi z historii rok 1956, 1970, 1981, czyli używanie wojska do tego, do czego nigdy nie powinno być używane - ocenia Waldemar Skrzypczak.
- Jeżeli nie będzie jasno powiedziane, że chodzi o destabilizację, której źródła są na zewnątrz państwa, będą obawy co do tego, czy minister Macierewicz nie chce wykorzystywać Wojsk Obrony Terytorialnej na użytek wewnętrzny - mówi Bogdan Klich, były szef MON.
Płk Kukuła podkreśla, że "dowódcy się zmieniają, a pewne wartości zostają". - My będziemy komponentem sił zbrojnych, mówimy tu o użyciu sił zbrojnych, które mogą być użyte w określonych sytuacjach, które określa ustawa - dodaje.
Armia ministra
Na razie Wojska Obrony Terytorialnej mają podlegać bezpośrednio ministrowi obrony narodowej. To nowość, bo pozostałe rodzaje sił zbrojnych podlegają dowódcy generalnemu.
Co to oznacza? - (Minister obrony narodowej - red.) może wydawać polecenia dowódcy Wojsk Obrony Terytorialnej bez pośrednictwa jakiegokolwiek innego organu wojskowego - twierdzi Bogdan Klich. - Może zatem wymagać od tych żołnierzy wypełniania takich zadań, które przyjdą mu do głowy akurat. A to niebezpieczne - ocenia. - To jest twór księżycowy - komentuje Stanisław Kulczyński. - To świadczy o poziomie fachowości ludzi, którzy to przygotowywali. Ewentualnie o poziomie ich służalczości, bo boją się powiedzieć panu ministrowi, że to jest bzdura - dodaje.
Na uwagę, że przez przeciwników projektu WOT nazywane są "prywatną armią Antoniego Macierewicza", płk Kukuła odpowiada krótko: - Nie, to jest kompletne nieporozumienie.
Płk Artur Dębczak, zastępca Kukuły, zapytany o to, czy WOT będą podlegały bezpośrednio ministrowi, odpowiada: - Dokładnie na to pytanie odpowie nam strategiczny przegląd obronny. - Ja sobie nie wyobrażam, nie znam takich przypadków, żeby jakiś rodzaj sił zbrojnych nie był podporządkowany dowódcy generalnemu, szefowi sztabu generalnego - mówi Krzysztof Przepiórka, były oficer GROM.
Jak mają wyglądać Wojska Obrony Terytorialnej według projektu?1. W skład mają wejść żołnierze rezerwy oraz ochotnicy, którzy nie odbywali wcześniej służby2. Docelowo wojska mają liczyć ok. 35 tys. żołnierzy3. W ciągu kilku lat MON zamierza utworzyć 17 brygad4. Obrona terytorialna ma być zdolna do "działań antykryzysowych, antydywersyjnych, antyterrorystycznych oraz antydezinformacyjnych w obronie bezpieczeństwa cywilnego oraz dziedzictwa kulturowego narodu polskiego"5. Służba ma być pełniona w czasie wolnym od pracy6. Żołnierze mają dostawać dodatek za "gotowość bojową", ok. 500 zł miesięcznie
Jak wyszkolić żołnierza?
Przyszłych żołnierzy obrony terytorialnej do pełnienia zadań ma przygotować szesnaście dni szkolenia i kilka weekendowych szkoleń w ciągu roku. Zgodnie z projektem mają oni uzyskać zdolności operacyjne do prowadzenia działań antykryzysowych, antyterrorystycznych, antydywersyjnych, antydezinformacyjnych, a także typowych działań zbrojnych lądowo-militarnych we współdziałaniu z wojskami operacyjnymi.
- Przygotowanie tych żołnierzy do pełnienia poważnych zadań, a takie są opisane w uzasadnieniu do ustawy, jest po prostu fikcją - ocenia Bogdan Klich.
Każdy ochotnik ma dostawać ok. 500 złotych miesięcznie za czas poświęcony na szkolenie czas i gotowość w przypadku ewentualnego konfliktu.
- Niemożliwe jest wyszkolenie takiego żołnierza nawet do najprostszej funkcji wojskowej - twierdzi Waldemar Skrzypczak. - Uważam zatem, że jeżeli ktoś zakłada z góry, że to będzie tylko mięso armatnie, które będzie stało po pieniądze w kolejce, to rzeczywiście swój cel osiągnie - dodaje.- Siedzi przed panem dowódca jednostki specjalnej, oficer, który całą karierę spędził w wojskach specjalnych i mówi panu, że to nie jest prawda - komentuje w rozmowie z reporterem "Czarno na białym" podobne zarzuty płk Kukuła. - Niech pan popyta w niektórych instytucjach wojskowych, ile naboi wystrzeliwuje się w ciągu roku służby, a ja panu pokaże, że "terytorialsi" wystrzelą dziesięć razy więcej. I nie będzie to żaden problem - zapewnia.
"Wypełnić lukę"
We wtorek projekt nowelizacji ustawy o powszechnym obowiązku obrony przyjęła Rada Ministrów. W ocenie Centrum Informacyjnego Rządu "obecne systemy zarządzania kryzysowego oraz obrony cywilnej potrzebują wsparcia sił zbrojnych, ponieważ nie są w stanie zmobilizować odpowiednich zasobów ludzkich".
"WOT mogą wypełnić tę lukę, przygotowując w każdym powiecie kilkuset odpowiednio wyposażonych i wyszkolonych żołnierzy-ochotników" – ocenił rząd.
Autor: kg/ja / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24