- Myślę, że nie biorę pieniędzy mniej uczciwie niż premier - to komentarz Lecha Kaczyńskiego do wypowiedzi Donalda Tuska, w której premier zarzucił mu, że powinien być obecny w Sejmie, gdy debatowano o planach polskiej dyplomacji. - Sam zasłynął jako leniwy parlamentarzysta - wtórował prezydentowi jego minister Michał Kamiński.
Lech Kaczyński odżegnuje się od kolejnej konfrontacji z premierem i zastrzega, że "nie będzie wchodził w polemikę z szefem rządu" w sprawie swojej nieobecności podczas przedstawiania przez szefa polskiego MSZ informacji o priorytetach polityki zagranicznej w 2009 r.
Nie-konfrontacja
- Moja nieobecność w Sejmie to było posunięcie niekonfrontacyjne. Wiadomo jednak, że moje oceny nie są zbieżne ze stanowiskiem rządu odnośnie polityki zagranicznej - mówił prezydent dziennikarzom. Jak dodał "sprawy" w ogóle być nie powinno bo dokładnie wiedział, co szef naszej dyplomacji powie w Sejmie. Skąd? Od samego ministra. - Radosław Sikorski przysłał mi wcześniej tekst informacji. Bardzo mu za to dziękuję - łagodził ton Lech Kaczyński.
Leniwy frustrat?
Zdecydowanie ostrzej o wypowiedziach premiera mówił kilkadziesiąt minut wcześniej prezydencki minister Michał Kamiński. - Premier, który w ubiegłym roku zwiedził Machu Picchu, a w czasie kryzysu hulał na nartach, jest ostatnią osobą, która miałaby prawo upominać pracującego i pracowitego prezydenta - stwierdził Kamiński. Słowa szefa rządu ocenił jako "niesłychane" i wynikające z "frustracji polityka, którego przerosła funkcja". - To próba przykrycia tego, że delikatnie mówiąc, nie nastąpiły zapowiadane cuda - diagnozował minister.
Kamiński wypomniał też premierowi, że ten również nie uczestniczy w wielu sejmowych debatach dotyczących polityki rządu, za którą sam bezpośrednio odpowiada. - To właśnie Donald Tusk jako parlamentarzysta zasłynął z lenistwa - stwierdził na koniec.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24