Kancelaria Prezydenta Lecha Kaczyńskiego nie była zainteresowana wspólną wizytą w Katyniu w 2010 roku - powiedział w niedzielę premier Donald Tusk. - Nie było mowy - ani wcześniej, ani później - o tym, że prezydent Kaczyński był zainteresowany jakimkolwiek wspólnym działaniem. Nie było to dla mnie zaskoczeniem, bo nigdy nie był zainteresowany jakimś wspólnym działaniem czy wspólnymi wizytami - powiedział Tusk.
Szef rządu, który przebywa z wizytą w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, był pytany przez dziennikarzy o sobotnią wypowiedź prezesa PiS dla radia RMF FM. Kaczyński powiedział m.in.: - Chcę poinformować, że mamy dokument z 27 stycznia 2010 roku, w którym wiceminister Kremer jest informowany o projekcie wyjazdu prezydenta Kaczyńskiego na uroczystości w Katyniu. Rząd o tym doskonale wiedział, można było jechać razem. To Tusk tego nie chciał - powiedział szef PiS.
Bez konkretów
Premier przekonywał, że "dziesiątki i setki razy przekazywaliśmy precyzyjną informację - Kancelaria Prezydenta Lecha Kaczyńskiego zgłaszała zainteresowanie uczestniczeniem w obchodach rocznicy katyńskiej bez żadnych konkretnych danych". Jak dodał, data i miejsce jego wizyty w Katyniu i wizyty premiera Rosji Władimira Putina została podana publicznie natychmiast po zaproszeniu wystosowanym przez rosyjską stronę.
- Gdy zaczęła się cała wrzawa, wtedy doszło do wielu wypowiedzi prezydenta Kaczyńskiego, takich bardzo nerwowych i Kancelaria Prezydenta podjęła decyzję, że prezydent, niezależnie od mojej wizyty w Katyniu i spotkania z premierem Putinem, będzie uczestniczył w obchodach (...) dziwię się prezesowi Kaczyńskiemu, że w obliczu Smoleńska kieruje się takimi małostkowymi intencjami - ocenił szef rządu.
"Prawo mówienia bzdur"
Tusk pytany, gdzie jest granica zarzutów wobec niego, i jak reaguje na słowa o zdradzie narodu powiedział: - Życzę wszystkim odporności, demokracja w Polsce każe nam tolerować i respektować prawo także do mówienia bzdur i, niestety, czasami świństw. Od kilku lat jestem przedmiotem wyjątkowej agresji słownej, czasami nie tylko słownej ze strony oponentów, szczególnie Jarosława Kaczyńskiego i PiS - ocenił premier.
Jak dodał, tylko naruszenie prawa kazałoby reagować ostrzej. - Na tego typu słowa najlepszą tarczą i obroną będzie reakcja opinii publicznej, na co - szczerze powiedziawszy - liczę najbardziej - zaznaczył premier.
Źródło: PAP