- Spodziewaliśmy się tego od dłuższego czasu, że taka sytuacja może mieć miejsce - tak Małgorzata Wassermann komentowała dla TVN24 informację Naczelnej Prokuratury Wojskowej, że ciało Anny Walentynowicz zostało zamienione z ciałem innej ofiary katastrofy smoleńskiej. Zdaniem pełnomocnika części rodzin ofiar katastrofy. mec. Rafała Rogalskiego, ta informacja "doprowadzi do masowych ekshumacji".
Córka Zbigniewa Wassermana od dawna miała ogromne zastrzeżenia do sposobu, w jaki rozpoznawano w Rosji ciała ofiar katastrofy smoleńskiej. Rosyjska dokumentacja dotycząca katastrofy smoleńskiej "jest wytwarzana aby przysłać ją do Polski, ona ma niewiele wspólnego z rzeczywistością" - mówiła Małgorzata Wassermann w rozmowie z TVN24.
- Moja ocena jako prawnika tych dokumentów, które przychodzą z Rosji jest taka, że w zasadzie w całości poświadczają nieprawdę. Momentami jest to robione w tak niechlujny sposób, że na pierwszy rzut oka widać, że są to dokumenty sfałszowane - mówiła Wassermann.
Trzeba się było tego spodziewać
Jej zdaniem, należało się "spodziewać takich wyników ekshumacji". - Spodziewaliśmy się tego od dłuższego czasu, że taka sytuacja może mieć miejsce - komentowała Małgorzata Wassermann. Dodała, że w sprawie ofiar katastrofy smoleńskiej należy opierać się tylko na dokumentacji polskiej. - Tylko wyłącznie na tych badaniach, które zostały przeprowadzone w Polsce - podkreśliła córka Zbigniewa Wassermana.
Dodała, że decyzja prokuratury o przeprowadzeniu ekshumacji to bardzo dobry moment aby "podsumować wszystko to, co mamy w tej sprawie".
"To szokująca informacja"
- To szokująca informacja, ja przewidywałem tego typu sytuację od maja 2010 roku - powiedział w TVN24 mecenas Rafał Rogalski, pełnomocnik części rodzin ofiar katastrofy.
Jego zdaniem trzeba było "dużo wcześniej otworzyć trumny" i wtedy "uniknęlibyśmy takiej sytuacji jak teraz". Rogalski dodał, że dzisiejsza informacja o zamianie ciała Anny Walentynowicz "doprowadzi do masowych ekshumacji".
"Będę szukać jego ciała, dopóki je znajdę"
Magdalena Merta, wdowa po Tomaszu Mercie mówiła z kolei na antenie TVN24, że złożyła wniosek o ekshumację, bo wątpliwości dotyczącego tego, czy rzeczywiście pochowała wraz z rodziną ciało swego męża, pojawiły się "znacznie wcześniej".
- Przysięgam na głowę moich dzieci, że będę szukać Tomka. Będę szukać jego ciała, dopóki je znajdę - mówiła, wyraźnie zdenerwowana.
Jej zdaniem pozostałe rodziny, które straciły krewnych w katastrofie smoleńskiej postapią podobnie. - Nie ma innego wyjścia, jak tylko odszukać właściwe ciała i pochować je jak należy - dodała. Stwierdziła też, że jest dla niej za wcześnie, by zastanawiać się nad tym, czy będzie wnosić o odszkodowanie, jeżeli okaże się, że pochowała nie swego męża.
"Teraz nie jestem pewien niczego"
Andrzej Melak też "nie jest teraz pewien", czy w rodzinnym grobie leży jego brat, Stefan Melak.
- Jestem zły i wściekły. My rozpoznawaliśmy swoich bliskich. Ja bez trudu mogłem rozpoznać ciało Stefana. Poznałem go, dokonałem tego, czego ode mnie oczekiwano. Rola państwa polskiego była taka, żeby doprowadzić do końca całość zgodnie ze sztuką prowadzenia śledztwa i postępowań karnych. Tego nie dokonano - mówił na antenie TVN24.
Dodał, że po przeczytaniu rosyjskich protokołów z sekcji zwłok brata, nabrał podejrzeń, że dotyczą one kogoś innego i zgłosił to do prokuratury już "18 miesięcy temu". - Prokuratura nigdy nie odpowiedziała na pismo, a teraz jeszcze we wszystkich rodzinach ofiar, których nie ekshumowano pojawiło się ziarno niepewności - zakończył.
Autor: km,adso//gak/k / Źródło: tvn24