Tego typu ingerencja władcza jest czymś zupełnie niedopuszczalnym - powiedział w "Rozmowie Piaseckiego" Adam Bodnar. Rzecznik Praw Obywatelskich komentował sytuację w radiowej Trójce, związaną z unieważnieniem Listy Przebojów Trójki z piosenką Kazika. Ocenił także, że proces "upolitycznienia Programu Trzeciego i innych mediów publicznych postępuje, a my tylko oglądamy dramatyczne skutki tej choroby".
Utwór Kazika "Twój ból jest lepszy niż mój" - nawiązujący do wizyty prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego na zamkniętym z powodu epidemii Cmentarzu Powązkowskim - zadebiutował w zeszły piątek na Liście Przebojów Trójki i od razu znalazł się na pierwszym miejscu. Tego samego dnia strona z notowaniem zniknęła ze stron państwowego radia.
Tłumaczenia dyrekcji Trójki zmieniały się. Początkowo twierdzono, że złamano regulamin, w związku z czym redakcja podjęła decyzję o "unieważnieniu głosowania". Później pojawiły się zarzuty, że kolejność na liście została zmanipulowana przez prowadzącego listę. Działania dyrekcji zapoczątkowały falę odejść dziennikarzy związanych z Trójką od dekad. Wśród nich jest między Piotr Metz. Na nagraniu opublikowanym na profilu społecznościowym Moniki Olejnik pokazał też do kamery smartfona, na którego ekranie można było przeczytać wiadomość: "Piotrze, dopilnuj aby piosenka o ktorej rozmawialismy nie byla na Antenie" (pisownia oryginalna).
"Tego typu ingerencja władcza jest czymś zupełnie niedopuszczalnym"
Do tej sytuacji odniósł się w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar. Uznał, że cenzura "prewencyjna pewnie byłaby wtedy, kiedy w ogóle z założenia weryfikowano by wszystkie piosenki, które trafiają na jakąkolwiek listę". - Natomiast tutaj prewencja polega na tym, że jeżeli już się pojawiły sugestie w SMS-ach, wskazujące na to, żeby zdjąć piosenkę z anteny, to trudno to inaczej nazywać - dodał.
- To jest moim zdaniem coś zupełnie niewyobrażalnego, co się stało - ocenił. Jego zdaniem "w tym całym sporze trudno, żeby nie zaufać jednak dziennikarzom Trójki, którzy przecież prowadzą ten program od lat". - Nie wierzę w to, że mogło dochodzić do jakichkolwiek manipulacji. Bo po co i dlaczego ktokolwiek miałby manipulować? Dlatego tego typu ingerencja władcza jest czymś zupełnie niedopuszczalnym - mówił dalej Bodnar.
Bodnar: proces upolitycznienia Trójki i innych mediów publicznych postępuje, a tylko oglądamy dramatyczne skutki tej choroby
Zdaniem RPO "to, co prawdopodobnie jest za całą sprawą, to taka swoista nadgorliwość". - Że lepiej do czegoś nie dopuścić, bo później ktoś będzie miał kłopoty.
Bodnar zwrócił także uwagę na "wcześniejsze historie które dotyczyły mediów publicznych". - Na przykład historie dotyczące istnienia tak zwanej czarnej listy, czyli kogo nie można zapraszać do programów, historie dotyczące układania newsów w odpowiedni sposób, historie licznych zwolnień dziennikarskich na przestrzeni lat 2016-2020. Jest mnóstwo nazwisk - wyliczał.
- To nie zaczęło się wczoraj, to nie zaczęło się trzy dni temu. To się zaczęło w 2016 roku i po prostu ten proces, niestety, upolitycznienia Programu Trzeciego i innych mediów publicznych postępuje, a my tylko oglądamy dramatyczne skutki tej choroby - przekonywał Adam Bodnar.
"To, co budzi zastrzeżenia, to jest podejście do zasady równości"
Gość TVN24 mówił także o uchwalonej przez Sejm 12 maja ustawie w sprawie wyborów prezydenckich w 2020 roku. Zakłada ona, że w tych wyborach głosowanie będzie odbywać się w lokalach wyborczych, ale każdy, kto będzie chciał, będzie mógł zagłosować korespondencyjnie, zgłaszając wcześniej taką chęć. Ustawa 13 maja trafiła do Senatu, który ma na jej rozpatrzenie 30 dni.
Bodnar zwrócił uwagę, że w czwartek ustawą mają zająć się trzy połączone komisje senackie. - Na tych posiedzeniach przedstawię moją opinię - zaznaczył.
Uznał, że jednym z "pozytywów" ustawy "jest oczywiście przywrócenie roli Państwowej Komisji Wyborczej". - Tylko to jest taki pozytyw z gatunku 'wyprowadziliśmy kozę z pokoju', a koza to był minister do spraw aktywów państwowych (Jacek Sasin – red.). Bo naprawdę angażowanie przedstawiciela rządu do organizowania wyborów jest jakimś kuriozum niespotykanym w państwach demokratycznych - przekonywał.
Wskazywał, iż to, że "Państwowa Komisja Wyborcza będzie organizowała wybory z puntu widzenia praw obywatelskich jest ważne, z punktu widzenia standardów jest istotnym czynnikiem".
- Natomiast to, co budzi zastrzeżenia, to jest podejście do zasady równości - kontynuował RPO. Jak wyjaśniał, "mamy od czynienia de facto z nowymi wyborami prezydenckimi". - To nie jest przedłużenie poprzednich wyborów, tylko to są nowe wybory. Jeżeli organizujemy nowe wybory, to musimy pozwolić wszystkim, którzy chcą, aby skorzystali ze swojego biernego prawa wyborczego. Rozumiem konstrukcję prawną, która zakłada zarejestrowanie dotychczasowych komitetów, żeby nie powtarzać wysiłku, który został wykonany kilka miesięcy temu. Ale jeżeli się na to decydujemy, to tym bardziej musimy zadbać o zasadę równości, czyli o to, żeby wszyscy nowi (kandydaci – red.), którzy się pojawią mieli podobne szanse - mówił.
Rozpatrywana w izbie wyższej parlamentu ustawa, choć zakłada możliwość ponownej rejestracji kandydatów, którzy mieli wziąć udział w wyborach prezydenckich 10 maja (bez konieczności ponownego zbierania podpisów poparcia), to daje też prawo startu nowym kandydatom.
Ponadto znosi zapisy ustawy z 6 kwietnia dotyczącej głosowania wyłącznie w formie korespondencyjnej. Zgodnie z tymi przepisami minister aktywów państwowych, czyli Jacek Sasin miał między innymi po zasięgnięciu opinii PKW określić wzór karty do głosowania, zlecić sporządzenie pakietów wyborczych, określić szczegółowy tryb doręczania pakietów wyborczych przez operatora wyznaczonego do wyborcy i odbierania kopert zwrotnych a następnie sposób postępowania z kopertami zwrotnymi dostarczonymi do właściwej gminnej obwodowej komisji wyborczej do zakończenia głosowania.
Bodnar wraził także wątpliwości wobec kompetencji marszałek Sejmu w kwestii ustalania kalendarza wyborczego. - Dlaczego nie określić tego kalendarza na poziomie ustawowym, dlaczego zostawiamy taką swobodę w rękach marszałka Sejmu? - pytał.
- Jeżeli mówimy o zasadzie równości, to oczywiście musimy uwzględnić fakt, że te wybory, cały kalendarz (wyborczy – red.) będzie krótszy, bo może trwać maksymalnie 60 dni. Ale to nie oznacza, że ma być totalna dysproporcja pomiędzy tymi okresami na czynności wyborcze w poprzednich wyborach i w tych wyborach - przekonywał. - A co z takimi kandydatami, którzy nagle teraz poczuli zew polityczny i chcieliby wystartować? Dlaczego oni mają być gorzej traktowani niż ci, którzy ten zew poczuli w lutym czy w marcu i wtedy zbierali podpisy? To jest o tyle ważne, że jak będziemy z tym manipulowali i pójdziemy na skróty, to później stwarzamy piękną podstawę, taką wręcz koncertową, do tego, żeby podważyć wynik wyborów przez Sąd Najwyższy - kontynuował RPO.
- Co więcej, być może niektórzy gracze w ten sposób będą to rozgrywali, że będą udawali, ze wszystko jest okej, a na koniec się okaże, że był jednak jakiś człowiek, który złoży protest wyborczy i podważy wynik całych wyborów - dodał. Zdaniem Bodnara wówczas "będziemy mieli cały czas destabilizację przez kolejne miesiące w Polsce, bez urzędującego prezydenta".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24