Podczas zamieszek w Warszawie policja zatrzymała 92 obywateli Niemiec. Wśród nich prawdopodobnie członków skrajnej lewackiej bojówki "Black Block" powiązanej z antyfaszystowską organizacją "Antifa", doskonale znaną niemieckiej policji. Polskie służby zapewniają, że bojówkarze byli kontrolowani już od momentu przekroczenia granicy.
- Jeżeli ktoś uważa się za antyfaszytę, a biję i kopie leżącego na ziemi człowieka, to pewnie nie zdaje sobie sprawy, że jest mu bliżej do faszysty - mówił w sobotę Donald Tusk.
Podobnego zdania, w tym przypadku, był prezes PiS Jarosław Kaczyński, który niemieckich bojówkarzy porównał do zwolenników Adolfa Hitlera.
Starcie na Nowym Świecie
Oficjalnie niemieccy bojówkarze, uzbrojeni w kije przyjechali do Polski, aby walczyć z polską skrajną prawicą. Udało im się skonfrontować jedynie z przechodniami, spacerującymi w świąteczny dzień Nowym Światem i członkami grup rekonstrukcyjnych przebranymi w stroje sprzed 90 lat.
Otoczeni przez policję schronili się w lokalu związanym z lewicową "Krytyką Polityczną", której przedstawiciele odcinają się od powiązania z bojówkami.
Skrajni antyfaszyści
Niemieccy lewicowi bojówkarze są doskonale znani policjantom z całej Europy. Regularnie dają o sobie usłyszeć podczas tradycyjnych już 1 maja zamieszek na ulicach Berlina. Jak zapewniają niemieccy lewicowi działacze, członkowie skrajnej "Black Block" to niewielki odłam, nastawionej na ogół pokojowo "Antify".
Pod obserwacją
Do Polski członkowie bojówki przyjechali autokarami. Jak twierdzi policja, obserwowano ich już od momentu przekroczenia granicy, jednak nie można ich było zatrzymać.
- Ich autobusy były kontrolowane. Nie znaleźliśmy żadnych niebezpiecznych przedmiotów, więc takie osoby mają prawo przyjechać do stolicy - mówił rzecznik stołecznej policji mł. insp. Maciej Karczyński.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24