- Ci ludzie przyjechali żeby nas zniszczyć - twierdzą mieszkańcy afgańskiej wioski Nanghar Khal, ostrzelanej w sierpniu przez polskich żołnierzy. Do świadków tragedii dotarli reporterzy "Superwizjera" TVN.
16 sierpnia żołnierze polskiego kontyngentu ostrzelali z moździerza małą afgańską wioskę. Miała to być akcja przeciwko talibom, okazało się jednak, że terrorystów tam nie było. Zginęło sześciu cywilów, wśród których było dwoje dzieci. Afgańczycy z małej wioski pamiętają wszystkie detale sierpniowej tragedii.
Przerwane przygotowania do wesela Trzy miesiące temu Polacy jechali w stronę północy - wspominają początek dramatu. Wszystko zaczęło się trzy kilometry od wioski. Mina wybucha na zachód od nas. To było około godziny 10-11. Z moździerzy zaczęli strzelać około godz. 14. Według mieszkańców wioski większość pocisków eksplodowała poza jej zabudowaniami. Jeden z granatów spadł jednak na dom. To właśnie wtedy zginęli cywile.
Następnego dnia w wiosce miało być wesele. - Były kobiety i dzieci, bo przygotowywali uroczystość. Byłem tam - opowiada jeden z Afgańczyków. - Nie było żadnych przeciwników. Żadnych Talibów. Ja nie wiem czy była to pomyłka, nie wiem czy mieli rozkaz strzelać do nas - dodaje.
"Chcę tylko przestrzegania praw człowieka" Żołnierze pomagali opatrzyć rannych. - Ciężarówka przyjechała po rannych. I udzielano pomocy tym, którzy przeżyli, ale byli ranni - wspomina jeden z ocalałych mężczyzn. - Miał być samolot z pomocą, ale się spóźniał. Jeździliśmy tam i z powrotem dookoła wioski - opowiada. Wśród rannych była kobieta, którą leczono potem w Polsce.
Afgańczycy mają jednak pretensje o to, jak ich potraktowano po tragedii. - Dostaliśmy ciała zabitych. Rannych leczono, ale nie wiem dlaczego przesłuchiwano nasze kobiety skoro zabrania tego nasze prawo? - mówi jeden z mężczyzn. - Wojsko niech robi swoje. Ja tylko chcę przestrzegania praw człowieka - zaznacza stanowczo. Mieszkańcy Nanghar Khal mówią, że zabitych bliskich nic im nie zastąpi, ale chcą odszkodowania: - Czego ja mam chcieć. Ja już nie odzyskam swojego życia. Nie mam syna. Nie mam nic - rozpacza ojciec jednej z ofiar. - Ludzie, którzy nas skrzywdzili powinni zostać ukarani - dodaje.
Rozkaz był ustny? Prokuratura wojskowa aresztowała siedmiu polskich żołnierzy, którzy ostrzelali afgańską wioskę. Według niej wojskowi wiedzieli, że strzelają do cywilów. To dlatego postawiono im zarzut zabójstwa ludności cywilnej. Grożą im kary więzienia od 12 lat do dożywocia.
Nie przedstawiono jednak do tej pory publicznie jednoznacznych dowodów na ich winę. Według informatora "Superwizjera", który służył na misji w Afganistanie, rozkaz wydano ustnie i nie wiadomo jaka była jego dokładna treść - czy był to rozkaz demonstracji siły czy ostrzelania wzgórz lub wioski.
Reportaż o tych zdarzeniach w poniedziałek w "Superwizjerze" o godz. 23.20.
Źródło: TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Superwizjer, TVN