Gdyby wcześniej, latem, słuchano dyrektorów, lekarzy, tych wszystkich, którzy mówili, że nie wolno wracać do szkół na hurra, być może teraz nie byłoby tak dramatycznie - mówi Marek Pleśniar z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty. Zapytaliśmy edukatorów, co sądzą o decyzji premiera Mateusza Morawieckiego, by zamknąć wszystkie szkoły do końca listopada.
Od poniedziałku 9 listopada wszyscy uczniowie szkół ponadpodstawowych i średnich mają uczyć się zdalnie - poinformował w środę premier Mateusz Morawiecki. Placówki mają być zamknięte co najmniej do 29 listopada.
Premier obiecał również wprowadzenie bonu dla nauczycieli, którzy mieliby dostać po 500 zł na zakup sprzętu do zdalnej nauki. Zasady tej pomocy ma jednak dopiero opracować ministerstwo edukacji.
Jak te zmiany oceniają ci, których dotkną w praktyce?
Broniarz: rząd zapłaci za jedną piątą komputera
- Po raz kolejny mamy taką sytuację, że zapada jakieś postanowienie, a dopiero potem będą do niego przygotowywane szczegółowe rozwiązania - mówi Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. I dodaje: - To oznacza, że ta rzeczywistość ciągle nas wyprzedza i mam obawy, że nie panujemy nad sytuacją pandemiczną.
Broniarz nie jest zdziwiony, że premier zdecydował o nauce zdalnej również dla najmłodszych uczniów. - Skoro nie było innego wyjścia, to należało tak zrobić. Teraz trzeba jednak pilnie rozstrzygnąć różne praktyczne rozwiązania, na przykład kwestie zasiłków dla rodziców najmłodszych dzieci, którzy będą musieli zostać z nimi w domach - zauważa prezes ZNP.
A co z bonem dla nauczycieli? - Najchętniej zostawiłby to bez komentarza. Z zapowiedzi premiera wynika, że rząd chce zapłacić za jakąś jedną piątą średniej klasy komputera - wylicza. - A przecież od wielu miesięcy mówimy o brakach w sprzęcie. Do tego premier nie mówił, skąd będą na to pieniądze, więc nie zdziwię się, jak zaraz się okaże, że za bon będą miały zapłacić samorządy.
Pleśniar: gdyby tylko słuchano nas latem
- Rząd wobec epidemii jest tylko reaktywny - ocenia Marek Pleśniar z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty, które zrzesza ponad 5 tysięcy dyrektorów i liderów oświatowych. - Widzimy, że sytuacja zdrowotna jest zła, więc jakieś decyzje musiały zapaść, szkoda jednak, że tak późno. Naprawdę widzimy dziś, że edukacja była takim rozsadnikiem. I gdyby wcześniej, latem, słuchano dyrektorów, słuchano lekarzy, tych wszystkich, którzy mówili, że nie wolno wracać do szkół na hurra, być może teraz nie byłoby tak dramatycznie - dodaje.
Zdaniem Pleśniara pomysł bonu jest dobry, ale trzeba było go wprowadzić kilka miesięcy temu. - Kiedy wiosną zostaliśmy w domach, ceny sprzętu elektronicznego - na przykład kamer do zdalnych lekcji - poszybowały w górę i obawiam się, że teraz będzie podobnie - mówi Pleśniar. I dodaje: - Jeszcze w lipcu nasze stowarzyszenie apelowało, żeby pieniądze na sprzęt przekazać do szkół. Żeby tam można było kupić te dobre kamery i mikrofony, a od września organizować z ich zastosowaniem pracę - przypomina.
Pleśniar zwraca też uwagę, że zamknięcie szkół nie rozwiązuje problemów przedszkoli. - Tam już dziś są spore braki w kadrze. Co będzie, gdy te nauczycielki, które tam pracują, zostaną w domu z własnymi dziećmi? Kto tam pomoże? Do przedszkoli chyba nie poślemy na ratunek wojska czy urzędników - wzdycha Pleśniar.
Kazimierczyk: przedszkola to nie tylko opieka
Problemy przedszkoli i żłobków podobnie widzi dr Iga Kazimierczyk, prezeska fundacji Przestrzeń dla Edukacji: - To wielka, przemilczana przez premiera część edukacji - zwraca uwagę ekspertka. - Przedszkolom potrzeba pomocy, bo ludzie się wykruszają. Do tego szalenie trudno dodzwonić się do sanepidu, który nadal musi wyrazić zgodę, jeśli dyrektor takiej placówki chce przejść na nauczanie zdalne lub mieszane. Tam się uczą małe dzieci, a ich edukacja jest bardzo ważna, kluczowa dla ich przyszłości. To nie są tylko miejsca opieki i często o tym zapominamy - podkreśla.
Kazimierczyk uważa, że w obecnej sytuacji pracownicy przedszkolni powinni mieć powszechny dostęp do testów na obecność koronawirusa. - Jest też czas, by przed ewentualnym zamknięciem również tych placówek, zastanowić się, jak na przykład wesprzeć przedsiębiorców, którzy je prowadzą. Przecież mamy bardzo dużo żłobków i przedszkoli prywatnych - dodaje.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock