Na same klasy 1-3 w reżimie sanitarnym potrzebuję 18 sal lekcyjnych, a gdzie i kim mam przeprowadzić konsultacje i egzaminy? - zastanawia się Andrzej Karaś, dyrektor zespołu szkół z Poznania. Przed podobnym dylematem stoją dyrektorzy w całej Polsce. Są przerażeni, bo w Łodzi okazało się, że pozytywne lub wątpliwe wyniki testu na koronawirusa miało aż 14 procent pracowników oświaty.
- Mamy 1060 uczniów, to 40 oddziałów. Ile mam sal lekcyjnych? No, zdecydowanie mniej. Właśnie liczę, ile się nada, jeśli będę miał zachować odległości między ławkami, tak żeby dzieci były w pełni bezpieczne - opowiada Andrzej Karaś, dyrektor Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 2 na poznańskich Krzesinach. W skład jego zespołu wchodzi podstawówka i liceum, a Karaś zarządza też sąsiadującym z placówką przedszkolem.
- W ostatnich tygodniach czuję się, jakbym spacerował po polu minowym, na każdą konferencję ministra, każde rozporządzenie i wytyczne sanitarne czekam z napięciem. Bo mam w placówce dzieci z każdej grupy wiekowej - mówi Karaś. Od piątku, gdy Centralna Komisja Egzaminacyjna opublikowała wytyczne do przeprowadzenia egzaminów zewnętrznych, dyrektor głównie wzdycha.
Takiego czerwca nigdy nie było
- Pracuję w szkole od kilkudziesięciu lat, ale czegoś takiego jeszcze nie przeżywałem. W czerwcu muszę mieć zapewnioną opiekę dla dzieci w klasach 1-3. Jeśli wróci więcej niż połowa, będę potrzebował do tego około 18 sal lekcyjnych, bo w jednej może być tylko dwanaścioro dzieci, a w tym czasie muszę jeszcze gdzieś usadzić nauczycieli, którzy będą robili konsultacje - wylicza Karaś.
I zaraz dodaje: - A to nie koniec problemów. Zdaje się, że w ministerstwie zapomnieli, że są takie szkoły jak moja, gdzie w jednym budynku jest podstawówka i liceum. U mnie 8 czerwca mają zacząć się matury, które potrwają do końca czerwca, a na to nałoży się jeszcze egzamin ósmoklasisty! Będę musiał dzieci porozdzielać tak, żeby między ich ławkami było 1,5 metra odległości. Na czas egzaminów z języków obcych, gdzie są zadania ze słuchania i trzeba zapewnić odpowiednie standardy, właściwie musiałbym zamknąć szkołę - dodaje.
Brakuje wyobraźni
Karaś w piątek w wytycznych CKE przeczytał: "Jeżeli to możliwe, w dniach, w których jest przeprowadzany egzamin, w szkole nie należy prowadzić zajęć edukacyjnych dla innych uczniów lub należy rozpocząć prowadzenie zajęć po zakończeniu egzaminu w danym dniu i zdezynfekowaniu pomieszczeń".
- Wyobraźni mi brakuje, a uważam się za dobrego dyrektora - mówi. - O dniach, gdy egzamin ósmoklasisty i matury się pokrywają, wolę nie myśleć. W tych samych dniach mam test dla ósmej klasy i bardzo popularne w mojej szkole matury z biologii i chemii. To nie tylko problem sal lekcyjnych, ale też zespołów egzaminacyjnych. Przecież nauczyciele, których powołamy, nie będą mogli w tym czasie prowadzić konsultacji i zajęć opiekuńczych - zauważa.
- Komuś tu brakuje wyobraźni. Nie rozumiem, czemu gdy zachorowań było mało, nas wygoniono ze szkoły, a teraz gdy jest ich dużo, zaczynamy wracać - mówi Ryszard Sikora, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 36 w Krakowie. Przyznaje, że na razie tylko czworo rodziców zgłosiło, że chce, aby dzieci wróciły od 25 maja. - Nie dziwię się, że się boją, choć oczywiście zapewniam, że zrobimy wszystko, co się da, by zapewnić dzieciom bezpieczeństwo - dodaje.
Wszyscy patrzą na Łódź
Dziś miały zostać otwarte łódzkie przedszkola i żłobki. Nie udało się, bo władze miasta postanowiły wcześniej przebadać pracowników wytypowanych do otwarcia żłobków i przedszkoli na obecność koronawirusa. Poinformowano, że aż 456 spośród 3337 przebadanych osób (blisko 14 procent) miało pozytywny lub wątpliwy wynik testu. W trosce o zdrowie dzieci i personelu, otwartych zostało więc tylko 31 przedszkoli i 1 żłobek.
– Decyzja o przebadaniu wszystkich pracowników żłobków i przedszkoli przed ich otwarciem to była dobra decyzja. Nie wiem, ilu uniknęliśmy tragedii, nie wiem, jak premier, jak minister zdrowia mogą spać spokojnie, podejmując decyzję o zezwoleniu na otwarcie żłobków i przedszkoli, nie zapewniając wcześniej pracownikom podstawowych badań – powiedziała w poniedziałek prezydent Łodzi Hanna Zdanowska (PO).
Ryszard Sikora nie kryje, że zaniepokoiła go sytuacja w Łodzi. - Jestem tym autentycznie przerażony - mówi dyrektor z krakowskiej podstawówki. Złożył wniosek do władz Krakowa, by wzięły przykład z Łodzi.
Kwestię powszechnych testów dla wszystkich pracowników oświaty od kilku tygodni podnosi też Związek Nauczycielstwa Polskiego. - Jutro wystąpimy z kolejnym apelem do premiera, by wszyscy którzy mają w placówkach oświatowych kontakt z dziećmi, mieli przeprowadzone to badanie - zapowiada prezes związku Sławomir Broniarz.
- Minister edukacji dotąd nas bagatelizował i pytał, czy uważamy, że na przykład wszyscy pracownicy sklepów też powinni mieć robione badania, bo mają kontakt z ludźmi. Owszem, tak uważam. A w przypadku osób, które mają kontakt z dziećmi, to już naprawdę nie wolno sprawy bagatelizować. Przykład Łodzi pokazuje, że to my mamy rację - dodaje.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock