- Kłopoty, w jakie wpadł mój syn, są skutkiem tego, że wybrał drogę samodzielną. Problem mojego syna nie jest problemem nepotyzmu. To odwrotna sytuacja. Nigdy żadnemu swojemu bliskiemu nie pomagałem korzystając z funkcji, jaką pełnię - powtarzał podczas konferencji prasowej premier Donald Tusk. Bronił się przed zarzutami dziennikarzy dotyczącymi pracy Michała Tuska dla prezesa Amber Gold. Szef rządu podkreślił, że "zna swojego syna jak nikt, lub prawie nikt" i ma do niego "pełne zaufanie".
Wtorkową konferencję po posiedzeniu rządu Donald Tusk rozpoczął stwierdzeniem, że zawsze starał się rozdzielać rolę ojca od roli prezesa rady ministrów. - Wyjaśnienia muszę zacząć jako ojciec a nie jako premier - zaczął, nawiązując do zarzutów o pracę jego syna Michała Tuska dla Marcina Plichty, prezesa spółki Amber Gold.
- Moje dzieci kiedy osiągnęły wiek dorosły starały się zawsze działać na własny rachunek. Bardzo serdecznie z żoną wspieraliśmy i wspieramy swoje dzieci, ale ani one nigdy nie oczekiwały ode mnie pomocy jako premiera, wyłącznie jako ojca. Mam zasadę, która czasami dużo kosztuje - nigdy żadnemu swojemu bliskiemu nie pomagałem korzystając z funkcji, jaką pełnię - zaznaczył szef rządu.
"Nie da się zawiesić ojcostwa"
Według Tuska kłopoty w jakie wpadł jego syn są między innymi skutkiem tego, że wybrał właśnie drogę samodzielną i nie mógł liczyć na "prowadzenie jego życiowej drogi" przez ojca. - Dla mnie jest to bardzo bolesny efekt, ale nie widzę innego wyjścia kiedy pełni się taką funkcję, jak ja - przyznał premier.
Przypomniał, że Michał Tusk w wielu wypowiedziach publicznych bardzo otwarcie mówił, iż zdaje sobie sprawę "z popełnieniania poważnych błędów". - Ja mam osobiście do mojego syna pełne zaufanie. Znam go jak nikt, lub prawie nikt na świecie. Jest człowiekiem szczerym, uczciwym i silnym - wyliczał Tusk senior, ale dodał "ostatnie wydarzenia pokazują, że nie zawsze postępował ostrożnie i roztropnie".
- To bolesna lekcja, za którą płaci wysoką cenę. (...) Ale może liczyć na moją pełną pomoc i wsparcie jako ojca, nie jako premiera - podkreślił szef rządu. Jak dodał później "nie da się zawisić swojego ojcostwa".
"Nie miałem informacji od służb. Nie poproszę o to"
Sporo kontrowersji wywołały słowa Donalda Tuska, w których odniósł się do roli służb specjalnych w sprawie jego syna, OLT Express i Amber Gold. Po pierwsze premier oświadczył, że "nie uzyskał ze strony służb państwowych żadnych informacji, których celem było ostrzeżenie jego syna". Sugestie jakoby posiadał tajne informacje i przekazał je synowi określił jako "delikatnie mówiąc niemądre".
Z kolei za "absurdalne" Donald Tusk uznał formułowanie oczekiwania, że z jednej strony służby będą chroniły jego dzieci przed ryzykownym miejscem pracy, a z drugiej zarzucanie mu, że wykorzystał taką wiedzę, by ostrzec syna. - Albo uznalibyśmy, że zadaniem premiera jest tak chronić swoje dzieci, żeby z wykorzystaniem służb specjalnych chronić je także przed tego typu kontaktami, tzn. wykorzystywać te informacje i uprzedzać je (albo nie - red.). Uważam, że tak nie powinno być - zaznaczył premier.
Tusk przyznał, że "nie wyobraża sobie" aby służby "inwigilowały, oceniały miejsca pracy jego dzieci". - Pomijam fakt, że moje dzieci są dorosłymi ludźmi i nie chcą korzystać z tego typu ochrony. Nigdy nie prosiłem i nie będę prosił służb specjalnych o to, aby pomogły mi przygotowywać bezpieczną karierę życiową moich dzieci, nawet jeśli kosztuje to tyle, ile w tej chwili - zadeklarował Tusk.
Mówiłem: chłopie, uważaj
O pracy Michała Tuska dla OLT w gronie rodziny rozmawiano według słów premiera dwukrotnie. Pierwszy raz, gdy syn powiedział, że rezygnuje z pracy dziennikarskiej i przenosi się na lotnisko. - Ze względu na reputację rodziny i dla jego własnego bezpieczeństwa uznałem za stosowne powiedzieć mu, że nie robiłbym tego na jego miejscu - zdradził.
O tym, że syn pracując na lotnisku podjął współpracę z firmą Plichty dowiedział się dopiero w czerwcu: - Wtedy powtórzyłem swoją opinię jeszcze raz, przy czym była ona dużo mocniejsza, bo w międzyczasie pojawiło się kilkadziesiąt artykułów pokazujących przeszłość i niepewności wokół tych przedsięwzięć (OLT i Amber Gold - red.) - zaznaczył premir. - Mówiłem mu: uważaj chłopie, to nie jest dobry pomysł, aby wchodzić w kontakty z ludźmi, którzy mieli kłopoty z prawem - dodał.
"Premier nie może być Temidą"
Zapytany, czy nie żałuje, że nie zwołał Komitetu Stabilności Finansowej wcześniej - wtedy, gdy ostrzegał syna przed współpracą z OLT - Donald Tusk zastrzegł, że wtedy nie było do tego podstaw.
- Moja opinia na temat tego, gdzie mój syn nie powinien pracować, nie ma nic wspólnego z działaniem premiera, który nie może występować w roli Temidy, "wielkiego ostrzegającego" w odniesieniu do wszystkich, do których nie ma zaufania - wyjaśnił. W jego opinii "byłoby dewastujące dla państwa".
- Czy w sytuacji, gdy mam złą opinie na temat biznesmena, który założył wielki bank, mam publicznie ogłaszać ludziom: "wycofajcie lokaty z tego banku?" - pytał retorycznie. - Wobec wielu przedsięwzięć mam negatywną intuicję, ale nie mogę nikogo nazwać przestępcą, dopóki organa państwowe do tego powołane nie mają tego typu opinii - dodał.
Praca na trzy fronty
O współpracy Michała Tuska z OLT Express, spółki należącej do Marcina Plichty, jednocześnie szefa likwidowanego Amber Gold, głośno jest od kilku dni.
Najpierw syn premiera na łamach trójmiejskiej "Gazety Wyborczej" tłumaczył się ze współpracy ze OLT (ogłosiła upadłość), która miała miejsce, kiedy był zatrudniony w Porcie Lotniczym w Gdańsku.
Mówił, że jego ojciec nie był zachwycony tym, iż zatrudnił się u Plichty. - Ale też nie powiedział jednoznacznie, bym tam nie szedł - powiedział syn premiera. Szef Amber Gold Marcin Plichta w tygodniku "Wprost" stwierdził, że Michał Tusk zdradzał tajemnice handlowe swojego pracodawcy, czyli Portu Lotniczego w Gdańsku.
- Przyniósł nam konkretną informację o tym, ile Port Lotniczy w Gdańsku bierze od naszej konkurencji, konkretnie od Wizz Air, za obsłużenie jednego pasażera. Tego typu dane są jedną z najpilniej strzeżonych informacji. W grę wchodzą potężne pieniądze. Bywa, że linie lotnicze miesiącami negocjują z lotniskami opłaty - powiedział Plichta. Syn premiera, cytowany przez "Wprost" kategorycznie zaprzeczył, że przekazał OLT taką informację.
Piarowiec Plichty Inną kwestią, jaką podniosły media, jest łączenie przez syna premiera pracy dziennikarskiej z usługami PR dla OLT Express.
12 kwietnia Michał Tusk na łamach gdańskiej "Gazety Wyborczej" opublikował pożegnalny felieton. Od niespełna miesiąca był już piarowcem linii lotniczej należącej do Amber Gold.
Tymczasem 23 marca w "Magazynie Trójmiejskim" "GW" ukazał się duży wywiad z dyrektorem OLT Jarosławem Frankowskim. Michał Tusk w rozmowie z "Wprost" przyznał, że to on sam zadawał pytania i na nie odpowiadał w imieniu Frankowskiego. Materiał w gazecie sygnowany jest nazwiskiem jego redakcyjnego kolegi.
Likwidacja Amber Gold
Informacje o powiązaniach syna premiera z Plichtą zbiegły się w czasie, gdy Amber Gold ogłosił likwidację. Na stronie internetowej spółki pojawiła się informacja, że spółka zamyka swoje oddziały i zrywa wszystkie lokaty.
Amber Gold zapewnił, że "wszystkim klientom należy się zwrot pełnej kwoty kapitału wraz z odsetkami naliczonymi do dnia wypowiedzenia umowy". Jednak poszkodowani klienci szykują pozwy zbiorowe i składają zawiadomienia do prokuratury.
Polityczna burza
Po doniesieniach na temat współpracy Michała Tuska z OLT Express i ogłoszeniu likwidacji przez Amber Gold politycy opozycji żądali od premiera wyjaśnień.
PiS pytało, dlaczego Donald Tusk nie ostrzegł Polaków przed firmą Amber Gold i OLT Express, skoro ostrzegał przed nią swojego syna Michała. Donald Tusk do tej pory nie wypowiedział się w tej sprawie.
SLD ogłosił z kolei, że chce powołania komisji śledczej, która zajęłaby się działaniami prokuratury i sądów ws. spółki Amber Gold.
Komisji śledczej ws. Amber Gold domaga się też Solidarna Polska. Partia chce dodatkowo, by taka komisja zbadała, czy zatrudnienie przez OLT Express syna premiera i jego kontakty z Plichtą miały wpływ na skuteczność działań organów państwa.
Autor: ŁOs//mat / Źródło: tvn24.pl, PAP