Antoni Macierewicz zapowiadał, że do końca 2016 roku polskie wojsko wzbogaci się o dwa śmigłowce Blackhawk, a w kolejnych latach miało się pojawić 19 kolejnych. Potem Ministerstwo Obrony Narodowej wycofywało się z tych deklaracji. Teraz wiceminister Tomasz Szatkowski twierdzi, że Macierewicz "został wprowadzony w błąd". - Nie wiem, jak nazwać takie tłumaczenia. Niekompetencja? - komentuje tvn24.pl ekspert.
"Minister Macierewicz został wprowadzony w błąd w sprawie możliwości bardzo szybkiego dokonania zakupu pewnych śmigłowców, które według informacji przekazanych mu przez przemysł zbrojeniowy miały już być niemal natychmiast gotowe do kupienia" - stwierdził w wywiadzie dla "Polska The Times" wiceminister obrony narodowej Tomasz Szatkowski.
Wiceminister nie precyzuje, kto miał wprowadzać jego szefa w błąd. Jednak Macierewicz składał swoje pierwsze deklaracje na temat śmigłowców w zakładach PZL Mielec należących do amerykańskiego koncernu Lockheed Martin. Mówił o rychłych dostawach maszyn Blackhawk, które są produkowane wyłącznie przez tę firmę. Właśnie między innymi w mieleckich zakładach, gdzie powstaje ich wersja S-70i, na tle której Macierewicz deklarował zakupy.
Poprosiliśmy polskie przedstawicielstwo Lockheed Martina o komentarz, ale jeszcze go nie otrzymaliśmy.
Minister bez odpowiedniej wiedzy
- Z mojej wiedzy wynika, że żadne formalne deklaracje ze strony Amerykanów nie padły. Oni przykładają dużą wagę do zachowania procedur w biznesie. Nawet, gdyby ktoś coś takiego powiedział, to bez formalnej pisemnej oferty żadne takie deklaracje nie mogły mieć znaczenia - stwierdza Marek Świerczyński, analityk ds. bezpieczeństwa w Polityka Insight. Tłumaczenie wiceministra o "wprowadzeniu w błąd", jest według Świerczyńskiego "dziwne". - Gdyby to była prawda, to świadczy ona o tym, że MON nie przykłada wagi do profesjonalnej analizy rynku - mówi Świerczyński. W ministerstwie teoretycznie jest cały szereg ludzi, którzy powinni dokładnie wiedzieć, co jak i kiedy można kupić. - Powinni wyposażyć ministra w odpowiednią wiedzę. Nie wiem, jak nazwać takie tłumaczenia. Niekompetencja? - dodaje analityk. Nie jest tajemnicą, że w czasie, kiedy Macierewicz składał swoją deklarację, w mieleckich zakładach było kilka gotowych lub prawie gotowych blackhawków, które teoretycznie można by odkupić od państw, które je zamówiły. - Być może taką myśl ministrowi podsunął ktoś lobbujący na korzyść Lockheed Martina - mówi Świerczyński.
Nie da się tak szybko
Zakupy sprzętu wojskowego są jednak skomplikowanym przedsięwzięciem. Ministerstwo musi postępować zgodnie z przepisami prawa. Nawet w ramach przyśpieszonych zakupów w drodze "pilnej potrzeby operacyjnej", trudno doprowadzić do pozyskania tak drogiego sprzętu jak śmigłowce w ciągu kilku miesięcy. Dlatego już w momencie składania przez Macierewicza deklaracji przed kamerami, eksperci powszechnie powątpiewali w możliwość jej spełnienia. Temat zakupu śmigłowców był jednak wówczas bardzo gorący. Zaledwie kilka dni wcześniej zerwano negocjacje z Airbus Helicopters w sprawie zakupu maszyn H225M Caracal, wywołując wielką aferę. Minister Macierewicz mówił o szybkim zakupie śmigłowców w ramach kolejnego postępowania, deklarując, że zrobi to lepiej niż jego poprzednicy z PO. Jednak już miesiąc później wycofał się ze swoich słów o dostawach ośmiu i jedenastu blackhawków w 2017 oraz 2018 roku. Stwierdził, że ta deklaracja "nigdy nie była aktualna". Nie wycofał się jednak ze słów o dwóch maszynach do końca 2016 roku. Później ministerstwo i minister jeszcze kilka razy zapewniali, że zostaną one dostarczone. Ostatni raz Macierewicz mówił o tym w lutym, deklarując, że pojawią się w marcu 2017 roku.
W marcu pojawiła się jednak odpowiedź na interpelację poselską, w której odpowiedzialny za modernizację wiceminister Bartosz Kownacki przyznał, że MON nie prowadzi żadnych postępowań w celu zakupu blackhawków. Potem sprawa ucichła. Mniej więcej w tym samym czasie rozpoczęto zgodnie z zasadami dwa postępowania na zakup nowych śmigłowców. Osiem dla Wojsk Specjalnych i cztery z opcją na cztery kolejne dla Marynarki Wojennej. Idą normalnym tempem i według ekspertów pierwsze maszyny może pojawią się w 2019 roku, choć nie jest to pewne.
Nieprawdziwe informacje
Warto przypomnieć, że to nie pierwszy raz, kiedy Macierewicz miał zostać "wprowadzony w błąd". W październiku na spotkaniu z dziennikarzami powiedział, iż kiedy w 2016 roku podejmowano decyzję o skasowaniu bliskiego finału przetargu na system dowodzenia i łączności Rosomak BMS, oraz skierowaniu tego zamówienia do państwowej Polskiej Grupy Zbrojeniowej, był zapewniany o możliwości szybkiego dostarczenia takiego sprzętu przez tą firmę. Tymczasem miało się to okazać nieprawdą i wyraził rozczarowanie tempem prac.
Choć PGZ zapewniała później, że demonstrator systemu jest gotowy i przeszedł podstawowe egzaminy wojska. Przedstawiciele firmy nie byli jednak w stanie powiedzieć, kiedy faktycznie prace zostaną ukończone i Rosomak BMS zostanie skierowany do produkcji.
Autor: Maciej Kucharczyk\mtom / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24