- Jesteśmy stawiani pod ścianą - mówią lekarze ze Szpitala Wojewódzkiego w Radomiu i tłumaczą: - Alarmowaliśmy, że pracuje nas za mało, ale wszyscy myśleli, że jakoś to będzie. Teraz dostajemy ultimatum: albo będziecie dyżurować więcej, albo zamkniemy oddziały. Tymczasem kolejni pacjenci są ewakuowani ze szpitala.
- Lekarz, który pracuje 300-400 godzin miesięcznie, jest potencjalnym zagrożeniem dla pacjenta - przekonuje Julian Wróbel, lekarz z Wojewódzkiego Szpitala w Radomiu.
Jego zdaniem w Polsce pracuje zdecydowanie za mało medyków. - Nikt nie stworzył im takich warunków, by chcieli tu żyć i pracować - mówi Wróbel i na dowód przytacza statystyki. - Z naszego szpitala wyjechało za granicę 20 lekarzy, w tym siedmiu wysokiej klasy specjalistów z oddziału intensywnej terapii. W ich miejsce nie pojawiła się nowa kadra.
- Od dawna alarmowaliśmy, że jest nas za mało, ale wszyscy myśleli, że jakoś to będzie. Teraz dostajemy ultimatum: albo będzie pracować więcej, albo zamkniemy oddziały - mówi Wróbel.
O co chodzi?
Jesteśmy szantażowani dobrem pacjentów. Ciągle słyszymy: "musicie to podpisać, bo inaczej pacjenci zostaną stąd wywiezieni". Przecież to nie lekarze odpowiadają za system opieki zdrowotnej w Polsce. Lekarz z Radomia
- Część naszych kolegów chce poświęcić swój wolny czas rodzinie, czy też na osobisty rozwój. A na nas jest wywierana presja, żebyśmy tego nie robili - tłumaczy Julian Wróbel.
Nie jesteśmy krwiopijcami. Przecież my nie chcemy podwyżek, tylko dobrowolnej zgody na klauzule opt-out. Nie może być takiej sytuacji: podpiszcie, bo jak nie, to skreślimy wam oddział. Proszę nie przerzucać całej odpowiedzialności na nas, wszyscy postępujemy zgodnie z prawem. Lekarz z Radomia2
Podkreśla, że lekarze są zadowoleni z warunków płacowych. Ale nie godzą się na pracę ponad ustalone limity.
- Jesteśmy szantażowani dobrem pacjentów. Ciągle słyszymy: "musicie to podpisać, bo inaczej pacjenci zostaną stąd wywiezieni". Przecież to nie lekarze odpowiadają za system opieki zdrowotnej w Polsce - oburza się doktor Wróbel.
"Nie jesteśmy krwiopijcami"
Nie wiem, czy pacjenci mają świadomość, że medycy w tym szpitalu są w stanie zarobić nawet 10 tysięcy złotych. I większość ma do tego jeszcze prywatne gabinety. Wiceminister zdrowia Krzysztof Grzegorek
Medycy zdecydowanie odpierają te zarzuty. - Nie jesteśmy krwiopijcami. My nie chcemy podwyżek, tylko realizacji porozumienia radomskiego i dobrowolnej zgody na klauzulę opt-out. Nie może być takiej sytuacji: podpiszcie, bo jak nie, to skreślimy wam oddział. Proszę nie przerzucać całej odpowiedzialności na nas, wszyscy postępujemy zgodnie z prawem - podkreśla doktor Wróbel.
Według niego specjalista dostaje na rękę 2700 złotych. To stawka za etat, czyli 160 godzin, do tego dochodzą dodatkowe dyżury. - Mówienie 10 tysięcy, bez podawania stanowiska i liczby przepracowanych godzin, to czysta manipulacja ministerstwa - uważa dr Wróbel.
Ewakuacja oddziałów
Do tej pory ewakuowano dwa oddziały radomskiego szpitala. Do innych placówek przewieziono pacjentów z chirurgii i onkologii.
Możliwe są jednak ewakuacje kolejnych oddziałów, w pierwszej kolejności internistycznego. - Lekarze z dwóch oddziałów wewnętrznych nie wyrażają zgody na pracę powyżej 48 godzin, więc jeden z oddziałów właściwie powinien być do świąt ewakuowany, drugi pracuje jeszcze na obsadzie dyżurowej przez dni świąteczne - powiedziała na konferencji prasowej Luiza Staszewska, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala w Radomiu.
Również na oddziale ginekologicznym większość lekarzy nie wyraża zgody na pracę powyżej 48 godzin. Szpital znalazł rozwiązanie tego problemu, choć tylko tymczasowe. - Oddelegowujemy lekarza z poradni ginekologicznej do pracy na oddziale - on nie ma wypracowanej normy, więc będzie mógł wziąć kilka dyżurów - powiedziała dyrektor. Podkreśliła, że na ginekologię będą przyjmowane już tylko pacjentki z zagrożeniem życia.
Jeśli nie dojdzie do porozumienia z lekarzami, to wojewoda może podjąć decyzję o wykreśleniu tych oddziałów z rejestru ZOZ-ów. Na wszelki wypadek dyrekcja ma już gotowy plan ewakuacji chorych i zapewnione dla nich miejsca w szpitalach, m.in. w Warszawie, Międzylesiu i Puławach. Obecnie w szpitalu trwają dalsze negocjacje. Na dwóch oddziałach wewnętrznych jest zatrudnionych 23 lekarzy, na ginekologiczno-położniczym - 15 i na neurologii - 8.
Rozmowy ostatniej szansy?
Pracownicy zamkniętych w czwartek oddziałów, chirurgii i onkologii, są zdezorientowani. Mówią, że nie wiedzą, czy jeszcze pracują, czy stracili pracę. Liczą na to, że zostaną przeniesieni na inne oddziały. Chcą rozmawiać z dyrekcją, ale sami przyznają, że teraz pierwszeństwo mają pracownicy czterech zagrożonych oddziałów: neurochirurgii, dwóch wewnętrznych, ginekologii i położnictwa.
Lekarze rozmawiają zarówno z szefostwem, jak i między sobą ustalają strategię. Część chce podpisać porozumienie, inni przekonują do solidarności z kolegami z chirurgii i neurologii.
Lekarzy ubywa
W czwartek wojewoda Kozłowski wykreślił z rejestru ZOZ-ów oddział onkologiczny i chirurgiczny tego szpitala, ponieważ w ostatnim czasie zaprzestały one działalności - bez jego zgody - i nie przyjmowały nowych chorych. Jedenastu pacjentów przeniesiono na inne oddziały lub wywieziono do szpitali w innych miastach.
Lekarze z radomskich szpitali nie zgadzają się na podpisanie klauzuli opt-out, czyli zgody na pracę ponad 48 godzin tygodniowo. Ponieważ wypracowali już trzymiesięczną normę, nie muszą przychodzić do pracy do końca marca. W szpitalu z dnia na dzień ubywa lekarzy.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24