|

To kto dzisiaj pije wódkę z Jarkiem? Policjanci pilnujący "Masy" wyznaczali dyżury

Kandydat na świadka koronnego chciałby mieszkać w Hiszpanii albo innym ciepłym kraju. A jeśli w Polsce, to nad morzem. - Roszczeniowy - to słowo Gabriela Jatkowska słyszała w każdej swojej rozmowie z prokuratorem lub policjantem. O pracy nad książką "Skruszony gangster" opowiada w rozmowie z Magazynem TVN24.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Najbardziej znany to oczywiście Jarosław Ł. (dawniej S.), pseudonim Masa. Przed laty tzw. kapitan w gangu pruszkowskim. Obecnie gangster celebryta piszący książki, udzielający wywiadów i facebookowy komentator.

Inny, znany trochę wbrew sobie, to Igor M. (dawniej Ł.), pseudonim Patyk, złodziej samochodów obdarzony fotograficzną pamięcią. Przez dekadę cieszył się opinią człowieka, który pomógł posłać za kratki dziesiątki sprawców kradzieży aut. Czar prysł, gdy oskarżono go o zastrzelenie generała Marka Papały, choć po pięciu latach procesu został uniewinniony (nieprawomocnie).

Jest ich w Polsce ponad stu. Co najmniej kilku zrezygnowało z nadanego statusu, kilku innym odebrał go sąd. Co najmniej jeden odebrał sobie życie. Świadkowie koronni.

Na początek krótka lista pojęć.

Klient to świadek koronny. Kontrahent to prokurator. ZOŚK-a - Zarząd Ochrony Świadka Koronnego w Centralnym Biurze Śledczym Policji. Prezes - naczelnik ZOŚK-i. Opiekun - policjant ochraniający świadka koronnego. Legenda - historia, którą tworzy się dla świadka koronnego, jego nowa historia życia.

Dziennikarka Gabriela Jatkowska wysłuchała dziesiątek takich historii. Rozmawiała ze świadkami koronnymi, ich opiekunami, prokuratorami i adwokatami. Wie, jak potoczyły się losy wielu polskich "klientów”, jak wyglądały ich relacje z opiekunami, czy "nowe życie" świadka to "wakacje pod palmą" i czy to dzięki świadkom koronnym rzadziej czytamy o mafijnych porachunkach. Opisała to w książce "Skruszony gangster". Nam zdradziła kulisy jej powstawania.

Klaudia Ziółkowska: Czy to prawda, że jeden ze świadków koronnych był przekonany, że na sali sądowej zostanie założona mu na głowę korona?

Gabriela Jatkowska: Słyszałam o tym od funkcjonariuszy ZOŚK-i. Sami byli mocno zaskoczeni i rozbawieni.

Czyli oczekiwania są duże.

To się zmieniło, ale na początku rzeczywiście tak było. Stało się tak za sprawą Jarosława S., ps. Masa. To od niego pochodziły pierwsze informacje o funkcjonowaniu instytucji świadka koronnego. Mówił o swoich pensjach, wygodach, opisywał, że zachował majątek, że mieszka w przepięknych miejscach, jest non stop ochraniany, przewożony najlepszymi samolotami, helikopterami, co zresztą, jak usłyszałam od jego bezpośredniego opiekuna, bardzo lubił.

Takie więc było pierwotne wyobrażenie kandydatów na świadków. W rzeczywistości nie do końca wiedzieli, co ich czeka. Dopiero kiedy podejmowali rozmowy z prokuratorem, dowiadywali się, czego mogą oczekiwać.

A czego oczekiwali?

Jeden ze świadków koronnych zażyczył sobie konia. Inni prosili o luksusowe wille, supersprzęty nagłaśniające, olbrzymie telewizory, wszelkie rzeczy związane z luksusem. Bo, przypominam, to były osoby ze świata, w którym obracano bardzo dużymi pieniędzmi. I oni tych luksusów nadal oczekiwali.

Na przestrzeni lat wiele się zmieniło. Świadek koronny nie dostaje już tak dużo, jak na początku. Bo na początku prokuratorzy byli w stanie przychylić się do najdziwniejszych próśb czy żądań.

Byli albo są roszczeniowi?

Tak. To określenie pojawiało się w każdej przeprowadzonej przeze mnie rozmowie z funkcjonariuszami zarządu ochrony świadka oraz prokuratorami. Potrzeby są, a później okazuje się, że willa, o której mówił czy nawet w mediach społecznościowych prezentował "Masa", to nic innego tylko pięćdziesięciometrowe mieszkanie wynajmowane na strzeżonym osiedlu, w spokojnym sąsiedztwie.

Bezpośrednie sąsiedztwo świadka koronnego jest wcześniej sprawdzane pod każdym kątem. Klient nie może mieszkać w okolicy, w której mieszka policjant lub jakaś wścibska osoba. 

Wynajmowanym? W moim mieszkaniu mógłby zamieszkać koronny, a ja bym o tym nawet nie wiedziała?

Oczywiście. Nie wynajmuje się mieszkania bezpośrednio świadkowi koronnemu. Zazwyczaj "wystawiana" jest atrakcyjna kobieta, która ma uśpić czujność wynajmującego. My też możemy być sąsiadami świadków koronnych, nawet z innych krajów, na przykład z Łotwy czy Litwy. Najczęściej jednak kandydaci na świadków koronnych chcą dostać jak najwięcej pieniędzy i chcą mieszkać w jak najpiękniejszym miejscu.

Masa zeznawał zza pancernej szyby
"Masa" zeznawał zza pancernej szyby
Źródło: TVN24 Poznań

Najpiękniejszym, czyli jakim?

W Hiszpanii albo w innym ciepłym kraju. Jeżeli chodzi o Polskę, to zdecydowanie nad morzem. Na pewno nie w małym miasteczku, w którym nic się nie dzieje. Ale to, gdzie ostatecznie zamieszka świadek koronny, zależy też od jego profilu. Klient, który popełniał przestępstwa na Pomorzu, musi zamieszkać gdzie indziej, bo mógłby tam zostać zdekonspirowany.

A później klienta trzeba z Pomorza zawieźć na rozprawę do Warszawy. Jak to zorganizować?

Najczęściej posługiwano się samochodami. Zazwyczaj jechały dwa albo trzy auta. Jedno na pusto - miało ochraniać konwój. I wcale nie było tak, że klienta przewożono na sygnałach. Chodziło o to, żeby na miejsce dotarł w ciszy. Bywało, że w tym samym czasie organizowany był konkurencyjny konwój.

Dlaczego?

Żeby odwrócić uwagę świata przestępczego, który mógłby potencjalnie zagrozić przejazdowi takiego konwoju. Jeżeli zachodziło podejrzenie, że ktoś śledzi konwój, stosowano specjalną taktykę przejazdu, to podstawy kontrobserwacji. Na przykład wjeżdżano w ślepe uliczki. Samochód, który jechał za autem wiozącym świadka koronnego, robił tak zwaną dupkę. Zajeżdżał możliwość przejazdu obok konwoju osobie, która potencjalnie mogła śledzić konwój.

Po dotarciu do sądu korzystano z tylnych wejść. Jeżeli wchodzono przez główne bramki, to świadek koronny często zamieniał się rolą ze swoim opiekunem. Opiekun wchodził jako świadek koronny, a świadek koronny wcielał się w rolę policjanta.

Tak po prostu?

Oczywiście nie zawsze wszystko szło zgodnie z planem. Jeden z funkcjonariuszy opowiedział mi, że kiedyś mieli problem z autem. Wtedy wszyscy, zarówno świadek koronny, jak jego ochrona, wsiedli do PKS-u. I pojechali na rozprawę autobusem.

Czasami, jeżeli świadek koronny z jakiegoś powodu musi szybko zmienić miejsce zamieszkania, przejmowała go inna ekipa. Kiedyś natomiast świadek koronny został zostawiony w lesie i wsiadł do samochodu nie policjantów, ale przypadkowych ludzi, którzy przyjechali tam na miłosną schadzkę. Przeszkodził im.

Kiedyś policjanci pomyli adresy. Jedna ekipa czekała w Bydgoszczy, druga w Toruniu. Tylko nazwa ulicy w tej historii się zgadzała.

Najczęściej jednak świadkowie, którzy muszą być przewożeni na rozprawy, lokowani są blisko sądu, do którego będą jechać. Ale też zdarzało się tak, że funkcjonariusze ochraniający świadka koronnego na Pomorzu wieczorem otrzymywali tak zwaną szyfrówkę, czyli informację o tym, że następnego dnia świadek koronny musi pojawić się na rozprawie. Do dyspozycji mają wtedy między innymi śmigłowce.

Wspólne mieszkanie, wspólne podróże. Jak wyglądają relacje świadków koronnych z ich ochroną?

To zależy głównie od charakteru świadka koronnego, ale trzeba powiedzieć, że policjanci muszą być elastyczni, dostosować się do charakteru klienta, jego sposobu życia. Jak już przechwytują świadka koronnego, muszą dowiedzieć się, jakie ma zwyczaje, upodobania. Nie mówię, że kompletnie podporządkowują się jego życiu, ale muszą mu zagwarantować takie warunki, żeby klient wytrzymał w programie. Najważniejsze są pierwsze lata, kiedy świadek koronny jeździ na zeznania. Musi podtrzymać to, co powiedział prokuratorowi. Dobre samopoczucie świadka leży więc w gestii opiekunów, którzy starają stać się poniekąd jego przyjaciółmi. Musi być między nimi chemia.

To znaczy?

Jeden z ochroniarzy "Masy" powiedział mi, że były wyznaczone dyżury, kto dziś z Jarkiem pije wódkę. Bo "Masa" to człowiek, który akurat od alkoholu nie stroni. Jeździli też razem do restauracji, bo ceni sobie dobrej jakości jedzenie, w dużych ilościach.

Te relacje często nie były udawane, niektóre przetrwały po zakończeniu programu. Tym bardziej kiedy świadek koronny był, mówiąc potocznie, "fajny", "do pogadania", wspólnego wyjścia do knajpy.

Ale chyba nie wszyscy byli tak chętni do zawierania nowych przyjaźni jak "Masa"?

Usłyszałam, że "Hanior", czyli świadek koronny w sprawie przeciwko pseudokibicom Legii, sprawiał duże problemy. Opiekunowie nie byli w stanie z nim długo wytrzymać.

Przez roszczeniowość?

Przez charakter. Był po prostu niesympatyczny.

Ale "sympatyczny Masa" też sprawiał problemy, a był lubiany. 

Jego ostatnie chwile w programie były trudne. W pewnym momencie funkcjonariusze ZOŚK-i złożyli wniosek o ograniczenie ochrony "Masy". Nie chcieli być odpowiedzialni za jego poczynania.

2710N397XR PIS DNZ OTREBA PAPALA
"Patyk" został uniewinniony od zarzutu zabójstwa Marka Papały
Źródło: TVN24

Jakie?

Rozbestwił się. Jeździł do Pruszkowa, prowokował. Wchodził do restauracji i mówił: "jestem Jarek z Pruszkowa". Zaczął pozwalać sobie na zbyt dużo. Odmówił wyjazdu do sądu ze swoimi opiekunami. Stwierdził, że pojedzie z chłopakami, czyli byłymi bądź obecnymi przestępcami, którzy będą go teraz ochraniać. Taki miał kaprys. W pewnym momencie poczuł się tak pewny siebie, że utrzymanie go w ryzach, utrzymanie go w programie i opieka nad nim stały się bardzo uciążliwe. A pamiętajmy, gdyby coś mu się stało, za jego życie odpowiadają jego bezpośredni opiekunowie.

W pani książce przeczytałam, że są zobowiązani do ochronienia klienta własnym ciałem.

To była jedna z bardziej przerażających rzeczy, której się dowiedziałam. Pytałam o to kilku opiekunów, zdarzały się wymijające odpowiedzi. Nie wiem, dlaczego nie chcieli się dzielić taką informacją. Wreszcie ją potwierdziłam. Gdyby doszło do strzelaniny, gdzie bezpośrednio narażone byłoby życie świadka koronnego, obowiązkiem opiekuna byłoby zakrycie go swoim ciałem.

Czyli przestępcę, którego policjanci operacyjni kiedyś zatrzymywali, teraz trzeba ochronić własnym ciałem. To coś, co funkcjonariusze muszą sobie w głowie poukładać, jakoś wytłumaczyć swoją aktualną rolę, którą muszą grać.

Łatwo im to przychodzi? 

Nie wszyscy policjanci, którzy kandydowali do Zarządu Ochrony Świadka Koronnego, przeszli rekrutację. Nie każdy mógł pracować z byłym już gangsterem. Żeby to się udało, trzeba zredefiniować słowo "przestępca". Zrozumieć, że to już nie człowiek, z którym się walczy, tylko człowiek, którego trzeba wspierać, w stu procentach, psychicznie, fizycznie i w każdym możliwym aspekcie życia. Nie każdego policjanta na to stać.

A ci, których na to stać, są hojnie wynagradzani?

Mówi się o tym, że dostają więcej pieniędzy, niż można zarobić na służbie w innych wydziałach kryminalnych. Ci z innych wydziałów twierdzą, że to bzdura, a zośkowcy mówią, że kasa jest wyższa. Do tego dodatki na tzw. szatnię operacyjną. Ale pamiętajmy, w przypadku opiekunów mówimy o konkretnych obowiązkach. Taki funkcjonariusz świadczy ochronę całodobowo, mieszka ze świadkiem koronnym. Opiekuje się jego żoną, odwozi jego dzieci do szkoły, robi z nim zakupy, a właściwie to uczy go gospodarowania aktualnym budżetem. Takim, który dziś ma na miesiąc, a kiedyś wydawał w jeden i to skromniejszy dzień.

Szatnię operacyjną?

Wyobraźmy sobie sytuację: dzisiaj będziemy musieli udawać eleganckich panów. Musimy więc mieć ekstragarnitur. Bywały sytuacje, kiedy ochrona musiała w ekspresowym tempie kupić elementy charakteryzacji: sztuczne wąsy czy perukę.

Koronni potrafią się ucharakteryzować?

Robili to ich opiekunowie. Przed rozpoczęciem pracy musieli przejść szybki kurs z charakteryzacji. Potrzebne było również szkolenie dla świadków koronnych z dobrych manier.

Po co?

Żeby wiedzieli, jak zachować się w eleganckiej restauracji, jakimi sztućcami się posługiwać.

Kiedy przygotowując się do napisania książki, przeglądałam starsze artykuły na temat instytucji świadka koronnego, to wydawało mi się, że każdy świadek koronny zmienia nazwisko oraz każdy świadek koronny przechodzi operację plastyczną. Dziś już wiem, że to tak nie wygląda. Nazwisko ostateczne, tak zwane długie papiery, wyrabiane są sprawdzonemu świadkowi koronnemu, takiemu który faktycznie rokuje, który nie będzie robić problemów - po to, żeby po raz kolejny mu takich papierów nie wyrabiać. Bo to kolejne koszty i uruchomienie całej biurokratycznej machiny.

Tak samo jest z operacjami plastycznymi. Przeprowadza się je zazwyczaj wtedy, kiedy świadek koronny ma charakterystyczny widoczny tatuaż. Usuwano wyraźny pieprzyk, szramę, ale to się zdarza zdecydowanie rzadziej - tam, gdzie jest taka potrzeba.

Skoordynowana akcja policji. Wśród zatrzymanych Masa
Skoordynowana akcja policji. Wśród zatrzymanych "Masa"
Źródło: "Fakty" TVN

Czy w sprawie świadków koronnych ich opiekunowie muszą stawiać się w urzędach? Żeby chociażby zmienić im prawo jazdy.

Nie tylko tam. Jeżeli na przykład świadek koronny chciał skończyć studia, potrzebna była wizyta u rektora. Jeżeli chciał wziąć ślub, u księdza. Słyszałam o kliencie, który podczas realizowania programu skończył studia z finansów i rachunkowości, a później rozpoczął pracę w banku.

Jacy są świadkowie koronni, z którymi pani rozmawiała?

W książce "z nazwiska" pojawia się trzech. Jednego z nich nazwałam "Gruzin". To jest bardzo znany świadek koronny, ale razem postanowiliśmy nie zdradzać jego prawdziwej tożsamości.

Dlaczego?

Bo jego historia jest bardzo zawiła, mógłby mieć problemy. A zależało mi, żeby pojawił się w książce, ponieważ jako jedyny przedstawiał inną perspektywę ochrony, która była wobec niego stosowana. Jest dosyć radykalny w swoich poglądach.

Inną perspektywę, czyli jaką?

Obala mit, że funkcjonariusze ZOŚK-i to wspaniali, doświadczeni funkcjonariusze. Trochę się z nich nabija, ale pamiętajmy, że jest to megaloman, ma o sobie niesamowicie wysokie mniemanie.

Kolejnym bohaterem jest "Sproket", czyli Roman O., który był prawą ręką "Masy". Za nim kryje się bardzo ciekawa historia. Dostał status świadka koronnego w momencie, kiedy usłyszał już prawomocny wyrok ośmiu lat pozbawienia wolności. Mimo wszystko sam zgłosił się do prokuratury. Przeszedł staż kandydacki, otrzymał koronę. Później jednak wdał się w konflikt z Zarządem Ochrony Świadka Koronnego.

Dlaczego?

Dowodził, że funkcjonariusze, którzy zostali mu przydzieleni do ochrony, to ci sami funkcjonariusze, którzy ochraniali wcześniej "Masę". A on opisywał, już jako świadek koronny, że dokonywał licznych przestępstw na polecenie "Masy" i że pozwalali mu na nie funkcjonariusze, którzy teraz go chronili. Zbuntował się, nie chciał zeznawać.

Kolejną osoba był Artur P., czyli "Żyd". Chłopak, który pochodzi z warszawskiej Pragi. Zaczął dokonywać przestępstw już jako dziewięcioletnie dziecko. Potem były napady, kradzieże, porwania. Podczas jednej z odsiadek trafił do jednej celi z Oskarem Z. z grupy mokotowskiej. I tak wstąpił w jej szeregi.

Miał bardzo dużą wiedzę na temat dokonanych przez nich przestępstw, ponieważ często w nich uczestniczył, a często gęsto je planował. Jest rzeczywiście bardzo kreatywny. Mógł podzielić się z prokuratorem ogromną wiedzą. Z tego, co wiem, policjanci byli w szoku, że zdecydował się na współpracę.

W związku z czym, kiedy zaczął opowiadać w detalach o przestępstwach, okazało się, że wielu członkom grupy mokotowskiej z sukcesem postawiono zarzuty i dzisiaj siedzą w więzieniu. Zostali skazani na wieloletnie odsiadki.

Powiedziała pani, że policjanci często "przyjaźnili się" ze swoimi klientami. A pani swoich bohaterów, świadków koronnych polubiła?

To jest grupa ludzi naznaczona taką cecha charakteru jak cwaniactwo, wyróżnia ich łatwość manipulacji. Wiedzą, jak zrobić dobre pierwsze wrażenie i zazwyczaj każdy z nich podczas pierwszej rozmowy wypadał dobrze. Byli gadatliwi, opowiadali mnóstwo anegdot.

"Sproket" zawsze przepuszcza kobietę przodem, otwiera jej drzwi. Cały warsztat savoir-vivre'u był zachowany. Ale po jakimś czasie, kiedy rozmowy trwały dłużej, dało się zauważyć zmianę. Maska opada, wychodzi coś na kształt prawdziwej natury. Potrafią czarować, bo na tym też polegało życie w świecie przestępczym.

Ale muszę przyznać, że większość z gangsterów, którzy podjęli współpracę z prokuraturą, być może przez wieloletnie przebywanie w programie lub wielogodzinne rozmowy z prokuratorem starają się być w miarę przykładnymi ludźmi.

Nie kłamią?

Oczywiście, że kłamią. Czasem bardzo perfidnie. "Gruzin" nawet przyznał mi się, że okłamał swojego "Gryzipiórka", czyli prokuratora, tak go bowiem nazywał.

Megaloman, który miał o sobie bardzo wysokie mniemanie, a prokuratora traktował per noga. Faktycznie kłamał jak z nut. Oczywiście mówił część prawdy. Kłamał, kiedy widział, że może mu to przynieść korzyści. Bo im więcej cennych informacji przyniesie, tym lepsze ma pole do negocjacji warunków. Sam o sobie mówił, że jakby dziś został podłączony pod wariograf, to byłby w stanie go oszukać. Że mógłby nawet powiedzieć, że jest nastoletnią dziewicą.

Dlaczego przestępca chce zostać koronnym?

Najczęstszą motywacją, żeby zacząć rozmawiać z policjantem, jest kobieta, która mówi: musisz skończyć z tym życiem. A jeśli jeszcze pojawiają się dzieci, to jest dodatkowa motywacja.

Dużą rolę odgrywają też policjanci czy prokuratorzy, którzy przekonują kandydata na świadka: masz już za sobą odsiadki, następny wyrok będzie na wiele lat. Stary, masz 50 lat, więc sobie policz, kiedy wyjdziesz, na warunkowe nie masz szans. Zaczyna się myślenie, chłodna kalkulacja.

Kolejny argument: koledzy podejrzewają, że ktoś zaczął sypać. Jak wyjdzie na wolność, to kulka w łeb. Zatrzymano kilku kolegów, zaczyna się wyścig. Ten, który pierwszy pójdzie w koronę, dostanie najlepsze warunki.

A kiedy zaczynają żałować, że weszli w koronę?

To znów sprawa indywidualna. Najczęściej wtedy, kiedy nie dostaną tego, czego chcieli. Kiedy nie dostają luksusów, o których "Masa" tak opowiadał w swoich książkach i chwalił się na Facebooku. Miały być wyjazdy do ciepłych krajów, a tu lipa. Bycie koronnym to żmudna i ciężka praca. Wyjazdy do sądu, zeznania.

Świadek koronny pojawia się w sądzie. Koledzy na niego plują, to nie jest nic przyjemnego, psychika zaczyna się kruszyć. Czasami są w stanie zrezygnować.

Znam przykład tak zwanego małego świadka koronnego. Adrian M., który miał odpowiadać za spowodowanie śmiertelnego wypadku, w wyniku którego zmarła nastolatka, został ustanowiony przez prokuratora tak zwaną sześćdziesiątką. Zeznawał w sprawie narkotyków. Zatrzymano w związku z tym kilkudziesięciu przestępców.

W pewnym momencie jednak odwołał wszystkie wcześniejsze zeznania. Ostatecznie zlecono badania, które mają wykazać, czy kłamał u prokuratora, czy przed sądem, gdzie mówił do oskarżonych, których obciążył: "chciałem ratować własną dupę, sorry".

Chyba nie wytrzymał presji, bo był, jak mówił, mocno dojeżdżany. Kiedy wrócił na Pragę, doszło do pobicia, spalenia samochodu. Był wyzywany przez swoich niedawnych kompanów.

Adrian M. wprowadzany na salę (listopad 2017)
Źródło: tvnwarszawa.pl

A rodzina klienta? Jak radzi sobie z izolacją?

Policjanci ochraniać mogą, na prośbę świadka koronnego, również jego najbliższą rodzinę. Żona i dzieci wprowadzają się wtedy do klienta. Kontakty z dawnymi znajomymi muszą być ucięte. Wszystkie - z przyjaciółmi, dalszą rodziną. I później się zaczyna. On jeździ do sądu, cały czas zeznaje, ona nie ma do kogo ust otworzyć. Pojawiają się problemy, kobieta potajemnie odzywa się do koleżanek. To oznacza groźbę dekonspiracji, trzeba szukać dla świadka koronnego nowego mieszkania.

Nie zdarzyło się do tej pory, że zabito świadka koronnego?

Za granicą takie sytuacje się zdarzały, ale w Polsce nie. Albo mamy tak świetną ochronę, albo jednak nie tak zdecydowany jest polski świat przestępczy.

Jednym z pierwszych świadków był "Masa". Wtedy już na ulicach widzieliśmy mniej przestępców szalejących z bronią w ręku. Albo wszyscy "się powybijali", albo nadeszła inna forma przestępczości zorganizowanej. A jeżeli się już zabijali, to po cichu, zakopywali ciała w lasach. Jest przecież wiele niewyjaśnionych śmierci. Jest wielu zaginionych gangsterów. Policjanci wiedzą, że oni nie żyją, ale nie wiedzą, gdzie są ich ciała.

Ci, którzy przeżyli, mogą zacząć życie od nowa. Mogą być, kim chcą.

Tylko nie policjantem. Chociaż funkcjonariusze "terroru" żartują sobie, że Artura P, czyli "Żyda", w policji by widzieli.

Dlaczego?

Podkreślają jego inteligencję. Powtarzają: jak będziesz z nim rozmawiała, to pamiętaj: on już jest trzy kroki przed tobą, wie, co za chwilę powiesz, zawsze może to wykorzystać, pokieruje tobą w ten sposób, że dostanie, co chce. Ma bardzo przenikliwy umysł, bardzo kombinatorski i jednocześnie niezwykle pomysłowy. Większość przestępstw w grupie mokotowskiej to właśnie on wymyślił.

Na przykład?

Jego pomysłem był napad na konwojentów z Wólki Kosowskiej. On to wszystko rozpracował. Nie planował jednak użycia broni, do którego doszło, ale "Żyd" tuż przed Wólką wpadł, został zatrzymany, a Wólkę "zrobił" "Mołek", jego kumpel, bandyta z krwi i kości.

Gabriela Jatkowska, autorka książki "Skruszony gangster"
Gabriela Jatkowska, autorka książki "Skruszony gangster"
Źródło: Archiwum prywatne

Czy pani zdaniem wprowadzenie tej instytucji pomogło w rozpracowaniu najbardziej groźnych grup przestępczych?

W latach dziewięćdziesiątych wprowadzenie instytucji świadka koronnego było konieczne, co podkreślają wszyscy moi rozmówcy. Mówią, że bez niej nie dałoby się zdemontować licznych grup przestępczych, wówczas szalejących na terenie Polski. Potrzebny był "konfident", ktoś z wewnątrz - ktoś, kto dostarczy konkretnej wiedzy z paszczy lwa. To zdemontowało Pruszków, bo Wołomin w większości powybijał się sam.

Zauważmy, jak spadła liczba grup przestępczych na terenie kraju od czasu, kiedy "Masa" i inni świadkowie koronni zaczęli się pojawiać i dostarczać wiedzy.

Czytaj także: