- Mąż został opatrzony. W tej chwili jest pod opieką psychiatry - powiedziała żona Wojciecha Sumlińskiego, Monika. Dziennikarz, podejrzany o to, że oferował byłym oficerom WSI pozytywną weryfikację, próbował popełnić samobójstwo.
- Ja myślę, że pan Wojciech przyszedł tutaj ze swoim życiowym problemem. Wczoraj tutaj wieczorem rozmawiałem z nim telefonicznie i nic nie wskazywało na to, że on może targnąć się na swoje życie - relacjonował w TVN24 ks. Zygmunt Malacki, proboszcz parafii św. Stanisława Kostki. To w tym kościele, gdzie kazania głosił ks. Jerzy Popiełuszko, dziennikarz targnął się na swoje życie.
Do szpitala został zabrany przez karetkę. Jak powiedziała PAP żona Wojciecha Sumlińskiego, jej mąż podciął sobie żyły w kościele, do którego wszedł - jak jej powiedział - by się pomodlić. W tym czasie ona poszła po zakupy. Z jej relacji wynika, że jedna z modlących się w kościele kobiet wezwała pomoc, gdy zauważyła zakrwawionego człowieka. Również ks. Malacki o samobójczej próbie dziennikarza dowiedział się od osób trzecich.
We wtorek Sąd Okręgowy w Warszawie, uwzględniając zażalenie prokuratury, zdecydował, że Wojciech Sumliński trafi do aresztu. CZYTAJ WIĘCEJ
"Miałem życie..."
Po wtorkowej decyzji sądu Sumliński mówił: - Zapoznałem się z materiałami, które prokuratura zgromadziła na mój temat. Moim zdaniem i zdaniem moich obrońców nie ma tam nic. Są jedynie słowa jednego oskarżyciela, płk Leszka Tobiasza, który mówi o tym, że miałem żądać od niego korzyści majątkowych za weryfikację.
Teraz zostawił list, datowany na noc z 28 na 29 lipca 2008, napisany w Warszawie, który przesłał do kilku zaprzyjaźnionych redakcji.
Dziennikarz na dziewięciu stronach listu przekonuje, że sprawa, o którą został oskarżony jest wynikiem błędu ABW i WSI, a może nawet świadomego planu zaszkodzenia mu przez te instytucje. "Nie wiem, którym materiałem 'zasłużyłem się' WSI najbardziej" - pisze dziennikarz w liście. - "Odchodzę jako człowiek niewinny, który popełniał błędy, ale nigdy nie popełnił przestępstwa!" - podsumowuje.
Mec. Rymar: Zbieramy poręczenia
Jeden z obrońców Sumlińskiego, mec. Stanisław Rymar w rozmowie z portalem tvn24.pl mówi, że widział list Sumlińskiego we wtorek wieczorem, kiedy dziennikarz pokazał mu jego kopię: - Wiem, co tam napisał - przyznaje. - Wieczorem rozmawiałem jeszcze z panem redaktorem, przedstawiłem mu pomysł na uchylenie decyzji o aresztowaniu i w głosie wyczułem pewną poprawę - podkreślił.
Rymar wyjaśnił, że razem z drugim obrońcą dziennikarza - mec. Romanem Giertychem planują jak najszybciej złożyć zażalenie na decyzję sądu o aresztowaniu Sumlińskiego. W tym celu zbierają poręczenia od innych dziennikarzy. - To wrażliwy człowiek. Wiem, że bardzo przeżył pierwsze zatrzymanie na 48 godzin i od tego czasu był w bardzo złym stanie psychicznym - mówił portalowi tvn24.pl mec. Rymar.
Jak dodał, od tego czasu nie mógł dojść do siebie. - Dla człowieka wrażliwego, humanisty, pisarza, dziennikarza tego rodzaju sytuacja, w jakiej się znalazł była tak absurdalna i tak tragiczna, że posunął się do takiego niezwykle desperackiego kroku - powiedział TVN24 Rymar.
Dziennikarze bronią kolegi
W obronie dziennikarza stanął też Zarząd Główny Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. W oświadczeniu przedstawiciele zarządu "zaprotestowali przeciwko brutalnej formie naruszenia zawodowej godności dziennikarza śledczego".
- Okoliczności sprawy rodzą podejrzenie, że w grę może wchodzić zemsta służb specjalnych wobec tropiącego ich nieprawidłowości dziennikarza. Zwracamy uwagę, że dziennikarstwo śledcze często zastępuje w Polsce działania powołanych do tego urzędów, ale w przeciwieństwie do urzędników, sędziów i prokuratorów, dziennikarzy nie chroni immunitet - napisały władze SDP.
Według Stowarzyszenia działanie "przeciw dziennikarzowi o tak znaczącym dorobku w dziennikarskich śledztwach może być uważane za próbę ograniczenia wolności słowa".
"Wiceszef ABW mi groził"
Środowa "Rzeczpospolita" napisała, że jeszcze przed decyzją sądu o areszcie dla Sumlińskiego, dziennikarz przekazał gazecie list, w którym pisze o prowadzonych ostatnio dziennikarskich śledztwach i sugeruje w nim, że "mógł się tym narazić wielu osobom". Według "Rz", dziennikarz stwierdził, że wiceszef ABW Jacek Mąka miał mu grozić za to, że zajmował się sprawą jego mieszkania.
Zdaniem Sumlińskiego, warte około miliona złotych mieszkanie, Mąka uzyskał niezgodnie z prawem. Twierdził też, że Mąka usiłował zmusić byłego szefa lubelskiej delegatury Agencji do złożenia fałszywych zeznań przeciwko Zbigniewowi Wassermannowi.
Do publikacji gazety odniosła się w specjalnym oświadczeniu ABW: "Fragmenty listu, cytowane przez "Rz", a dotyczące ppłk. Jacka Mąki zawierają nieprawdziwe informacje, a fałszywe oskarżenia i pomówienia kierowane przez osoby, którym prokuratura stawia zarzuty, to element linii obrony, często wykorzystywany przez podejrzanych" - napisano.
Wojciech Sumliński jest dziennikarzem śledczym. Pracował m.in. dla "Życia", "Gazety Polskiej" i "Wprost". W tym ostatnim ujawnił akta świadka koronnego, Jarosława Sokołowskiego pseudonim "Masa" (2003) oraz materiały dotyczące kontaktów Andrzeja Kuny, Aleksandra Żagla i Marka Dochnala z Aleksandrem i Jolantą Kwaśniewskimi (2004-2005).
W 2005 r. zasugerował w tekście, że Waldemar Chrostowski, kierowca i przyjaciel ks. Popiełuszki, mógł być jako agent SB w zmowie z trzema mordercami z SB kapelana podziemnej "Solidarności" z 1984 r. Chrostowski wytoczył mu za to proces cywilny, żądając sprostowania i wpłaty 50 tys. zł na muzeum ks. Popiełuszki. Ostatnio Sąd Okręgowy w Warszawie odroczył ten proces do 20 października.
Źródło: tvn24.pl, PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Ks. Malecki: pan Wojciech przyszedł do kościoła z życiowym problemem/TVN24