Dwie osoby zginęły, dwie zostały ranne w katastrofie prywatnego śmigłowca, który rozbił się pod Pszczyną (Śląskie), w miejscowości Studzienice. Akcja ratunkowa była niezwykle trudna z uwagi na podmokły teren leśny i gęstą mgłę. W dotarciu ratownikom i policji na miejsce wypadku pomógł jeden z okolicznych mieszkańców, który - jak mówiła sierż. sztab. Ewelina Rojczyk z pszczyńskiej policji - "usłyszał straszny huk" i "ruszył z pomocą, wyposażony w krótkofalówkę".
- Kilka minut po północy w okolicy Pszczyny doszło do wypadku z udziałem helikoptera. Rozbił się on w kompleksie leśnym. Jest to bardzo trudno dostępny teren. Według wstępnych ustaleń policji helikopterem podróżowały cztery osoby, dwie z nich zginęły na miejscu, dwie o własnych siłach opuściły wrak maszyny. Zostały one przewiezione do szpitala - poinformowała w rozmowie z TVN24 sierż. sztab. Ewelina Rojczyk z Komendy Powiatowej Policji w Pszczynie.
Wypadek pod Pszczyną. Zginął pilot i siedzący obok mężczyzna
Zginęli pilot i siedzący z przodu mężczyzna, a dwie ocalałe osoby - mężczyzna i kobieta - są w stanie ciężkim.
Kobietę przewieziono do Szpitala Wojewódzkiego w Bielsku-Białej, a mężczyznę do Górnośląskiego Centrum Medycznego w Katowicach-Ochojcu. Przedstawiciele tych placówek informują, że ranni doznali złamań i licznych potłuczeń. Są przytomni, w stanie stabilnym, ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Jak relacjonowała reporterka, helikopter, który spadł do lasu, był prywatny, nowy i wystartował niedaleko miejsca katastrofy. Uderzenie było tak silne, że ogon maszyny oddzielił się od kabiny.
"Nie udzielamy żadnych informacji i prosimy to uszanować"
Informacji o śmierci założyciela produkującej podłoża pod uprawę pieczarek firmy Karol Kania i Synowie nie potwierdza też jej sekretariat. "Nie udzielamy żadnych informacji i prosimy to uszanować" - przekazano Polskiej Agencji Prasowej.
"Akcja ratunkowa była niezwykle trudna"
Jak dodała sierż. sztab. Rojczyk z pszczyńskiej komendy, "akcja ratunkowa była niezwykle trudna z uwagi na podmokły teren leśny oraz bardzo gęstą mgłę". - Wszystkie służby ratunkowe, które brały udział w tej akcji, na miejsce musiały dotrzeć pieszo - powiedziała policjantka.
- Nadal na miejscu są prowadzone czynności pod nadzorem prokuratora, a także przedstawicieli Państwowej Komisji Badań Wypadków Lotniczych, którzy będą badali okoliczności i przyczyny tego zdarzenia - dodała Rojczyk.
Jak ustaliła Małgorzata Marczok, reporterka TVN24, śmigłowcem podróżowało trzech mężczyzn i kobieta. Maszyna, która spadła na ziemię, to lekki dwusilnikowy śmigłowiec typu Bell 429. - Nieoficjalnie mówi się, że podobną maszynę miał mieć jeden z mieszkańców okolicy - podkreśliła reporterka TVN24.
"Doprowadziły nas osoby postronne, które, widząc ten helikopter, następnie słysząc huk, udały się na poszukiwania"
Oficer prasowa Komendy Powiatowej Policji w Pszczynie powiedziała, że "nawet świadek, który zawiadomił służby ratunkowe, miał ogromny problem z dotarciem na miejsce" ze względu na bardzo gęstą mgłę. - Ogromny ukłon w jego stronę, że poinformował służby, że sam dotarł na miejsce i pomógł nakierować na miejsce służby ratunkowe, aby mogły dotrzeć jak najszybciej do poszkodowanych - mówiła. Jak wyjaśniała potem, świadek "usłyszał straszny huk" i "natychmiast ruszył z pomocą, wyposażony w krótkofalówkę", co znacznie pomogło potem służbom w dotarciu na miejsce katastrofy.
Komendant powiatowy Państwowej Straży Pożarnej w Pszczynie bryg. Grzegorz Kołoczek powiedział w rozmowie z TVN24, że w akcji wzięli udział zarówno strażacy z Państwowej Straży Pożarnej, jak i ochotnicy.
Na miejscu katastrofy pracowało około 10 zastępów straży pożarnej.
- Na miejsce zdarzenia, które znajduje się w trudno dostępnym miejscu, doprowadziły nas osoby postronne, które, widząc ten helikopter, następnie słysząc huk, udały się na poszukiwania i to one wskazały nam miejsce tego zdarzenia - poinformował.
- To teren silnie zalesiony, podmokły, z licznymi ciekami wodnymi, w pobliżu rzeki Dokawy. Akcję utrudniał też zalegający śnieg i bardzo gęsta mgła, ograniczająca widoczność do kilku metrów - dodał oficer prasowy pszczyńskiej straży pożarnej Mateusz Caputa.
Trwają prace dochodzeniowo-śledcze
- Trwają i pewnie będą bardzo długo jeszcze trwały prace dochodzeniowo-śledcze prokuratora i przedstawicieli komisji badań wypadków lotniczych - podkreślił komendant pszczyńskiej straży pożarnej.
Jak powiedział bryg. Kołoczek, "w tej chwili teren miejsca wypadku został otoczony, wygrodzony, jest pilnowany przez kordon policjantów". - Statek powietrzny jest zabezpieczony przed działaniem warunków atmosferycznych i czekamy na kolejnych ekspertów z dziedziny lotnictwa, którzy będą prowadzić tam swoje czynności - mówił.
- Nasze czynności w tym momencie będą ograniczały się do czynności pomocniczych względem ich działań. Faza ratownicza już została zakończona - podsumował.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24