W katastrofie śmigłowca pod Pszczyną zginął Karol Kania. 80-letni biznesmen był założycielem i właścicielem jednego z największych w Europie producentów podłoża pod uprawę pieczarek.
"Z niewyobrażalnym smutkiem informujemy o tragicznej śmierci Karola Kania założyciela firmy oraz Przewodniczącego Rady Nadzorczej Karol Kania i Synowie Sp. z o.o. W katastrofie lotniczej zginął także pilot, a zarazem długoletni pracownik spółki Karol Kania i Synowie" - czytamy we wpisie przedstawicieli spółki na Facebooku.
"Przyszło nam się zmierzyć z niezwykle trudnym doświadczeniem, jakim jest nagła i nieoczekiwana śmierć bliskiej nam osoby. Człowieka, bez którego firma Karol Kania i Synowie nigdy by nie powstała. W rozmowach Szef Karol często podkreślał, że wszystko zaczęło się od symbolicznej, pierwszej pieczarki, która wyrosła w domowym zaciszu" - podkreślili.
Jak zwrócili uwagę, "ten niewielki sukces wkrótce dał początek wielkiemu przedsięwzięciu, jakim obecnie jest stworzona przez niego i rozwijana przez rodzinę Kania firma". "Szefie – dziękujemy za wszystko. Do zobaczenia" - dodali przedstawiciele spółki.
Rodzinna firma
W 2016 roku magazyn "Forbes" szacował majątek Karola Kani na 490 mln zł, co dało mu 63. miejsce na liście najbogatszych Polaków.
Historia założonej przez niego firmy "Karol Kania i Synowie" sięga 1967 roku. To właśnie wtedy w Piasku w województwie śląskim uruchomiono pierwszą pieczarkarnię i rozpoczęto produkcję podłoża.
Obecnie firma posiada trzy oddziały produkcyjne w: Piasku, Pawłowiczkach oraz Dębowej Kłodzie. Zgodnie z informacjami dostępnymi na stronie, firma zatrudnia około 500 pracowników. Dysponuje także własnymi laboratoriami oraz nowoczesnym parkiem maszynowym.
Firma produkuje 320 tys. ton podłoża rocznie, na których wyrasta około 130 mln kg pieczarek. Od września 2001 roku prezesem zarządu jest Maciej Kania, syn Karola Kani.
Katastrofa śmigłowca
Prywatny śmigłowiec typu Bell 429, lekki, dwusilnikowy, ośmioosobowy, rozbił się we wtorek kilka minut po północy w lesie w miejscowości Studzienice pod Pszczyną w województwie śląskim. Leciały nim cztery osoby.
Dwaj mężczyźni, prawdopodobnie pilot i siedzący z przodu właściciel maszyny, zginęli na miejscu. Kobieta i mężczyzna, którzy siedzieli z tyłu, wyszli z helikoptera o własnych siłach. Według relacji służb byli przytomni. Trafili do szpitali. Mają złamania i potłuczenia, ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Przyczyny wypadku pod Pszczyną wyjaśniają śledczy pod nadzorem prokuratury oraz Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych.
Źródło: TVN24 Biznes