Około 300 osób zadeklarowało udział w czwartkowym strajku związków zawodowych działających w PLL LOT. Rozpoczęta o godzinie 5 akcja ma polegać na dobrowolnym, powszechnym powstrzymaniu się od pracy przez protestujących pracowników. Związkowcy twierdzą, że tylko dziś może nie odlecieć "ze 40 samolotów", czyli około połowy dziennych rejsów. Spółka utrzymuje, że strajk jest złamaniem prawa i że protest nie wpłynie na rozkład.
W czwartek do godziny 6 rano w siedzibie LOT pojawiło się około 50 strajkujących. W ciągu dnia liczba ta może wzrosnąć od 200 do 300 osób. Rzecznik LOT Adrian Kubicki uspokaja jednak, informując, że "załogi przyszły do pracy".
- Raczej nie powinniśmy się niczego obawiać, jeśli chodzi o kwestię rejsów. Oczywiście monitorujemy sytuację. Gdyby była konieczność zmiany rozkładu z naszej strony, to będziemy o tym informować. Wygląda na to, że ta pikieta nie przerodzi się w realny strajk - poinformował.
Związkowcy o "szkodliwych działaniach"
- Pracownicy czują się nękani, mobbingowani - argumentowała w środę Agnieszka Szelągowska, wiceprzewodnicząca Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego.
- Nikt się z nimi nie konsultuje, nikt się ich o nic nie pyta. Wszystko jest odgórnie wprowadzane. Takie działanie jest bardzo szkodliwe w firmie lotniczej - podkreśliła.
Przewodnicząca Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego Monika Żelazik podkreśliła, że strajkować będą piloci i personel pokładowy, a także pozostali chętni pracownicy.
- Przychodzimy tutaj, zgodnie z ustawą o rozwiązywaniu sporów zbiorowych, i będziemy na terenie zakładu pracy. Na pewno niektóre samoloty nie odlecą - zapowiedziała na środowej konferencji prasowej Żelazik.
Dopytywana, ile samolotów może nie odlecieć, zaznaczyła, że około połowy. - Ze 40 samolotów - uściśliła. Jak przekazała, do godziny 15 w środę udział w strajku zadeklarowało ponad 300 osób.
- Strajk będzie trwał tak długo, aż wszelkie represje, którym zostali poddani związkowcy i członkowie związku i pracownicy zostaną usunięte - zapowiedziała.
"Stanąć za człowiekiem, nie za cyframi"
Żelazik pytana o to, czy nie obawia się, że strajk obróci się przeciwko nim, ponieważ pasażerowie odwołanych rejsów będą mieli o to do nich pretensje, odpowiedziała, że "żyjemy w wolnej Polsce i powinniśmy umieć stanąć za człowiekiem, a nie za cyframi".
- Liczba to nie wszystko - podkreśliła.
Przewodniczący Związku Zawodowego Pilotów Komunikacyjnych PLL LOT Adam Rzeszot mówił z kolei, że strajk wynika z tego, iż "zwolniono dyscyplinarnie panią Monikę Żelazik w prowadzonym sporze o regulamin wynagradzania". - Strajkujemy, ponieważ pan prezes i zarząd firmy nie prowadzą konstruktywnego dialogu ze związkami zawodowymi - powiedział.
LOT twierdzi, że czwartkowy strajk jest nielegalny. Związkowcy są innego zdania.
Jak tłumaczył mecenas Karol Sadowski, który reprezentuje związki zawodowe, "w sporze tym (...) została zwolniona właśnie przewodnicząca związku zawodowego pani Monika Żelazik". - Co więcej, w sporze zbiorowym referendum było przeprowadzone i zyskało pozytywny wynik do przeprowadzenia strajku - podkreślił mecenas.
Jak dodał, uprawnienia do strajku wynikają "przede wszystkim z konstytucji".
Bez referendum strajk jest nielegalny
- Przepisy prawa mówią jednoznacznie, że związki zawodowe mają jedno referendum, które jest zablokowane postanowieniem sądu i drugi postulat, co do którego w ogóle nie było referendum, a bez referendum nie może się w Polsce odbyć strajk zakładowy. To powoduje, że strajk jest nielegalny - argumentował rzecznik prasowy LOT.
Kubicki powołał się między innymi na przepisy ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych z 1991 roku.
- Polskie prawo nie przewiduje możliwości zastrajkowania bez przeprowadzonego ważnego i wiążącego referendum. Związki zawodowe dysponują jednym referendum, z którego nie mogą skorzystać do organizacji strajku, dlatego, że jest ono zabezpieczone sądownie. I na jego podstawie nie można zastrajkować. Gdyby związki chciały zastrajkować z samego powodu zwolnienia pani Moniki Żelazik, to konieczne byłoby do tego przeprowadzenie kolejnego referendum, które przeprowadzone nie zostało. A zatem bez referendum jakakolwiek akcja strajkowa jest akcją nielegalną - przekonywał w środę Kubicki.
Przedstawiciel LOT zapewniał jednocześnie, że pasażerowie nie mają powodów do obaw, jeśli chodzi o mające nastąpić zmiany w ich podróży.
Punkt zapalny
Głównym punktem sporu między związkami zawodowymi działającymi w LOT a władzami spółki jest wypowiedziany w 2013 roku regulamin wynagradzania z 2010 roku. LOT wówczas stanął na krawędzi bankructwa i musiał przeprowadzić restrukturyzację.
Spółka otrzymała pomoc publiczną, którą notyfikowała Komisja Europejska. Stare zasady dotyczące wynagrodzeń zostały zastąpione nowymi, ramowymi - zdaniem związków - mniej korzystnymi dla pracowników. Obecnie płace zależą między innymi od wylatanych godzin. Związki zawodowe krytykują też władze spółki, że nowi pracownicy, np. stewardesy nie są zatrudniani na umowy o pracę, tylko na umowy cywilnoprawne lub prowadzą jednoosobową działalność gospodarczą.
Autor: akw//now / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PLL LOT