Po kilku latach kryzysu, w tym roku podczas sezonu letniego nad morzem będzie wyjątkowo dużo śmigłowców ratowniczych. To efekt tego, że po długich opóźnieniach wreszcie marynarze dostali od zakładów PZL Świdnik pierwsze zmodernizowane maszyny Anakonda. Sytuacja szybko może się jednak zmienić.
Sezon letni, kiedy nad morzem pojawia się dużo turystów, to dla załóg polskich śmigłowców ratowniczych okres wzmożonej aktywności. Na okres od maja do sierpnia przypada zazwyczaj ponad połowa wszystkich akcji w ciągu roku.
Część śmigłowców wróciło z modernizacji
W tym sezonie lotnicy z Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej (BLMW) będą mieli do dyspozycji wyjątkowo dużo sprzętu do ratowania ludzi na morzu. W tej chwili jest to łącznie siedem śmigłowców. Przez dwa ostatnie sezony było ich maksymalnie pięć. Lotnicy przyznawali wcześniej w rozmowie z tvn24.pl, że taka ilość była "absolutnym minimum" i żeby utrzymać jeden śmigłowiec w ciągłej gotowości do startu musieli ograniczyć do zera szkolenie młodych załóg.
Teraz sytuacja wyraźnie się poprawiła, choć nie na stałe. Po długich problemach i opóźnieniach udało się bowiem odzyskać z zakładów PZL Świdnik trzy pierwsze zmodernizowane śmigłowce Anakonda. Stało się to z rocznym opóźnieniem. Przez tyle czasu lotnicy nie chcieli bowiem odebrać maszyn z zakładów, wytykając różne usterki i braki. - My nie mamy możliwości awaryjnego lądowania. W wypadku awarii śmigłowiec przepada, a załoga musi sama się ratować - mówił w styczniu tvn24.pl kmdr Czesław Cichy, rzecznik BLMW. Zapewniał, że jego koledzy z jednostki nie są przesadnie drobiazgowi.
Na początku 2017 roku sytuacja nad morzem była już podbramkowa, bo lotnikom zostały tylko cztery śmigłowce, podczas gdy sześć stało w Świdniku. Na szczęście do dzisiaj sytuacja się zmieniła i połowa maszyn stojących w zakładach wróciła do BLMW. Trwają starania, aby odebrać kolejne, jednak nie wiadomo kiedy konkretnie może się to stać. Wiadomo tylko, że dwie z nich powinny wrócić już w 2016 roku.
Sytuacja może się zmienić
Niepokój budzi jednak fakt, że w najbliższym czasie powinny zostać odesłane do Świdnika dwie kolejne Anakondy. Ostatnie, które nie przeszły jeszcze modernizacji. Gdyby odleciały, zanim nad morze wrócą kolejne ze Świdnika, lotnicy morscy ponownie znajdą się w sytuacji podbramkowej. - Będziemy robić co tylko możliwe, żeby do tego nie dopuścić - zapewnia w rozmowie z tvn24.pl kmdr Cichy. Oddanie dwóch ostatnich śmigłowców ma być przeciągane tak długo, jak się da.
Sytuacja jest tym gorsza, że wśród trzech Anakond (zmodyfikowana do celów ratowniczych wersja popularnego wojskowego W-3 Sokół), które już udało się zmodernizować, dwie są ułomne. To najstarsze maszyny tego typu pozbawione między innymi specjalnych pływaków, które mogą zostać użyte do utrzymania się na powierzchni po awaryjnym wodowaniu. Lotnicy wykorzystywali je i mają zamiar wykorzystywać głównie do zadań transportowych oraz szkoleniowych. Natomiast te dwie Anakondy, które mają zostać odesłane do PZL Świdnik, to najnowsze maszyny tego typu w pełni gotowe do akcji ratowniczych.
Co więcej, dwa z pięciu obecnie posiadanych śmigłowców to wiekowe radzieckie Mi-14, które dobiegają końca swoich żywotów. Pierwszy ma już w tym roku zostać wycofany ze służby a drugi w kolejnym. Powinny zostać zastąpione nowymi maszynami, ale MON odsunął w czasie ich zakup.
To co jest wystarcza
Pomimo tego obecna sytuacja jest bardzo dobra. BLMW nie miała tylu sprawnych śmigłowców od 2015 roku. Jeśli w najbliższym czasie uda się odzyskać ze Świdnika dwie kolejne zmodernizowane Anakondy, to sytuacja będzie wręcz wyśmienita. Nadal nie będzie jednak idealnie i nie wróci dawny standard, czyli trzymanie w gotowości do startu dwóch śmigłowców - jednego w bazie w Darłowie, a drugiego w Gdyni. Obecnie dyżur pełni tylko jedna maszyna w tej pierwszej lokalizacji. Gdyński dyżur trzeba było zawiesić pod koniec 2015 roku, kiedy wysłano śmigłowce na modernizację do Świdnika. Po prostu nie było dość maszyn.
- Nie ma jeszcze możliwości przywrócenia dyżuru w Gdyni - zastrzega w rozmowie z tvn24.pl kmdr Cichy. Stanie się to realne dopiero po powrocie z modernizacji wszystkich Anakond, włącznie z tymi dwoma, które jej jeszcze nie zaczęły. Obecnie na całe polskie wybrzeże jest gotowy do akcji jeden śmigłowiec i dodatkowo jeden samolot patrolowy Bryza na lotnisku w Siemirowicach. Gdy na dyżurze była druga maszyna w Gdyni, skracał się kilka razy czas dotarcia na miejsce akcji ratunkowej w pełnym turystów rejonie Zatoki Gdańskiej i Półwyspu Helskiego.
Pomimo tego służby ratownicze zapewniają, że nie ma problemu z brakiem pomocy z powietrza. - Dla nas jest ważne, żeby był jakiś śmigłowiec na dyżurze - mówi tvn24.pl Mirosława Więckowska, rzeczniczka Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa, czyli organizacji odpowiadającej za akcje ratownicze na polskim morzu.
Więckowska dodaje, że akcji ratowniczych z udziałem maszyn wojskowych "nie jest tak dużo", więc to czym obecnie dysponują wojskowi wystarcza. - Ja tylko liczę na trzeźwość i rozsądek turystów wypoczywających nad morzem - dodaje.
W 2016 roku akcji śmigłowców ratowniczych było 16, a w 2015 roku 28. W tym roku akcje były dopiero trzy, choć nie zaczął się jeszcze na dobre sezon wypoczynkowy, podczas którego do standardowych akcji niesienia pomocy rybakom czy załogom statków, dochodzi konieczność ratowania urlopowiczów, którym zabraknie rozsądku lub szczęścia.
Autor: Maciej Kucharczyk/sk / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: BLMW | st. chor. mar. Piotr Leoniak