W polskiej nocie protestacyjnej do Białorusi w związku ze śmiercią polskiego żołnierza zawarto jasny przekaz: albo Mińsk chroni winnego jego śmierci człowieka, albo go nie chroni - powiedział rzecznik MSZ Paweł Wroński. - Wszystkie inne rzeczy są jakimiś niezrozumiałymi propagandowymi wykrętami - dodał, komentując w ten sposób odpowiedź, która nadeszła z Mińska. Reżim napisał o winie Polski za obecny stan kontaktów między krajami.
W czwartek szef MSZ Radosław Sikorski poinformował, że białoruskiemu chargé d'affaires została wręczona nota protestacyjna w związku ze śmiercią polskiego żołnierza, który został raniony nożem na granicy z Białorusią. Zawiera ona żądanie, aby władze białoruskie ustaliły tożsamość mordercy i wydały go polskim władzom.
Czytaj też: Śmierć żołnierza. Ruch MSZ
W piątek rzecznik MSZ Białorusi Anatol Hłaz w odpowiedzi na pytanie agencji TASS przekazał, że strona białoruska otrzymała notę strony polskiej i zostanie ona rozpatrzona przy uwzględnieniu wszystkich okoliczności. Wyraził współczucie krewnym i bliskim zabitego żołnierza, jednocześnie uznając, że potrzebne jest "odnowienie normalnych kontaktów granicznych, aby nie dochodziło do takich tragedii". Za obecny stan kontaktów odpowiedzialnością obarczył stronę polską.
Wroński: nie będziemy grać w ich grę
Rzecznik MSZ Paweł Wroński powiedział, że treść polskiej noty jest jasna: "ustalenie tożsamości i wydanie Polsce mordercy polskiego żołnierza i zaprzestanie ataków hybrydowych". - Ten człowiek przebywa na terytorium Białorusi, więc albo kraj ten zamierza wydać mordercę, albo nie zamierza tego robić, opowiadając przy tym różne dziwne historie - powiedział rzecznik MSZ.
Powtórzył, że w polskiej nocie "zawarto jasny przekaz: albo wydajecie tego człowieka, albo nie". - Wszystkie inne rzeczy są jakimiś niezrozumiałymi propagandowymi wykrętami. Nie będziemy na takie komunikaty odpowiadać i grać w ich grę. Zabójca polskiego żołnierza albo jest, albo nie jest chroniony przez państwo białoruskie - zaznaczył.
Zmarł żołnierz ugodzony nożem na granicy z Białorusią
W czwartek w Warszawie zmarł Mateusz Sitek, żołnierz 1. Warszawskiej Brygady Pancernej raniony nożem 28 maja na granicy z Białorusią. Żołnierz został zaatakowany na odcinku granicy w okolicach Dubicz Cerkiewnych (woj. podlaskie) przez jednego z mężczyzn, którzy w grupie próbowali sforsować stalową zaporę. Gdy żołnierz używając tarczy ochronnej blokował wyłom w stalowej zaporze na granicy, sprawca - po przełożeniu ręki przez płot - ugodził go nożem w okolicy klatki piersiowej. W stronę rannego i udzielającej mu pomocy funkcjonariuszki Straży Granicznej rzucano gałęzie i kamienie.
W czwartek przed południem szef MON, wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz informował, że żołnierz został przewieziony ze szpitala w Hajnówce do Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie. Stan rannego cały czas był bardzo ciężki. Po południu w czwartek poinformowano, że żołnierz zmarł.
Kosiniak-Kamysz pośmiertnie go awansował oraz odznaczył "Złotym Medalem za Zasługi dla Obronności Kraju".
Operacja "Śluza" - zemsta Łukaszenki i wojna hybrydowa
Kryzys migracyjny na granicach Białorusi z Polską, Litwą i Łotwą został wywołany przez Alaksandra Łukaszenkę, który odpowiada - wspólnie z Rosją - za prowadzenie u naszych granic wojny hybrydowej. Polega ona na zorganizowanym przerzucie migrantów na terytorium Polski, Litwy i Łotwy. Łukaszenka w ciągu ponad 28 lat swoich rządów nieraz straszył Europę osłabieniem kontroli granic.
Czytaj też: Operacja "Śluza" - skąd latały samoloty do Mińska? Oto, co wynika z analizy tysięcy rejsów
Akcję ściągania migrantów na Białoruś z Bliskiego Wschodu czy Afryki, by wywołać kryzys migracyjny, opisał na swoim blogu już wcześniej dziennikarz białoruskiego opozycyjnego kanału Nexta Tadeusz Giczan. Wyjaśniał, że białoruskie służby prowadzą w ten sposób wymyśloną przed 10 laty operację "Śluza". Pod płaszczykiem wycieczek do Mińska, obiecując przerzucenie do Europy Zachodniej, reżim Łukaszenki sprowadził tysiące migrantów na Białoruś. Następnie przewozi ich na granice państw UE, gdzie służby białoruskie zmuszają ich, by je nielegalnie przekraczali. Ta operacja trwa.
Coraz więcej incydentów na polsko-białoruskiej granicy
Ze statystyk Straży Granicznej wynika, że rośnie liczba prób nielegalnego przekroczenia granicy z Białorusi do Polski. Od początku maja było ich ok. 7,5 tys., podczas gdy w kwietniu blisko 3,4 tys. Od początku roku było to już niemal 17 tys. takich prób. W ostatnim czasie SG niemal codziennie informuje o agresywnych zachowaniach migrantów znajdujących się za stalową zaporą na granicy z Białorusią. Najczęściej chodzi o rzucanie w kierunku polskich służb kamieniami i gałęziami.
Poza śmiercią żołnierza pchniętego nożem doszło też w ostatnich tygodniach do innych poważnych incydentów. 31 maja dwóch funkcjonariuszy SG w dwóch innych atakach zostało lżej rannych. Zostali oni zaatakowani przez grupę migrantów. Obaj doznali urazu twarzy po uderzeniach konarami i kamieniami.
3 czerwca do szpitala po ataku migrantów trafił kolejny żołnierz. Został uderzony konarem w głowę przez grupę agresywnych osób w okolicy Białowieży. Major Katarzyna Zdanowicz poinformowała, że konar trafił go w okolice oka.
Po ataku w okolicach Dubicz Cerkiewnych premier Donald Tusk zapowiedział utworzenie dodatkowej strefy buforowej przy granicy z Białorusią. MSWiA pracuje nad końcową wersją rozporządzenia, które ma dotyczyć tej kwestii. Przepisy miały wejść w życie 4 czerwca, ale w związku z prowadzeniem konsultacji m.in. z samorządami ten termin został przesunięty.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP