1 marca w Zamościu 16-letni Eryk został śmiertelnie pobity przez grupę rówieśników. Ze wstępnych ustaleń wynika, że przyczyną pobicia było rzekome rozpowszechnianie wiadomości na terenie szkoły o jednej z osób zatrzymanych w sprawie. - Powinniśmy się otrząsnąć. Dorośli, Ci, którzy są odpowiedzialni za wychowanie młodzieży, oczywiście Kościół, rodzice. Dziecko każdego z nas może to spotkać i to jest straszne - powiedziała w "Faktach po Faktach" siostra Małgorzata Chmielewska, przełożona katolickiej Wspólnoty "Chleb Życia".
Do tragedii doszło we wtorek 1 marca przed godziną 16 przy ulicy Józefa Piłsudskiego w Zamościu, nieopodal Starego Miasta. 16-letni Eryk idący chodnikiem miał zostać zaczepiony i pobity przez grupę młodzieży. Następnie sprawcy oddalili się z miejsca zdarzenia. Pomimo reanimacji prowadzonej przez załogę karetki pogotowia życia chłopaka nie udało się uratować. Po ataku zatrzymano czworo nastolatków.
17-letniemu Danielowi G. śledczy przedstawili zarzut zabójstwa i udziału w pobiciu, argumentując, że z dotychczasowych informacji wynika, iż to właśnie on był osobą najbardziej agresywną w tym zdarzeniu i zadał ofierze kopnięcie w głowę, które skutkowało zgonem. Podejrzany przyznał się jedynie do zarzutu udziału w bójce.
Pozostałym dwóm 16-latkom: Szymonowi J. i Arkadiuszowi P. prokuratura zarzuciła udział w pobiciu. Z kolei zatrzymana 16-letnia Gabriela P. usłyszała zarzut pomocnictwa.
Ze wstępnych ustaleń wynika, że przyczyną pobicia było rzekome rozpowszechnianie wiadomości na terenie szkoły o jednej z osób zatrzymanych. Według lokalnych mediów, ma chodzić o 16-latkę, która usłyszała zarzut pomocnictwa.
6 marca odbył się pogrzeb Eryka.
Chmielewska: przenigdy nie można przejść obojętnie obok ludzkiej krzywdy
- Powiedziałabym na pewno o obojętności. To nie jest wszystko jedno, co robisz, jak reagujesz. Przenigdy nie wolno przejść obojętnie obok cudzej krzywdy. Straszną rzeczą jest brak reakcji - mówiła siostra Małgorzata Chmielewska, przełożona katolickiej Wspólnoty "Chleb Życia", komentując to, że Eryk został pobity na śmierć niemal w środku miasta w ciągu dnia, ale nikt nie reagował.
- Coś się z nami dzieje, żyjemy w świecie filmów. Żyjemy w świecie jakimś zupełnie uronionym, gdzie ból drugiego człowieka, cierpienie, zagrożenie jego życia, jest po prostu grą komputerową i fajnym newsem, który można pokazać i podzielić się później w mediach społecznościowych - powiedziała.
Przełożona katolickiej Wspólnoty "Chleb Życia" zwróciła uwagą na rolę wychowawców. - Powinniśmy się otrząsnąć. Dorośli, ci, którzy są odpowiedzialni za wychowanie młodzieży, oczywiście Kościół, rodzice. Dziecko każdego z nas może to spotkać i to jest straszne - powiedziała siostra Chmielewska. - Mam wrażenie, że już jesteśmy w świecie, w którym nie ma granic. Nie ma granic na agresję słowną, czynną, na poniżanie, na publiczne obnażanie cudzych wad - dodała.
Siostra Chmielewska zwróciła uwagę, że taka tragedia może spotkać każdego z nas. - Kiedy są wojny gdzieś daleko, one do nas nie docierają. Dociera do nas ból, cierpienie, straszliwa śmierć tysięcy, setek tysięcy ludzi i nadal nie ma otrzeźwienia. To się ciągle dzieje jakby zbyt daleko. Dopiero w momencie, w którym dotyczyć to będzie każdego z nas, a może dotyczyć każdego z nas, dopiero wtedy przychodzi otrzeźwienie. Czasem jest za późno - powiedziała.
Chmielewska: jeśli nie przestaniemy, obudzimy się w dzikim społeczeństwie
- Jako społeczeństwo jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji. Jeśli wszyscy, od polityków, przez ludzi kościołów, (...) po wychowawców, rodziców, jeśli nie zaprzestaniemy języka i czynów agresji, obudzimy się, czy nasze dzieci, w dzikim społeczeństwie walki. I to jest chyba ostatni moment - ostrzegła.
Siostra Chmielewska była pytana również o stan polskiego społeczeństwa. - Z jednej strony jesteśmy w stanie na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy zebrać ogromne pieniądze, jesteśmy w stanie ruszyć pospolitym ruszeniem na pomoc ludziom z Ukrainy. Ale to nie oznacza, że po pierwsze wszyscy, nigdy nie ma tak, że wszyscy. Nie ma narodu aniołów. Druga rzecz, to jest to, że ciągle, powiedziałabym za przyzwoleniem obecnie, jest w nas agresja wobec innych. Sposób rozwiązywania problemów polegający na agresji, na niszczeniu, na pobiciu, na zniszczeniu słowem - oceniła. - Nie jesteśmy wszyscy jednolici. (...) Jest też ogromna przestrzeń obojętności i bezmyślności - dodała.
- Ta dramatyczna sytuacja, zresztą nie ona jedna, (...) one powinny nami wstrząsnąć. Wszyscy powinniśmy pracować nad odpowiedzialnością. Począwszy od tych, od których młodzież się uczy. Czyli od rodziców, od szkoły, ale także od środków masowego przekazu - powiedziała siostra Chmielewska. - Tutaj nie ma innego wyjścia. Wydaje się, że już w tej chwili jesteśmy na dnie - dodała.
Źródło: TVN24