To była tragedia - tak prowadzenie sprawy Krzysztofa Olewnika w warszawskiej prokuraturze określił przed komisją śledczą były prokurator krajowy Janusz Kaczmarek. To on w 2006 r. zdecydował o przeniesieniu śledztwa do olsztyńskiej prokuratury, która zakończyła śledztwo i oskarżyła sprawców zbrodni.
Kaczmarek przekonywał, że sprawa była kiepsko prowadzona przez warszawskich śledczych aż do czasu, gdy w 2005 r. zainteresował się nią prokurator Kazimierz Olejnik. Rok później Kaczmarek przeniósł sprawę do Olsztyna.
"Ziobrze sprawa leżała na sercu"
I jak zastrzegł - choć w tej sprawie interweniowało u niego kilka osób, w tym ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro - ostatecznie decyzję podjął indywidualnie. Miałem takie uprawnienia - podkreślił. I dodał, że Ziobrze sprawa "leżała na sercu", ale kiedy mu ją powierzył, przestał się nią interesować.
Kaczmarek przyznał, że na jego decyzję największy wpływ mieli Olewnikowie, którzy przekonywali go, że "Warszawa nic nie robi" i dlatego nie są w stanie współpracować ze stołecznymi prokuratorami. Rodziny - jak powiedział były prokurator krajowy - nie przekonał nawet argument, że nowy prokurator na poznanie sprawy będzie potrzebował 2-4 miesięcy. Olewnikowie powtarzali, że w śledztwie nic nie dzieje się od lat.
Kaczmarek stwierdził, że kiedy sprawa Olewnika została przeniesiona do Olsztyna, tamtejsi prokuratorzy i policjanci lepiej zaczęli do niej podchodzić niż warszawscy. Wtedy też nastąpił przełom - jeden z zabójców Olewnika: Sławomir Kościuk (skazany na dożywocie, powiesił się po wyroku) zaczął ujawniać szczegóły zbrodni.
- Powiedział, że z warszawskimi śledczymi tak by nie współpracował - podkreślił Kaczmarek.
Były prokurator krajowy podkreślił, że w stolicy sprawa Olewnika miała słaby nadzór. Źle też były zebrane i zabezpieczone dowody rzeczowe. - Mogliby przegrać za partactwo dowodowe (gdyby sprawa z warszawskiej prokuratury trafiła do sądu - red.) - ocenił Kaczmarek.
Olewnikowie - jak stwierdził były prokurator krajowy - widzieli w działaniu policji i prokuratury chęć zatuszowania sprawy po to, by nie wyszły na jaw błędy i zaniedbania funkcjonariuszy.
- Mówili, że tworzą księgę hańby urzędników państwowych, którzy nie reagowali na ich apele - przypomniał Kaczmarek.
Pytany, kto miał być w tej księdze odpowiedział, że rodzina Olewników największy żal miała do byłego ministra spraw wewnętrznych Ryszarda Kalisza i byłego ministra sprawiedliwości Marka Sadowskiego, którzy okazali się "nieczuli" na ich prośby.
Kilkadziesiąt błędów
Według byłego prokuratora krajowego, który w 2006 r. zlecił sporządzenie "białej księgi błędów" popełnionych w śledztwie, prokuratorzy z Olsztyna stwierdzili ich w sumie kilkadziesiąt.
Kaczmarek prowadzenie sprawy Olewnika w warszawskiej prokuraturze określił jako "tragedię".
Pytany przez posła Platformy Obywatelskiej Pawła Olszewskiego, czy nie uważa, że osoby odpowiedzialne za tę "tragedię" nie powinny dziś pracować w prokuraturze, odmówił odpowiedzi, twierdząc że jako świadek nie będzie oceniał.
Dodał, że zna inne osoby, które pracują dziś w prokuraturze, a w przeszłości dopuszczały się łamania prawa. Nie rozwinął jednak swojej wypowiedzi.
Do porwania Krzysztofa Olewnika doszło w październiku 2001 r. Sprawcy zażądali okupu. 300 tys. euro przekazano porywaczom w lipcu 2003 r., ale uprowadzony nie został uwolniony. Miesiąc po odebraniu przez przestępców pieniędzy, syn płockiego biznesmena został zamordowany. Ciało ofiary, torturowanej przed śmiercią, znaleziono dopiero po pięciu latach od porwania i trzech od zabójstwa.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24