Kto zastąpi Donalda Tuska na stanowisku premiera? Najpoważniejsze kandydatury to obecnie Tomasz Siemoniak i Ewa Kopacz, choć z nieoficjalnych informacji tvn24.pl wynika, że Prezes Rady Ministrów i Bronisław Komorowski w czwartek wieczorem podczas spotkania w Belwederze byli zgodni, że tekę premiera otrzyma obecny szef MON. Z naszych informacji wynika też, że Elżbieta Bieńkowska nie jest już brana pod uwagę w tej rozgrywce. - Wolałaby zostać unijnym komisarzem - mówi nam osoba z kręgu minister infrastruktury.
W zeszły czwartek wieczorem premier Donald Tusk był już pewien, że dwa dni później zostanie wybrany przewodniczącym Rady Europejskiej. Wraz z ministrem obrony Tomaszem Siemoniakiem, marszałek Sejmu Ewą Kopacz oraz ministrem spraw zagranicznych Radosławem Sikorskim pojechali do Belwederu. Najpierw jednak Tusk rozmawiał z prezydentem Bronisławem Komorowskim w cztery oczy. Dopiero potem do obu panów dołączyli pozostali politycy.
Podczas tego spotkania premier przedstawił Komorowskiemu swoją wizję przyszłego rządu. - To Rada Ministrów złożona z polityków, fachowców w swojej dziedzinie, pracowitych - mówi nam osoba zbliżona do kancelarii prezydenta. Jako przyszłego premiera odchodzący szef rządu miał wskazać Tomasza Siemoniaka. Według tej relacji prezydent miał się zgodzić na taki scenariusz.
- Bronisław Komorowski wie już, kto pokieruje rządem po Donaldzie Tusku - przekazał w niedzielę doradca głowy państwa, prof. Tomasz Nałęcz. Dodał jednak, że "nie będzie sprzedawał tajemnic premiera". - Trudno, żeby prezydent powiedział to, czego nie chce powiedzieć obecny szef rządu. Jest osobą kulturalną i taktowną - mówił Nałęcz.
Dlaczego Tusk miałby postawić na Siemoniaka? - Minister obrony cieszy się sympatią prezydenta i sporej części Platformy. Ale, co najważniejsze, nie ma wielkich politycznych ambicji - mówi jeden z posłów. Inny dodaje: - Woli porozumienie niż stawianie sprawy na ostrzu noża, potrafi dzwonić w nocy, by uzgodnić trudną sprawę.
Nasi rozmówcy twierdzą również, że Tomasz Siemoniak jako premier byłby lojalny wobec Tuska. I dodają: - Szef MON, który w dobie konfliktu na Ukrainie mocno wypowiada się o agresorach, jako premier byłby też jasnym sygnałem dla Rosji i Europy, wskazującym polskie stanowisko. Przypomnijmy: minister obrony m.in. ujawnił informację naszego wywiadu o autorach zestrzelenia malezyjskiego boeinga. - Także z analiz polskiego wojska wynika, że samolot malezyjskich linii lotniczych, który tydzień wcześniej rozbił się na Ukrainie, został zestrzelony rakietą wystrzeloną z terenu kontrolowanego przez prorosyjskich separatystów - mówił w lipcu Siemoniak.
Komorowski chce Kopacz, czy też nie?
W tym scenariuszu, napisanym jeszcze przed ogłoszeniem decyzji o wyborze Tuska na "europejskiego prezydenta", Ewa Kopacz miałaby pozostać marszałkiem Sejmu i pierwszą wiceprzewodniczącą PO. - Dla premiera niezwykle ważne jest zachowanie jedności Platformy. Tusk wyciągnął wnioski z rozpadu AWS i upadku wcześniejszych postsolidarnościowych koalicji. Wie dobrze, że aby rządzić, PO musi pozostać silna. Dlatego nie zrezygnowałby z funkcji przewodniczącego partii. W jego imieniu zarządzałaby nią marszałek Kopacz - twierdzi znajomy premiera z czasów opozycji.
Jest jeszcze jeden ważny argument przemawiający za takim rozwojem sytuacji. Otóż niechętny wobec Kopacz ma być prezydent Komorowski.
W czwartek nie było mowy o tym, by marszałek była kandydatem na premiera - twierdzą politycy, z którymi rozmawialiśmy. Kopacz i jej środowisko rozpoczęli ofensywę w następnych dniach. W mediach pojawiły się informacje, że jest ona najważniejszym kandydatem na nowego szefa rządu. Sama też w oficjalnych wypowiedziach potwierdzała, że przyjęłaby taką ofertę, gdyby padła. W podobnym tonie zaprezentowała ją weekendowa "Gazeta Wyborcza". Z tym że dziennik, wbrew naszym informacjom, napisał, że kandydatura byłej minister zdrowia podoba się prezydentowi. Doniósł też, że Kopacz zostanie premierem, a Siemoniak mógłby zostać jednym z wicepremierów.
- Na pewno Ewę Kopacz popierają Cezary Grabarczyk, który chciałby być marszałkiem Sejmu, i prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz - mówi nam jeden z posłów.
Do sprawy odniósł się we wtorek jeden z ważniejszych polityków PO, uważany za "schetynowca". Andrzej Halicki pytany w "Jeden na jeden" w TVN24, czy marszałek Kopacz byłaby dobrym premierem, odpowiedział, że jest drugą osobą w państwie, dlatego w sposób naturalny widzi ją na stanowisku szefa rządu, na które typują ją media. - Nie zapadły jednak żadne decyzje, nie jest więc to przesądzone, choć bez wątpienia premier ma w głowie plan postępowania - powiedział Halicki.
Problemy pani marszałek
Ta propozycja ma jednak wady. - Największą jest nerwowość pani marszałek - mówi ten sam parlamentarzysta. - Potrafi podejmować decyzję pod wpływem silnych emocji. Potwierdza to Jarosław Gowin, były polityk PO, obecnie w opozycji. - To nie jest osoba najbardziej samodzielna politycznie i najbardziej stabilna emocjonalnie - mówił we "Wstajesz i wiesz" w TVN24.
Za Ewą Kopacz przemawia jednak to, że jest dość bliska Tuskowi. - Ale też dochodziło między nimi do wojenek - twierdzą nasi rozmówcy. Ich zdaniem o tym, czy Kopacz zostanie nowym premierem, czy też nie, zdecydują kwestie proceduralne. Otóż kluczowe jest, czy Donald Tusk jako przewodniczący Rady Europejskiej dalej może być liderem PO. W zeszły czwartek Tusk i jego doradcy byli pewni, że nie będzie z tym problemów. Dzisiaj nie są już o tym na sto procent przekonani. - To może być zgrzyt. Jeżeli Tusk uzna, że musi zrezygnować z kierowania partią, na jego miejsce, tak jak to przewiduje statut Platformy, wskoczy Kopacz. A wtedy zgodnie ze zwyczajem marszałek Sejmu powinna zostać również premierem - mówi nam jeden z członków zarządu PO.
Do sprawy odniosła się w poniedziałek rzeczniczka rządu. - Premier rozważa takie rozwiązanie (pozostawienie sobie możliwości kierowania PO - red.), ale potrzebna jest dyskusja w gronie PO - mówił Małgorzata Kidawa-Błońska. - 1 grudnia obejmuje nową funkcję szefa Rady Europejskiej i do tego czasu wszystkie sprawy w Polsce powinny być uporządkowane. Na pewno jego dymisja będzie wcześniej. Sam Tusk wypowiedział się o tym w poniedziałek wieczorem: - Będę szefował Platformie Obywatelskiej do 1 grudnia, później będzie musiała sobie radzić z nowym liderem - mówił w TVP.
- Ta kwestia nie jest jednoznacznie rozstrzygnięta w traktacie, ale wydaje się rzeczą logiczną, że byłoby czymś dwuznacznym i być może osłabiającym moją skuteczność, gdybym usiłował łączyć partyjną rolę w Polsce z rolą szefa Rady Europejskiej - wyjaśniał. - Dlatego to rozstrzygnięcie nie nastąpi jutro, ale na pewno do końca roku.
Bieńkowska na zakręcie
Wśród potencjalnych kandydatów na szefa rządu wymieniana była też obecna wicepremier Elżbieta Bieńkowska. Widziałoby ją na tym stanowisku wielu polityków PO. Podoba się także większości wyborców Platformy. Nieoficjalnie dowiadujemy się jednak, że Bieńkowska chciałaby odejść z rządu i zostać unijnym komisarzem ds. energii. - Ela ma dość. Bardzo przeżywa krytykę w mediach, jest zmęczona. Kierowanie nieprawdopodobnym molochem, jakim jest resort infrastruktury i rozwoju, wycieńcza - twierdzi jeden z jej kolegów z rządowej ławy.
Kto w takim razie zostanie nowym premierem? Wie to na pewno Donald Tusk. A kto ujawni jego nazwisko? Zrobi to prezydent Bronisław Komorowski. - Przedstawi go, gdy Donald Tusk złoży dymisję swojego rządu - mówiła we wtorek Małgorzata Kidawa-Błońska. - Do końca września powinniśmy mieć nowego premiera - dodała.
Niewiele wiadomo na razie też o potencjalnym składzie nowego gabinetu. Choć wydaje się przesądzone, że zabraknie w nim miejsca dla Elżbiety Bieńkowskiej oraz zamieszanych w afery obecnego ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza czy wiceministra infrastruktury Zbigniewa Rynasiewicza. A także, jak twierdzi "Gazeta Wyborcza", dla Mateusza Szczurka i Bartosza Arłukowicza.
Autor: Maciej Duda (m.duda2@tvn24.pl) / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: KPRM