"Dyskretnie i żeby nikt nie widział". Drogie perfumy za pomyślną obronę? Są nagrania

Kobieta miała zażądać perfum za kilkaset złotych
Kobieta miała zażądać perfum za kilkaset złotych
Źródło: "Blisko ludzi" TVN24

Perfumy za kilkaset złotych miały załatwić pomyślną obronę na siedleckim Uniwersytecie Przyrodniczo-Humanistycznym. Reporterzy programu "Blisko ludzi" dotarli do nagrań rozmów telefonicznych, które jedna z profesorek miała przeprowadzać ze swoją studentką tuż przed obroną. - Dyskretnie w razie czego i żeby nikt nie widział. Ja na ciebie czekam i wszystko będzie dobrze - słyszymy na nagraniu. Wcześniej pada nazwa konkretnych perfum.

Na nagraniach ujawnionych przez program "Blisko ludzi" słyszymy rozmowę dwóch kobiet. Jedna z nich to studentka, a druga - jak ustalił reporter programu - prof. nadzw. dr hab. Teresa B. z Katedry Rozrodu i Higieny Zwierząt Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach.

Kobieta, którą słyszymy na nagraniu, podaje studentce przez telefon konkretną markę perfum, instruuje, kiedy je dostarczyć, a nawet dokładnie wskazuje miejsce w drogerii, gdzie można je znaleźć.

- To jest taka niebieska zakrętka. U góry kwadratowa, jak sześcian - wyjaśnia kobieta. - A wiesz gdzie jest... galeria? (...) Przy samej ściance stoją takie... po lewej stronie - dodaje.

Kobieta protestuje, gdy dziewczyna proponuje zakup innych perfum. Z nagrania wynika także, że w końcu proponuje, by studentka przyniosła pieniądze, bo obawia się, że pomyli marki kosmetyków.

Reporter "Blisko ludzi" spotkał się z profesor. Kobieta zaprzeczała, że kiedykolwiek zażądała perfum od studentów, nawet kiedy reporter przedstawił jej nagranie rozmowy. Głos profesor Teresy B. rozpoznali jednak jej przełożeni. - Jestem zszokowana, brakuje mi słów - powiedziała w rozmowie z reportem "Blisko ludzi" dr hab. Barbara Biesiada-Drzazga, prodziekan Wydziału Przyrodniczego. - To jest dla mnie rzecz niewyobrażalna - dodała.

"To jest przestępstwo"

Autor reportażu Rafał Stangreciak w studiu "Blisko ludzi" powiedział, że rozmawiał z wieloma studentami, którzy potwierdzają, że profesor żądała prezentów w zamian za zaliczenie obrony pracy magisterskiej.

Przedstawiciel Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach prof. Adam Bobryk poinformował, że profesor przebywa na zwolnieniu lekarskim. Jak wyjaśnił, trwa postępowanie wyjaśniające, sprawą zajął się rzecznik dyscyplinarny, poinformowano także ministra. Uczelnia na razie nie zawiadomiła prokuratury o możliwości popełniania przestępstwa.

Zdaniem adwokata mec. Jacka Kondrackiego, sprawa powinna trafić do sądu. - To jest przestępstwo, to jest oczywista oczywistość - ocenił.

Reporter programu "Blisko ludzi" rozmawiał także z kolejną studentką, która anonimowo przyznała, że prezenty przyjmowała inna wykładowczyni siedleckiego uniwersytetu. Jak wynika z jej słów, w zamian za to studenci mogli liczyć na ułatwienia podczas egzaminu. - I ona siedziała, nie chodziła i nas nie sprawdzała - relacjonowała studentka.

"Ten proceder trwa od dłuższego czasu"

"Ten proceder trwa od dłuższego czasu"

Jak komentowała dr Aleksandra Piotrowska, wykładowczyni Wyższej Szkoły Pedagogicznej ZNP, wobec postępującego "niegodnie" wykładowcy można zastosować szereg kar: naganę, zakaz pełnienia funkcji kierowniczych na uczelni, czasowe lub trwałe pozbawienie prawa do wykonywania zawodu. - To jest zachowanie obrzydliwe - oceniła.

Cały program "Blisko ludzi"

Cały program "Blisko ludzi"

Autor: pk//tka / Źródło: tvn24

Czytaj także: