Perfumy za kilkaset złotych miały załatwić pomyślną obronę na siedleckim Uniwersytecie Przyrodniczo-Humanistycznym. Reporterzy programu "Blisko ludzi" dotarli do nagrań rozmów telefonicznych, które jedna z profesorek miała przeprowadzać ze swoją studentką tuż przed obroną. - Dyskretnie w razie czego i żeby nikt nie widział. Ja na ciebie czekam i wszystko będzie dobrze - słyszymy na nagraniu. Wcześniej pada nazwa konkretnych perfum.
Na nagraniach ujawnionych przez program "Blisko ludzi" słyszymy rozmowę dwóch kobiet. Jedna z nich to studentka, a druga - jak ustalił reporter programu - prof. nadzw. dr hab. Teresa B. z Katedry Rozrodu i Higieny Zwierząt Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach.
Kobieta, którą słyszymy na nagraniu, podaje studentce przez telefon konkretną markę perfum, instruuje, kiedy je dostarczyć, a nawet dokładnie wskazuje miejsce w drogerii, gdzie można je znaleźć.
- To jest taka niebieska zakrętka. U góry kwadratowa, jak sześcian - wyjaśnia kobieta. - A wiesz gdzie jest... galeria? (...) Przy samej ściance stoją takie... po lewej stronie - dodaje.
Kobieta protestuje, gdy dziewczyna proponuje zakup innych perfum. Z nagrania wynika także, że w końcu proponuje, by studentka przyniosła pieniądze, bo obawia się, że pomyli marki kosmetyków.
Reporter "Blisko ludzi" spotkał się z profesor. Kobieta zaprzeczała, że kiedykolwiek zażądała perfum od studentów, nawet kiedy reporter przedstawił jej nagranie rozmowy. Głos profesor Teresy B. rozpoznali jednak jej przełożeni. - Jestem zszokowana, brakuje mi słów - powiedziała w rozmowie z reportem "Blisko ludzi" dr hab. Barbara Biesiada-Drzazga, prodziekan Wydziału Przyrodniczego. - To jest dla mnie rzecz niewyobrażalna - dodała.
"To jest przestępstwo"
Autor reportażu Rafał Stangreciak w studiu "Blisko ludzi" powiedział, że rozmawiał z wieloma studentami, którzy potwierdzają, że profesor żądała prezentów w zamian za zaliczenie obrony pracy magisterskiej.
Przedstawiciel Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach prof. Adam Bobryk poinformował, że profesor przebywa na zwolnieniu lekarskim. Jak wyjaśnił, trwa postępowanie wyjaśniające, sprawą zajął się rzecznik dyscyplinarny, poinformowano także ministra. Uczelnia na razie nie zawiadomiła prokuratury o możliwości popełniania przestępstwa.
Zdaniem adwokata mec. Jacka Kondrackiego, sprawa powinna trafić do sądu. - To jest przestępstwo, to jest oczywista oczywistość - ocenił.
Reporter programu "Blisko ludzi" rozmawiał także z kolejną studentką, która anonimowo przyznała, że prezenty przyjmowała inna wykładowczyni siedleckiego uniwersytetu. Jak wynika z jej słów, w zamian za to studenci mogli liczyć na ułatwienia podczas egzaminu. - I ona siedziała, nie chodziła i nas nie sprawdzała - relacjonowała studentka.
Jak komentowała dr Aleksandra Piotrowska, wykładowczyni Wyższej Szkoły Pedagogicznej ZNP, wobec postępującego "niegodnie" wykładowcy można zastosować szereg kar: naganę, zakaz pełnienia funkcji kierowniczych na uczelni, czasowe lub trwałe pozbawienie prawa do wykonywania zawodu. - To jest zachowanie obrzydliwe - oceniła.
Autor: pk//tka / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24