Sędzia Igor Tuleya został przywrócony do orzekania, ale orzekać nie będzie. Gdy chciał zapoznać się z pismem, które przyznało mu z powrotem prawo do pracy w stołecznym sądzie, otrzymał kolejne pismo, które uchylało tę decyzję. Zaskakujący przebieg wydarzeń związanych z sędzią komentowali politycy. - Jeżeli człowiek, obojętnie kim jest, czy jest posłem, sędzią, czy prokuratorem, nie jest podporządkowany PiS-owi, to znaczy, że należy go zniszczyć - ocenił wiceszef PO Cezary Tomczyk. Marcin Horała (PiS) uchylał się od komentarza, odsyłając do sędziów, którzy podejmują decyzje w tej sprawie. Ocenił jednak, że Tuleya jest sędzia "bardzo zaangażowanym politycznie".
Sędzia Igor Tuleya nie wraca do orzekania w stołecznym Sądzie Okręgowym. Prezes Sądu Apelacyjnego w Warszawie i jednocześnie rzecznik dyscyplinarny Sędziów Sądów Powszechnych Piotr Schab uchylił 8 sierpnia zarządzenie wydane przez prezes warszawskiego Sądu Okręgowego z 5 sierpnia o przywróceniu sędziego do pracy.
Tuleya o piśmie uchylającym decyzje o jego powrocie do pracy (które jednocześnie kierowało go na urlop do połowy września) dowiedział się w dziale kadr, gdy chciał zapoznać się z pismem potwierdzającym jego powrót do orzekania. - Moja sytuacja nie zmieniła się - mówił w poniedziałek reporterce TVN24.
We wspomnianym dokumencie uzasadniono, że decyzja o dopuszczeniu Tuleyi do pracy oraz decyzja o skierowaniu go na urlop trwający od 8 sierpnia do 19 września to "czynności administracyjne niezgodne z prawomocną i wykonalną uchwałą Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego z 18 listopada 2020 roku".
Decyzje wobec sędziego komentowali politycy przy Wiejskiej.
Tomczyk: w PiS-ie jest tylko jeden kanon: posłuszeństwa
Wiceszef PO, poseł Cezary Tomczyk przyznał, że "na przykładzie pana sędziego Tuleyi widać, że warto być odważnym". - Bo to Igor Tuleya stoi dziś na czele ruchu, który mówi, że trzeba przestrzegać prawa - powiedział.
Nawiązał następnie do wydarzeń, które doprowadziły do tego, że politycy rządzącej koalicji i rzecznik dyscyplinarny sędziów zainteresowali się Tuleyą. Sędzia w grudniu 2017 roku zezwolił dziennikarzom na rejestrowanie posiedzenia sądu, który rozpatrywał zażalenie na umorzenie śledztwa w sprawie obrad w sejmowej Sali Kolumnowej. To wtedy opinia publiczna dowiedziała się, że posłowie PiS zeznawali, że opozycja celowo nie była dopuszczana do obrad.
- Jesteśmy dziś w Sejmie, to właśnie tutaj odbywał się ten słynny Sejm na Sali Kolumnowej. Wtedy, jak mówił Igor Tuleya, umarła przyzwoitość. I to za to, że Igor Tuleya zajmował się tą sprawą, za to, że śmiał przesłuchiwać polityków PiS-u, takich jak na przykład Ryszard Terlecki, on od lat nie może orzekać, mimo że ma do tego prawo, mimo że składał przysięgę, mimo że broni honoru Rzeczpospolitej. I ten proces się ciągnie, jak u Kawki - powiedział.
Według Tomczyka "w PiS-ie jest tylko jeden kanon: posłuszeństwa". - Jeżeli człowiek, obojętnie kim jest, czy jest posłem, sędzią, czy prokuratorem, nie jest podporządkowany PiS-owi, to znaczy, że należy go zniszczyć i tak wygląda dzisiaj traktowanie przeciwników politycznych, sędziów, dziennikarzy, każdego kto ma inne zdanie - powiedział poseł. - Każdy z nas, obojętnie jaką rolę wykonuje, powinien o tym pamiętać, kiedy dojdzie do głosowania i kiedy będzie można władze zmienić - dodał.
Gawkowski: za Kaczyńskiego i Ziobry nikt nie może liczyć na sprawiedliwość
Szef klubu Lewicy Krzysztof Gawkowski ocenił, że historia Igora Tuleyi "to historia wymiaru sprawiedliwości w Polsce zbudowanego na błędnych założeniach, fałszywego, wyglądającego dziś jak poczwarka, niedziałającego, będącego atrapą". - Za czasów Kaczyńskiego i Ziobry nikt nie może liczyć na sprawiedliwość, a przykładem tego są decyzje w sprawie sędziego Igora Tuleyi".
- Kaczyński, Morawiecki i Ziobro obiecywali Komisji Europejskiej, że Izba Dyscyplinarna zostanie zlikwidowana, a sędziowie, którzy zostali zawieszeni, zostaną przywróceni do pracy. Izba Dyscyplinarna zmieniła nazwę, a sędziowie w większości są zawieszeni - przypomniał. - To jest obraz tego poczwarkowatego wymiaru sprawiedliwości, który stworzył PiS. Nic tam nie działa, wszystko jest na telefon, a gdy potrzeba, tworzy się grupę, która kogoś innego hejtuje - powiedział polityk Lewicy.
Gasiuk-Pihowicz: politycy PiS-u już w tym momencie podjęli decyzję
Kamila Gasiuk-Pihowicz (PO) zauważyła, że "widzimy jakąś grę, która toczy się w odniesieniu do wymiaru sprawiedliwości, a przede wszystkim do miliardów z KPO, na które czekają Polacy".
- Samo przywrócenie sędziego Tuleyi można było potraktować jako maleńki kroczek w przód, ale chwilę potem nastąpiły dwa, potężne kroki w tył: bardzo antyunijny, wypowiadający de facto unijne traktaty wywiad pani (Małgorzaty - red.) Manowskiej i wywiad Kaczyńskiego zapowiadający dalsze naruszanie niezależności wymiaru sprawiedliwości w drodze ustaw na jesieni - powiedziała.
- To wszystko pokazuje, że właściwie politycy PiS-u już w tym momencie podjęli decyzję, że nie chcą miliardów złotych z KPO, że chcą wyprowadzenia Polski z Unii Europejskiej. Powinni powiedzieć to głośno Polakom - stwierdziła posłanka.
Horała: pan Tuleya jest niewątpliwie sędzią bardzo zaangażowanym politycznie
Z kolei wiceminister funduszy i polityki regionalnej Marcin Horała (PiS), pytany o sprawę, odesłał do sędziów, "którzy takie decyzje podejmują". - Ja nie jestem sędzią, nie uczestniczę w tych postępowaniach dyscyplinarnych. Pan sędzia Tuleya niewątpliwie jest sędzią bardzo zaangażowanym politycznie. To trochę słabo pasuje do tego, czym powinni się zajmować sędziowie - stwierdził. - Ale moja wiedza jest na podstawie tego, co w debacie publicznej - przyznał.
Spór o Izbę Dyscyplinarną a środki z KPO
Nieuznawana Izba Dyscyplinarna SN - która według wielu ekspertów, prawników, konstytucjonalistów i sędziów nie była sądem w rozumieniu prawa - w połowie lipca tego roku przestała istnieć. Stało się tak za sprawą wejścia w życie nowelizacja ustawy o Sądzie Najwyższym. W jej miejsce rozpoczęła działalność Izba Odpowiedzialności Zawodowej.
Izba jest przedmiotem sporu między polskim rządem a Brukselą. Jej likwidacja była jednym z kamieni milowych, od wypełnienia których Komisja Europejska uzależniała akceptację polskiego Krajowego Planu Odbudowy. Przyjęcie przez Komisję polskiego KPO było konieczne, aby umożliwić otrzymanie unijnych pieniędzy w ramach Funduszu Odbudowy. Te do Polski wciąż nie popłynęły.
Mimo że władze przekonują, że przyjęta nowela wypełnia warunki postawione przez KE, to wiele osób, w tym polityków opozycji i osób ze środowiska sędziowskiego, ma wątpliwości. KE wyjaśniła, że "Polska musi wykazać, że te kamienie milowe zostały osiągnięte przed dokonaniem jakichkolwiek wypłat w ramach Funduszu Odbudowy".
Źródło: TVN24