To są standardy z Turcji, z Białorusi, które w dzisiejszych czasach, jak się okazuje, są bliskie niektórym politykom - mówił w "Faktach po Faktach" sędzia Igor Tuleya, który komentował wniosek Prokuratury Krajowej. Ta chce uchylenia mu immunitetu za umożliwienie mediom udziału w posiedzeniu, podczas którego Tuleya uchylił decyzję prokuratury o umorzeniu śledztwa w sprawie głosowania w Sali Kolumnowej Sejmu w grudniu 2016 roku. Według Tulei zarzut jest "kuriozalny".
Prokuratura Krajowa chce uchylenia immunitetu sędziemu Igorowi Tulei z Sądu Okręgowego w Warszawie. Wniosek dotyczy "niedopełnienia przez sędziego obowiązków służbowych, przekroczenia uprawnień i bezprawnego rozpowszechniania informacji z postępowania przygotowawczego".
Według delegowanego do prokuratury prokuratora Dariusza Ziomka, który podpisał się pod wnioskiem, sędzia Tuleya "zezwolił przedstawicielom środków masowego przekazu na utrwalanie obrazu i dźwięku podczas posiedzenia Sądu Okręgowego w Warszawie (...) oraz ogłoszenia postanowienia w tej sprawie i jego ustnych motywów".
Zarejestrowane przez telewizyjnych dziennikarzy posiedzenie i wypowiedzi sędziego Tulei zostały nagłośnione w mediach.
"Za czynienie dobra się nie wsadza"
- Takich wniosków jest dużo i podejrzewam, że będzie jeszcze więcej - skomentował w czwartek w "Faktach po Faktach" Igor Tuleya. -Wniosek jest datowany na 14 lutego. Miły gest walentynkowy ze strony Prokuratury Krajowej - dodał.
Sędzia powiedział, że nie zna uzasadnienia wniosku, a jedynie sam zarzut. - Nie wiem, czy ten wniosek zawiera w ogóle uzasadnienie - powiedział. - Na pewno nie czyniłem dobra, bo za czynienie dobra się nie wsadza - dodał, cytując byłego wiceministra sprawiedliwości Łukasza Piebiaka, który zrezygnował z funkcji po doniesieniach medialnych, według których miał on brać udział w akcji szkalującej innych sędziów. Sam Piebiak zaprzeczył, jakoby miał z tym związek.
- Musiałem zrobić coś złego. Z treści zarzutu wynika, że miałem na tym posiedzeniu ujawnić informacje z postępowania przygotowawczego. Ujawnienie tych informacji było działaniem na szkodę interesu publicznego - mówił dalej Tuleya.
Według niego zarzut jest "dość kuriozalny". - Nic nadzwyczajnego na tym posiedzeniu się nie wydarzyło. Nic, o czym byśmy wcześniej nie wiedzieli. To, co się działo w Sali Kolumnowej pamiętnej grudniowej nocy, mieliśmy możliwość obserwowania dzięki niezależnym mediom - przypomniał.
Sędzia otworzył posiedzenie dla mediów. Tuleya: wydaje się, że jest to zgodne z filozofią obecnie rządzących
W grudniu 2017 roku skład Sądu Okręgowego w Warszawie, któremu przewodniczył sędzia Tuleya, otrzymał do rozpoznania zażalenie na umorzenie śledztwa z grudnia 2016 roku w sprawie przegłosowania przez Prawo i Sprawiedliwość budżetu na 2017 roku w Sali Kolumnowej Sejmu. Ówczesny marszałek Izby Marek Kuchciński przeniósł obrady, ponieważ w sali plenarnej trwał wtedy protest opozycji przeciwko wykluczeniu z obrad posła Platformy Obywatelskiej Michała Szczerby i planowanemu ograniczeniu praw dziennikarzy w Sejmie.
Po głosowaniu w Sali Kolumnowej posłowie opozycji złożyli zawiadomienie do prokuratury. Pisali w nim, że ograniczono im możliwość wzięcia udziału w obradach, a podczas głosowań miało nie być kworum. Z tego powodu - jak twierdzili - budżet mógł być uchwalony niezgodnie z prawem.
Śledczy nie dopatrzyli się żadnych uchybień, sprawa została umorzona. Sędzia Tuleya, rozpoznając zażalenie, uchylił decyzję prokuratury i nakazał ponowne śledztwo. Pozwolił dodatkowo nagrywać mediom ustne uzasadnienie orzeczenia.
- Posiedzenia sądu są niejawne, ale sąd może postanowić, że takie posiedzenie będzie jawne. Sąd również może dopuścić do udziału w posiedzeniu media. Wydaje się, że jest to również zgodne z filozofią obecnie rządzących, gdzie wszystko miało być transparentne - zauważył sędzia Tuleya. Jak wszystko miało być transparentne, to zrobiliśmy posiedzenie sądu w dosyć istotnej kwestii w sposób transparentny - dodał.
"Sędziowie się nie ugną"
Sędzia pytany, czy podczas ogłaszania decyzji, w 2017 roku, obecny był prokurator, odpowiedział twierdząco. - Była to pani prokurator, która prowadziła całe postępowanie przygotowawcze. W takiej kwestii, jak udział mediów, poprosiłem strony, aby zajęły stanowisko. Prokurator nie miał nic przeciwko temu - powiedział. - Zostało to odnotowane w protokole posiedzenia, który jest dostępny - dodał.
- Prokurator sam nie widział żadnych podstaw, aby nie odbywało się ono w sposób publiczny - podsumował.
Jak mówił, "upłynęło tyle czasu, że prokurator, który mógł być te dwa, trzy lata temu obecny na tym posiedzeniu mógł się rozmyślić, uznać, że jednak nie było to właściwe". - Oczywiście żartuję. Myślę, że nie chodzi o to, o czym mówiliśmy na tym posiedzeniu. Chodzi o ukaranie sędziego za orzeczenie. To są standardy z Turcji, z Białorusi, które w dzisiejszych czasach, jak się okazuje, są bliskie niektórym politykom - skomentował.
Dopytywany, czy działania prokuratury mają być swoistym ostrzeżeniem dla innych sędziów, Tuleya odpowiedział, że "zapewne chodzi o to, żeby pokazać sędziom, że nie należy wydawać wyroków, które z jakiegoś powodu mogą się nie spodobać rządzącym".
- Zapewniam wszystkich obywateli, że sędziowie się nie ugną. Będą orzekali zgodnie z przepisami prawa, zgodnie z konstytucją, zgodnie z własnym sumieniem. Nie dadzą się zastraszyć - oświadczył.
Jaka kara może teraz grozić sędziemu? - Dobrze, że zlikwidowano jakiś czas temu karę śmierci - odparł Tuleya. - Z tego, co pamiętam, za te zarzuty grozi kara do trzech lat pozbawienia wolności. Jestem osobą póki co niekaraną, więc po odbyciu połowy kary mogę się ubiegać o warunkowe przedterminowe zwolnienie - dodał.
Tuleya: nie mam zamiaru unikać odpowiedzialności
Wniosek Prokuratury Krajowej ma rozpoznać 20 marca nieuznawana przez Sąd Najwyższy Izba Dyscyplinarna.
Gość "Faktów po Faktach" dopytywany, czy uznaje Izbę Dyscyplinarną jako sąd, odparł, że "nie ma takiego sądu". - Izba Dyscyplinarna nie jest sądem, nie uznaję Izby Dyscyplinarnej, nie mam zamiaru się tam pokazać - powiedział. - Jeśli się stawię, to przed budynkiem Sądu Najwyższego. Izba Dyscyplinarna nie jest sądem - powtórzył.
- Czy stawi się mój pełnomocnik? Muszę z nim o tym porozmawiać, ale uważam, że również nie powinien się stawiać - podkreślił.
Odpowiadając na pytanie o uchylenie mu immunitetu, Tuleya przypomniał, że "immunitet przydaje się nie tylko w przypadkach pijanego sędziego czy tego, który ukradł kiełbasę, spodnie". Nawiązał w ten sposób do wypowiedzi rządzących, które na takie właśnie przypadki się powołują. - Immunitet jest tarczą sędziego, który rozstrzygając w ważnych sprawach, gdzie orzeczenie może się nie spodobać politykom, może być narażony na szykany - tłumaczył.
- Jestem tego naocznym przykładem. W sytuacji, gdy wydałem orzeczenie, które nie jest aprobowane przez polityków rządzących, próbuje się mnie ukarać - powiedział. - Nie mam zamiaru unikać odpowiedzialności. Jeśli naruszyłem prawo, to chętnie zgodzę się z karą, którą orzeknie sąd powszechny. Zapewniam, że żadne przepisy nie zostały naruszone - zaznaczył.
- Immunitet ma zapewnić gwarancję niezawisłości sędziego w sprawach i sytuacjach nietypowych - podsumował.
"To, co sędziowie mówią o obronie niezależności, to nie są puste słowa"
Co dalej? - Póki co robię to, co należy do moich obowiązków, dzisiaj miałem kilka spraw na wokandzie. Do 20 marca będę normalnie wychodził na salę. Z uchyleniem immunitetu zapewne będzie się wiązało odsunięcie mnie od obowiązków. Będę starał się pokończyć jak najwięcej spraw - opowiadał sędzia.
- Mogę być tylko dumny, tak jak obywatele, którzy stawali w obronie sądów i ponoszą konsekwencje. Najwyższy czas, żeby sędziowie, tak jak zwykli obywatele, ponosili konsekwencje tego, co się dzieje wokół wymiaru sprawiedliwości - dodał.
-To, co sędziowie mówią o obronie niezawisłości i niezależności, to nie są puste słowa. Jesteśmy w stanie ponosić za to konsekwencje - podkreślił.
Śledztwo umorzone. Jakie były argumenty śledczych?
Postępowanie prokuratury prowadzone było od 19 grudnia 2016 roku. Dotyczyło przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków służbowych oraz działania na szkodę interesu publicznego przez funkcjonariuszy publicznych. Zawiadomienie w tej sprawie złożyły między innymi Platforma Obywatelska i Nowoczesna.
Śledczy umorzyli postępowanie w sierpniu 2017 roku. Z ustaleń prokuratorów wynikało, że przeniesienie obrad "było konieczne do zapewnienia sprawnej pracy Sejmu, a przedstawiciele wszystkich sejmowych stronnictw i niezrzeszeni mieli pełną swobodę udziału w tych obradach".
Prokuratura oceniła, że we wszystkich przeprowadzonych w Sali Kolumnowej głosowaniach, w tym nad ustawą budżetową, "brała udział wystarczająca do podjęcia decyzji liczba posłów – od 236 do 237, a więc zostało zapewnione tzw. kworum".
Z uzasadnienia decyzji o umorzeniu wynikało też, że zdaniem prokuratorów uprawnione było wykluczenie z obrad posła PO Michała Szczerby, a marszałek Sejmu "działał w tym przypadku zgodnie z regulaminem". Zwrócono uwagę, że podczas obrad "liczni posłowie, pod pretekstem zgłaszania wniosków formalnych i zadawania pytań, wygłaszali oświadczenia niezwiązane z omawianym tematem, czym prowokowali okrzyki z Sali i zakłócali pracę Sejmu".
Odnosząc się do samego przeniesienia obrad, prokuratura stwierdziła, że marszałek nie miał możliwości prowadzenia ich na sali plenarnej z uwagi na blokadę sejmowej mównicy i fotela marszałka przez około stu posłów PO, Nowoczesnej i PSL. Wskazano, że to "naruszało przepisy ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora oraz regulamin Sejmu".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24