Myśliwy wytoczył prywatną wojnę kłusownikom grasującym na terenie Glinki i Soblówki (woj. śląskie). Tropi ich, pokazuje ofiary, co więcej i podejrzewa, że kłusują jego koledzy.
Według pana Franciszka „kłusowniczy przemysł” funkcjonuje na Śląsku od lat. Na dowód swoich słów pokazuje zdjęcia, które są świadectwem brutalnych przestępstw. A kłusują myśliwi i miejscowi. Kłusownictwo myśliwych polega na machlojkach przy wpisach w książce polowań, określeniu wagi i wieku ubitej zwierzyny. Jest więc niemożliwe do udowodnienia, zwłaszcza jeżeli nikt nie jest zainteresowany demaskowaniem tego procederu. A zdaniem pana Franciszka nie jest. - Nikt nie reaguje. I ja tak dalej nie mogę – ubolewa.
Bezkarni czują się także miejscowi, którzy kłusują na sarny i jelenie za pomocą wnyków. Tym bardziej, że zimą, w zasypanych śniegiem lasach są górą, bo strażnicy łowieccy w ogóle nie zapuszczają się w te rejony, a policja ogranicza się do przyjmowania kolejnych zgłoszeń o barbarzyńskich polowaniach.
Źródło: TVN24, PAP