Inflacja dokucza nam wszystkim, a rząd dzisiaj próbując gasić inflację, dolewa oliwy do ognia - powiedziała ekonomistka Aneta Zelek, komentując zapowiedzianą przez rząd podwyżkę płacy minimalnej. - To nie tyle założenia przyszłorocznego budżetu, co taka niestrawna, niesmaczna kiełbasa wyborcza - oceniła.
Minimalne wynagrodzenie w 2024 roku ma od stycznia wzrosnąć do poziomu 4242 złotych brutto, a od lipca ma wynieść 4300 złotych. Taka rządowa propozycja według zapowiedzi przedstawionych we wtorek przez premiera Mateusza Morawieckiego i minister rodziny Marlenę Maląg trafi do konsultacji społecznych.
Ekonomistka: to nie tyle założenia budżetu, co taka niestrawna, niesmaczna kiełbasa wyborcza
Aneta Zelek, ekonomistka i profesor Zachodniopomorskiej Szkoły Biznesu w Szczecinie, komentowała zapowiedź rządu. - To nie tyle założenia przyszłorocznego budżetu, co taka niestrawna, niesmaczna kiełbasa wyborcza - oceniła.
- Jesteśmy w roku wyborczym i możemy się spodziewać ze rząd jak łaskawy pan obdaruje nas w tym roku jeszcze przeróżnymi transferami i zapewni nas przynajmniej mentalnie, że żyjemy w kraju dobrobytu i o takim kraju marzymy - mówiła ekspertka.
- Niestety, dla koniunktury gospodarczej w Polsce, w takim kontekście makroekonomicznym to nie jest dobra wieść. To jest dobra wieść dla tych, którzy zarabiają dzisiaj minimalną płacę i oczekują podwyżek - zaznaczyła Zelek.
- W skali makro musimy powiedzieć to wyraźnie, to kolejny czynnik proinflacyjny, który oddali nas od dążenia do naszego celu inflacyjnego. Inflacja dokucza nam wszystkim, a rząd dzisiaj próbując gasić inflację, dolewa oliwy do ognia - powiedziała.
Dodała, że "ważny kontekst to też koszty pracy z punktu widzenia przedsiębiorców, pracodawców". - Firmy nie są przygotowane na to, żeby ponieść taki kolejny wysiłek kosztowy - dodała ekspertka w rozmowie z TVN24.
Źródło: TVN24