- Marek Falenta za pieniądze zlecał nagrywanie rozmów w restauracjach, które mogły być mu przydatne w działaniach biznesowych - mówił w śledztwie kelner Łukasz N., oskarżony w aferze podsłuchowej. Zarzuty odpiera adwokat biznesmena mówiąc, że Falenta "nie zlecał dokonywania nagrań; mając o nich wiedzę sam zawiadomił służby o rozmowach polityków w restauracjach".
Osoby na ławie oskarżonych to czubek góry lodowej, bo mogło tu dojść do operacji specjalnej delegatury CBA Roman Giertych
W piątek Sąd Okręgowy w Warszawie zaczął proces w sprawie, w której oskarżeni są biznesmen Marek Falenta, jego współpracownik Krzysztof Rybka oraz dwaj kelnerzy z warszawskich restauracji Konrad Lassota i Łukasz N. (jako jedyny podsądny nie zgadza się na podawanie swego nazwiska w mediach). Wszystkim grozi do 2 lat więzienia.
Łukasz N. w trakcie przesłuchania oświadczył, że przyznaje się do zarzuconego mu czynu i podtrzymuje wyjaśnienia złożone w śledztwie - przed sądem nie chciał ich składać.
Wobec odmowy N. składania wyjaśnień, sąd zaczął odtwarzać zapis wideo jego wyjaśnień ze śledztwa. Potem - na wniosek pełnomocnika oskarżycieli posiłkowych mec. Romana Giertycha - sąd zmodyfikował tę decyzję, nakazując odczytanie wyjaśnień przez prok. Annę Hopfer.
"Deal za miliard złotych"
Składając wyjaśnienia bez udziału obrońcy (na co N. się zgodził), mówił on w śledztwie, iż w restauracji "Sowa i przyjaciele" Falenta powiedział mu latem 2013 r., że skoro spotykają się w niej biznesmeni, to on chciałby informacji o tych spotkaniach - "by trafić na deal za miliard zł", np. po informacji o kursach akcji.
- Narodził się pomysł, by nagrywać rozmowy, które mogą być mu przydatne - mówił N. Dodał że Falenta mówił mu, że "on zarobi duże pieniądze, a ja dostanę nagrodę". N. zeznał, że dostał początkowo od Falenty 20 tys. złotych. Otrzymał też od niego pendrive do zgrywania nagranych rozmów. N. współdziałał z Konradem Lassotą.
Znajomości w PiS?
Według N., Falenta powoływał się na znajomości w PiS i obiecywał mu korzyści po zmianie władzy.
Zdaniem N. Falenta miał twierdzić, że "jest blisko z polską prawicą, z PiS i że może łatwo zorganizować spotkanie z Jarosławem Kaczyńskim i jak się zmieni władza, to mógłby dostać nawet jakąś tekę, z tymi informacjami, które ma".
Falenta doradzał też N. akcje których firm kupować, co N. uczynił. Mówił mu, że gdy jego firmy będą wchodziły na giełdę, to on będzie "dawał znać, kiedy je kupić". Potem N. uznał, że "może nam się stać krzywda, bo komuś możemy przeszkadzać".
Wcześniej mec. Roman Giertych, pełnomocnik pokrzywdzonych w śledztwie b. szefa MSZ Radosława Sikorskiego i b. ministra finansów Jacka Rostowskiego, oświadczył, że będzie chciał rozszerzenia postępowania dowodowego, by ustalić prawdziwy motyw przestępstwa. - Osoby na ławie oskarżonych to czubek góry lodowej, bo mogło tu dojść do operacji specjalnej delegatury CBA - dodał.
Sam Falenta zdecydowanie zaprzeczył tym oskarżeniom. Na pytanie, czy rzeczywiście miał kontakty z politykami PiS oraz "byłby w stanie ustawić spotkanie z Jarosławem Kaczyńskim" odpowiedział, że to "kompletna bzdura". - Nigdy nie spotkałem się z panem Kaczyńskim, ani praktycznie z żadnym wpływowym politykiem PiS - dodał.
Kelner przyznał się do zarzutów
N. w śledztwie przyznał, że to on dokonał wielu nagrań rozmów polityków i biznesmenów w restauracji "Sowa i przyjaciele" - za co w sumie dostał od Falenty 80 tys. zł.
N. wymieniał w śledztwie osoby, które nagrał, wskazywał, że części nagrań dokonał Konrad Lassota w restauracji Amber Room w Pałacu Sobańskich. - Nagrałem ok. 50 rozmów - mówił N. w śledztwie. Wyjaśniał wtedy, że początkowo Falenta miał na myśli zdobycie dzięki nim informacji biznesowych i gospodarczych, a potem już wszystkich, które "mogłyby się przydać", bo "można nimi pohandlować ze służbami". N. przyznał, że były także nagrania z "kwestiami obyczajowymi" - m.in. przychodził pewien polityk PO z koleżanką, a w restauracji bywały również prostytutki. Pytany w śledztwie, czy planowano szantaż wobec nagranych osób, N. powiedział: - Padło takie stwierdzenie Falenty, ale ja odparłem aby tego nie robić. Dodał, że Falenta wspominał mu o ewentualności szantażowania Jana Kulczyka. - Nie wiem czy to zrealizował - zeznał N. Mówił on, że dostał w sumie od Falenty i Krzysztofa Rybki kilkanaście pendrivów, w tym takie z funkcjami nagrywania. Wszystkie wraz z laptopem, na który "zrzucał" nagrania, N. wyrzucił do Wisły, gdy w 2014 r. wybuchła afera z nagraniami. Dodał, że nagrania przekazywał Falencie w różnych miejscach, w tym w jego domu w Konstancinie pod Warszawą.
- Nagrania Sienkiewicza z Belką są moje; Sikorskiego z Rostowskim - Konrada w "Amber Room" - zeznał N. Zapewniał, że nagrania nie były przez niego przycinane. Zarazem dodał, że nie wie, co z nimi robił Falenta.
Adwokat Falenty odpiera zarzuty
Pytany w przerwie rozprawy obrońca Falenty podkreślił, że były kelner - którego nazywa on "głównym oskarżonym" - odmówił składania wyjaśnień przed sądem; nie można też zadawać mu pytań. - Dlatego nie będzie teraz możliwe szczegółowe zweryfikowanie jego słów. Dopiero w dalszym ciągu procesu będzie można zweryfikować, czy ktoś wpływał na jego wyjaśnienia, czy nie był inspirowany. Wiemy, że drugi kelner był inspirowany i wiemy, że brat Łukasza N. jest osobą wysoko postawioną w strukturach policji" - mówił mec. Małecki. Powtórzył, że według obrony Falenta nie zlecał podsłuchiwania rozmów w restauracjach, a jedynie zawiadomił służby - z którymi miał kontakty z racji swej działalności biznesowej - o rozmowach prowadzonych w restauracjach. - Byłoby nielogiczne, gdyby donosił sam na siebie - dodał adwokat.
Afera ze Składami Węgla
- Wszystko szło dobrze, dopóki nie wybuchła afera ze Składami Węgla, gdy wkroczył tam CBŚ. Wtedy ja się rozstałem z panem Falentą po tym, jak przekazałem Falencie nagranie ze spotkania Elżbiety Bieńkowskiej z Pawłem Wojtunikiem. To były czysto obyczajowe sprawy - mówił w śledztwie N. Dodał, że po wejściu CBŚ do Składów Węgla Marek Falenta zastanawiał się, jak "odblokować" firmę. Według niego Rosjan, którzy czekali na pieniądze od Falenty za węgiel, nie interesowały problemy biznesmena.
N. wyznał, że Falenta tłumaczył, iż problem z firmą Składy Węgla (która sprowadzała ze Wschodu do Polski węgiel po konkurencyjnych cenach) polega na tym, że po wejściu CBŚ do firmy i zatrzymaniu jej kierownictwa, musiał za jedną dyrektorkę zapłacić pół miliona zł kaucji.
- Falenta zastanawiał się, co zrobić, bo jest problem. Mówił: najlepiej byłoby, żeby odpalić Sienkiewicza. Mówił, że zbiera ekipę mecenasów z Bydgoszczy i że wybiera się na negocjacje z Rosjanami. Rosjanie mówili, że ich nie obchodzi jego problem, ma zapłacić i odebrać węgiel. Zastanawiał się, do kogo pójść, żeby odblokować Składy Węgla. Dodawał, żebym i ja się zastanowił, kto byłby odpowiednią osobą, bo słuchałem wielu osób - mówił w śledztwie N.
Jak dodał N., ówczesny wiceminister skarbu Rafał Baniak mówił na jednym z nagranych spotkań, że to on z MSW będzie koordynował powstanie państwowych składów węgla. - Pisałem o tym na komunikatorze internetowym z Falentą, który miał do Baniaka napisać SMS: dobra, wygraliście. Złóżcie ofertę. Baniak nie odpowiedział - mówił N.
Gdy media nagłośniły sprawę, ówczesny prezes PKN Orlen Jacek Krawiec miał napisać do N., że wiadomo, iż jest dużo nagrań. - Napisałem do Falenty: coś ty narobił? (Sławomir - red) Nowak napisał mi, że jest skończony i jest przerażony. Falenta mówił, żebym wyczyścił komputery i żebyśmy przestali się kontaktować i że to nieprawda, że jestem skończony - mówił w śledztwie N.
Afera podsłuchowa
Proces dotyczy podsłuchiwania od lipca 2013 r. do czerwca 2014 r. osób z kręgów polityki, biznesu oraz funkcjonariuszy publicznych. Nagrano m.in. ówczesnych szefów MSW - Bartłomieja Sienkiewicza, MSZ - Radosława Sikorskiego, infrastruktury - Elżbietę Bieńkowską, prezesa NBP Marka Belkę, prezesa NIK Krzysztofa Kwiatkowskiego, szefa CBA Pawła Wojtunika. W sumie, podczas 66 nielegalnie nagranych spotkań, utrwalono rozmowy ponad stu osób; prokuraturze udało się ustalić tożsamość 97. Akt oskarżenia wysłała we wrześniu 2015 r. Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga. Według niej motywy działania oskarżonych miały charakter biznesowo-finansowy. Media twierdzą, że nagrania miały być zemstą Falenty za śledztwo w sprawie firmy Składy Węgla, w której miał udziały, a także próbą zdobycia ważnych informacji dla działalności gospodarczej. Falenta twierdzi, że jest niewinny i liczy na uniewinnienie. Według prokuratury miał on zlecić wykonanie nagrań dwóm pracownikom restauracji - Łukaszowi N. i Konradowi L. Wszyscy odpowiadają z wolnej stopy. N. jest chroniony przez policję. Akt oskarżenia obejmuje 81 zarzutów. 66 z nich dotyczy nielegalnego nagrywania gości dwóch warszawskich restauracji Sowa i Przyjaciele (38 zarzutów) oraz Amber Room (28 zarzutów). Oskarżycielami posiłkowymi w tym procesie są m.in. Sienkiewicz, Sikorski, b. minister finansów Jan Rostowski, a także Lech Wałęsa i Aleksander Kwaśniewski. Żaden z nich osobiście nie uczestniczy w rozprawie.
Autor: jaz\mtom / Źródło: PAP, TVN24