Chłopiec urodził się 18 czerwca, zmarł 22 lipca. Po sekcji zwłok prokuratura poinformowała, że przyczyną jego śmierci był rozległy uraz czaszkowo-mózgowy. Jego ojciec jest podejrzany o zabójstwo, matka - o udzielenie pomocy. Oboje usłyszeli też zarzut znęcania się nad synem ze szczególnym okrucieństwem. Sąd zdecydował o tymczasowym, trzymiesięcznym areszcie dla nich.
Sprawę śmierci miesięcznego Wiktora z Rudy Śląskiej przejęła Prokuratura Okręgowa w Gliwicach. Dzisiaj jego rodzice usłyszeli zarzuty.
- Matce małoletniego Wiktora przedstawiono dwa zarzuty: pierwszy dotyczy znęcania się ze szczególnym okrucieństwem nad małoletnim dzieckiem. Drugi natomiast udzielania pomocy do zabójstwa małoletniego dziecka – powiedziała na piątkowej konferencji Karina Spruś z Prokuratury Okręgowej w Gliwicach.
- Ojcu przedstawiono dwa zarzuty. Pierwszy zarzut jest zarzutem łącznym: znęcania się ze szczególnym okrucieństwem nad małoletnim dzieckiem i spowodowania u niego urazu czaszkowo-mózgowego, którego skutkiem była śmierć małoletniego dziecka - powiedziała. W rozmowie z tvn24.pl prokurator uściśliła, że "chodzi o artykuł 148 paragraf 1 Kodeksu karnego, czyli zarzut zabójstwa". - Co do kobiety, jej przestępstwa polegały na zaniechaniu, braku reakcji na to, co robił dziecku jej mąż, nieudzieleniu pomocy dziecku - dodała.
Na ojcu ciąży również zarzut spowodowania urazu u starszej córki małżeństwa - 14-miesięcznej Wiktorii. Do złamania trzech żeber u dziewczynki doszło w zeszłym roku. Sprawę wtedy umorzyła Prokuratura Rejonowa w Rudzie Śląskiej, ale na wniosek sądu została ona wznowiona na początku lipca, przed śmiercią Wiktora.
Rodzicom grozi dożywocie. - Nie przyznają się do zarzucanych czynów. Przedstawili swoją wersję w obszernych wyjaśnieniach. Będziemy je weryfikować i na tym etapie nie możemy ich ujawniać - powiedziała Spruś.
Prokuratura tego dnia wystąpiła do sądu o tymczasowe aresztowanie obojga rodziców. Sąd Rejonowy w Gliwicach przychylił się do tej prośby i zdecydował o tymczasowym areszcie na trzy miesiące dla rodziców Wiktora.
Przyczyna: uraz czaszkowo-mózgowy
Chłopiec zmarł 22 lipca. W czwartek po tomografii komputerowej została wykonana sekcja. Biegli wskazali wstępnie przyczynę śmierci. - Był to doznany rozległy uraz czaszkowo-mózgowy. Ten uraz był wynikiem działania osoby trzeciej, najprawdopodobniej jednego z rodziców. Biegły wskazał, że przy tego typu rozległych krwiakach i złamaniu kości czaszki nie ma mowy o tym, aby doszło do przypadkowego powstania takiego urazu i przy tak małym dziecku. Nie ma mowy, aby on na skutek własnego działania przewrócił się i doznał urazu - mówiła w piątek na przedpołudniowym briefingu Joanna Smorczewska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Gliwicach.
Prokurator dodała, że uraz musi być zadany z bardzo dużą siłą, by doszło do złamania czaszki.
U Wiktora lekarze i biegli ujawnili także inne urazy - złamania kości, także zrośnięte. Biegli będą oceniać, jak do nich doszło, biorąc pod uwagę wiek dziecka, który ma wpływ na szybkość gojenia się ran.
Nikt nie widział śladów przemocy
Prokuratura przesłuchała pracowników instytucji, którzy nadzorowali rodzinę. 30-letni ojciec Wiktora i 29-letnia matka od grudnia zeszłego roku byli pod opieką Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Rudzie Śląskiej.
Wiktor urodził się 18 czerwca, pięć dni później wrócił z mamą do domu. Jak mówiła nam wczoraj rzeczniczka tego ośrodka Monika Szczepańczyk, odtąd w domu chłopca cztery razy był asystent rodzinny, widział niemowlę także w trakcie przewijania. Jego wizyty były zawsze zapowiedziane.
Według informacji Szczepańczyk, w tym czasie byli tam także pracownik socjalny, kuratorka sądowa, dwa razy położna środowiskowa.
- Ani asystent, ani pracownik socjalny, ani kurator, ani też położna, która się w tym domu pojawiała, nikt nie zauważył żadnych śladów przemocy - mówi rzeczniczka MOPS.
- Żadna z tych osób, przesłuchana w toku czynności, nie wskazała żadnych niepokojących informacji. Dziecko było prawidłowo odżywione, na pozór można było uznać, że było zadbane - powiedziała dzisiaj Joanna Smorczewska z gliwickiej prokuratury.
Jak informował wczoraj Arkadiusz Ciozak, rzecznik policji w Rudzie Śląskiej, 30-letni ojciec dzieci objęty był procedurą Niebieskiej Karty. Ale nie dotyczyła ona jego dzieci i żony, została rozpoczęta z wniosku matki mężczyzny i po dwóch miesiącach zakończona. 30-latek karany był za przestępstwa narkotykowe. Gdy w zeszłym roku odbywał karę pozbawienia wolności, Wiktoria trafiła do rodziny zastępczej. Szczepańczyk w rozmowie z nami wyjaśniała, że matka sama poprosiła ich o przejęcie opieki nad córką. - Jest niepełnosprawna fizycznie, ma problemy z poruszaniem i nie radziła sobie sama - wyjaśniła rzeczniczka MOPS.
"Miało liczne złamania i obrażenia głowy"
Tragedia rozegrała się w środę po południu. Według ustaleń policji, 30-latek był w domu sam z Wiktorem, a 29-latka wyszła z Wiktorią do sklepu. Po kilkudziesięciu minutach mężczyzna miał do niej zadzwonić, że chłopiec nie oddycha. Kobieta zaraz wróciła do domu, wzywając po drodze karetkę.
O 15.20 śmigłowiec medyczny przetransportował niemowlę do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. Stan dziecka wykluczał operację.
- Do nas trafiło w bardzo ciężkim stanie z zatrzymaniem akcji serca. Wdrożono czynności resuscytacyjne, które umożliwiły powrót spontanicznego krążenia. Po około 40 minutach reanimacji dziecko zostało przekazane na oddział intensywnej terapii naszego szpitala. Tam, po wykonaniu niezbędnej diagnostyki, ujawniono obrażenia mogące świadczyć o tym, że było ono maltretowane. Miało liczne złamania oraz obrażenia głowy. Niestety, pomimo usilnych starań lekarz z oddziału intensywnej terapii po kilku godzinach dziecko zmarło - powiedział na czwartkowej konferencji prasowej Andrzej Bulandra, chirurg dziecięcy, koordynator Centrum Urazowego dla Dzieci w Katowicach.
Szpital powiadomił policję, która zatrzymała rodziców chłopca.
Wiktoria również została przebadana przez lekarzy, ale ci nie stwierdzili śladów obrażeń. Dziewczynka została umieszczona w pogotowiu rodzinnym.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24