16 sekund - tyle brakowało na pierwszym nagraniu rozmów z rozbitego TU-154, które rosyjscy śledczy przekazali Polakom - podaje radio RMF FM. Według niego, to właśnie po brakujący fragment poleciał szef MSWiA Jerzy Miller, gdy w ubiegłym tygodniu udał się do Moskwy.
Według radia, nagrania przekazane Polsce przez Rosjan nie pokrywały się z przekazanym i opublikowanym stenogramem. Okazało się bowiem, że zapisów w stenogramie jest więcej niż czasu na przekazanej płycie. Okazało się, że brakuje dokładnie 16 sekund.
Taśmy montowane?
Według dziennikarzy radia, polscy śledczy zaczęli podejrzewać, że przekazane taśmy były montowane, a przekazane nagranie nie była wierną kopią. W związku z tym szef MSWiA Jerzy Miller pojechał do Moskwy jeszcze raz (po raz pierwszy był tam 31 maja -red.) i ponownie skopiował taśmy - tym razem już cały zapis, łącznie z brakującymi 16 sekundami.
Co przywiózł Miller
Miller poleciał do Rosji 10 czerwca. Jego wizyta owiana była tajemnicą. Po powrocie szef MSWiA tłumaczył, że przywiózł kopię zapisu taśmy, który polska strona miała już wcześniej, ale nie mogła odczytać. -Podzieliliśmy się kłopotem ws. odczytów jednej z taśm, które przywieźliśmy. W związku z tym dostaliśmy prawo kolejnego skopiowania, żebyśmy tego kłopotu nie mieli i w trochę jeszcze lepszych nastrojach co do dalszego pozyskiwania dokumentów, wróciliśmy do Warszawy - mówił wówczas Miller.
Jak działa czarna skrzynka?
"Czarna skrzynka" w prezydenckim TU-154 to zwykła taśma analogowa - zapisuje z reguły 30 ostatnich minut lotu i jeżeli się kończy to kasuje początek i zapisuje dane od nowa. W tym przypadku była inna cieńsza taśma, której więcej nawinęło się na szpulę i zarejestrowano aż 38 minut.
W katastrofie samolotu 10 kwietnia zginął prezydent Lech Kaczyński i 95 innych osób.
Źródło: RMF FM
Źródło zdjęcia głównego: TVN24