Pan Maciej przez kilka miesięcy pracował, namawiając starsze osoby do kupna drogich i najczęściej bezwartościowych towarów. Mężczyzna postanowił ujawnić, na jakich zasadach opiera się ten telemarketingowy biznes. Jego opowieści i szokujące nagrania, na których słychać, jakiego szantażu i manipulacji dopuszczają się telefoniczni sprzedawcy, to efekt dziennikarskiego śledztwa Tomasza Patory z "Uwagi" TVN.
- Ci ludzie nie mieli żadnych zahamowań. Żeby tam pracować, trzeba było sumienie, jakąkolwiek moralność, uczciwość czy godność schować do kieszeni, a najlepiej w ogóle wyrzucić - mówi były telemarketer Maciej Rabenda.
"Przez ostatnie miesiące pracowałem w piekle, a co gorsza byłem jednym z diabłów. Każdego dnia brałem udział w oszustwie na wielką skalę. Dlatego, gdy tylko byłem gotowy, to uciekłem z tego piekła. Póki co, moje maile do dziennikarzy i wpływowych ludzi pozostawały bez odpowiedzi. Liczę, że tym razem będzie inaczej" - list tej treści przyszedł do redakcji "Uwagi" TVN dwa miesiące temu.
Nadawcą był 25-letni Maciej, twórca internetowy, który od kilku lat prowadzi w sieci kanał dla dzieci i młodzieży poświęcony filmom animowanym. By realizować swoją pasję, kilka miesięcy temu 25-latek szukał dodatkowej pracy. W ten sposób trafił do firmy zajmującej się telefoniczną sprzedażą.
"Starszy specjalista ds. odchudzania"
- Na początku zostałem zaproszony na szkolenie, które odbywało się w formie online. Dostaliśmy skrypty rozmów. Jak zacząłem je czytać, to byłem w szoku. Skrypt zaczynał się od zdania: "Dzień dobry, nazywam się Jan Kowalski - starszy specjalista do spraw odchudzania albo ekspert do spraw zwalczania bólu". Zadawałem wiele pytań, między innymi jak mogę się tak przedstawiać, skoro nie jestem specjalistą? I okazywało się, że to nieistotne, że od teraz nim jestem - opowiada Maciej Rabenda.
Podstawą do pracy telesprzedawców firmy były tak zwane skrypty, czyli wzory prowadzenia rozmów. Posługując się skryptami, trzeba było za wszelką cenę sprzedać klientom, głównie starszym, rzekome remedium na trapiące ich problemy: plastry oraz kapsułki na ból, a także plastry na szybką utratę nadwagi.
- Mieliśmy na przykład zestaw pytań: "Czy bolą panią/pana stawy?", "Przy jakich czynnościach pojawia się ból?", "Jaki to jest ból, czy jest szarpany?". Wszystko po to, by ta osoba uświadomiła sobie, jak bardzo ją to boli - tłumaczy Maciej.
Gdy kupiliśmy oferowane przez firmę plastry, okazało się, że skład produktów na zwalczanie bólu i na odchudzanie jest identyczny. - Te substancje działają tylko i wyłącznie po przyjęciu doustnym. Nie jest możliwe, żeby te substancje działały przez skórę. Tego typu środki nie służą odchudzaniu, jeżeli są stosowane przez skórę - przekonuje prof. n med. Krzysztof J. Filipiak, farmakolog kliniczny, kardiolog i internista.
Telesprzedawcy dzwonili do klientów także po zakupie. Zajmował się tym odrębny dział firmy nazywany "reaktywacją", który bazował na znanej psychologom zasadzie zaangażowania. - Na dzień dobry padało "Pani Janino, jak tam odchudzanie?". W odpowiedzi padało, że nic się nie dzieje, że nie działa. Wtedy konsultant mówił: "Pani Janino, widzi pani, że potrzebne są jeszcze kapsułki". Że z kapsułkami efekt będzie taki, że stanie się to jeszcze szybciej i lepiej - przywołuje Maciej.
"Szatańska loża VIP"
- To, co się działo w zespole, w którym byłem, czyli medycznym, to jest nic w porównaniu do tego, co działo się w zespole ezoterycznym. To była tak naprawdę szatańska loża VIP - ocenia Maciej.
Zespół ezoteryczny firmy sprzedaje produkty nietypowe: kamienie, amulety czy rytualne świece, mające zapewnić klientom zdrowie i dożywotnią pomyślność. - Był na przykład łapacz demonów, sama nazwa wydaje się śmieszna, ale niestety wiele osób się na to złapało. Czasem klienci "ezo" trafiali do mnie przy rzeczach medycznych. Widziałem wtedy wielki napis - VIP. Zjeżdżałem na dół ekranu, a tam kilka razy: 500 złotych i 5000 złotych - mówi Maciej.
- Ci ludzie w teamie ezoterycznym nie mieli żadnych zahamowań, absolutnie żadnych - mówi Maciej i dodaje: - Ja po trzech miesiącach miałem już dość. To miało związek z kobietą, której już nie pamiętam, co sprzedałem, chyba plastry na odchudzanie. Powiedziała mi: "Panie Maćku, powiem panu szczerze. Tyle razy mnie już oszukali. Już miałam z panem nie rozmawiać, ale jest pan tak ciepłą i serdeczną osobą, że panu zaufam. Przywraca mi pan wiarę w ludzkość". Serce pękło mi na pół - wspomniał.
Maciej odszedł z pracy z silnym postanowieniem, że zrobi wszystko, by firma w końcu przestała wykorzystywać ludzi. Jednocześnie chciał osobiście przeprosić choć kilka ofiar. Towarzyszyliśmy mu z kamerą. Reakcje ludzi były wzruszające. - Jest mi niezręcznie, bo to była moja naiwność. Bardzo panu dziękuję - oświadczyła jedna z przeproszonych kobiet.
Źródło: "Uwaga!" TVN
Źródło zdjęcia głównego: UWAGA TVN