Winy za te wydarzenia nie ponosi konkretna opcja polityczna czy grupa. To jest wina bardzo wielu ludzi odpowiedzialnych za edukację - mówił w "Faktach po Faktach" w TVN24 profesor Adam Daniel Rotfeld, komentując reportaż "Superwizjera". Ocenił, że materiał "powinien odegrać rolę sygnału alarmowego".
Dziennikarze "Superwizjera" ujawnili w sobotę wyniki swojego śledztwa dotyczącego działalności niektórych polskich środowisk narodowych, m.in. Stowarzyszenia "Duma i Nowoczesność". Na nagraniach ukrytą kamerą pokazali m.in. obchody 128. urodzin Adolfa Hitlera zorganizowane w 2017 roku w lesie nieopodal Wodzisławia Śląskiego.
Widać rozwieszone na drzewach czerwone flagi ze swastykami i "ołtarzyk" ku czci Adolfa Hitlera z jego czarno-białą podobizną oraz wielką drewnianą swastyką nasączoną podpałką do grilla, która po zmroku zostaje podpalona. Uczestnicy spotkania przebrani są w mundury Wehrmachtu i SS, wznoszą toasty "za Adolfa Hitlera i naszą ojczyznę, ukochaną Polskę".
"Reportaż powinien odegrać rolę sygnału"
Profesor Adam Daniel Rotfeld, były minister spraw zagranicznych powiedział w "Faktach po Faktach", że "jesteśmy w tym punkcie, gdzie jeszcze można wielu rzeczom zapobiec".
- Ten reportaż powinien odegrać rolę sygnału. Autorów tego reportażu można nazwać sygnalistami - wskazał.
Jak dodał, "oni poruszyli pewną strunę". - Język nienawiści opanował scenę publiczną i debatę. Nie ma debaty, tylko są inwektywy i obrzucanie ludzi najgorszymi wyzwiskami, zmyśleniami, kłamstwami. To stało się normą, otóż to nie jest normalne - zaznaczył.
"To jest wina wielu ludzi odpowiedzialnych za edukację"
Profesor Rotfeld podkreślił, że winę za takie wydarzenia nie ponosi konkretna grupa. - To nie jest odpowiedzialność jakiejś konkretnej opcji politycznych czy grupy. To jest wina bardzo wielu ludzi odpowiedzialnych za edukację - ocenił.
- Jak oglądałem ten reportaż, pomyślałem sobie, że w Szwecji, która nie była okupowana przez Niemców, w której nie było ludobójstwa, w swoim czasie narastała fala skrajnego nacjonalizmu - mówił.
- Państwo szwedzkie, konkretnie premier Göran Persson, zaprosił 60 przywódców z całego świata. Byłem na tej sali wtedy, nagle zgasło światło, (…) okazało się, że to było zamierzone. Wtedy na ekranie pojawiła się grupa młodych, rozwydrzonych ludzi. To wyglądało groźnie. Po paru minutach premier wyszedł na trybunę i powiedział, że zaprosił nas z tego właśnie powodu, bo mamy do czynienia z problemem - opowiadał profesor.
"Zetknąłem się z wizerunkiem Hitlera, kiedy miałem 4 lata"
Profesor Rotfeld powiedział, że "pierwszy raz zetknął się z wizerunkiem Hitlera, kiedy miał cztery lata". - Poszedłem do szkoły, to była jeszcze szkoła pod okupacją niemiecką, tam był Hitler wśród fotografii, trzymał ręce na głowach dzieci. Ja i wszystkie inne dzieci wiedzieliśmy, że jest to największy zbrodniarz - mówił.
Dodał, że kiedy miał 3,5 roku, chował się przed Niemcami w schowku pod kuchnią. - Był taki schowek, gdzie kilkanaście osób się mieściło. Jego wielkość to było mniej więcej 4, 5 metrów. Tam czekaliśmy, kiedy Niemcy przyszli, żeby szukać i sprawdzać, czy ktoś się tutaj gdzieś chowa - powiedział.
"Miałem świadomość, że muszę być cicho"
Dopytywany, jak takiemu małemu dziecku udało się siedzieć w ciszy, odpowiedział, że w takich sytuacjach "wyczuwa się strach dorosłych". - Bez zbędnych słów to się udziela - przyznał Rotfeld.
- Pamiętam, że mi wtedy obiecywano złote góry, żebym był cicho, ale ja miałem świadomość, że niezależnie od tego, czy mi obiecują, czy nie obiecują, muszę być cicho, bo od tego zależy życie wszystkich innych - mówił profesor.
Jak podkreślił, "to dotyczyło milionów dzieci polskich". - To jest w ogóle niewyobrażalne. Gdyby dzisiaj opowiadać ludziom szczegółowo, jak to wyglądało, to bardzo wiele osób uzna, że to jest fantazjowanie, że takie coś się nie może zdarzyć. Otóż, to się zdarzyło za życia pokolenia naszych rodziców, dziadków - powiedział były szef MSZ.
- Od tamtego czasu minęło blisko 75 lat, wyrosły nowe pokolenia, dla których taka przekazywana pamięć zaczyna być czymś tak odległym - podsumował.
Dlatego - jak mówił - to, co zobaczył w reportażu "Superwizjera" było dla niego "szokujące". - To było żałosne, smutne, ale równocześnie straszne, że coś takiego istnieje - powiedział profesor.
Autor: kb//plw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24